Żywot pirata poczciwego z przymrużeniem oka opisany - OsK - 19 maja 2013

Żywot pirata poczciwego z przymrużeniem oka opisany

Szanowny czytelniku, po wieloletnich podróżach po wodach Archipelagu Nowomedialnego postanowiłem nakreślić skrótowo obraz przedstawicieli jednego z najczęściej spotykanych tutaj zawodów. Na podstawie obserwacji, rozmów z innymi żeglarzami, a i nie stroniąc od wykorzystywania dysput zasłyszanych na co większych forach, zarysowałem niniejszy obraz nowomedialnego pirata.

(Tekst z kluczem tak jawnym, że co chwilę można się o niego potknąć, ale gdyby ktoś naprawdę jakimś cudem go przeoczył, słowa kluczowe – zwane również tagami – mogą być pomocne.)

Szanowny czytelniku, niezmiernie cieszę się, że postanowiłeś zagłębić się w niniejszy tekst. Jako że już od grubo ponad dwudziestu lat pływam po wodach Archipelagu Nowomedialnego, postanowiłem skreślić parę słów, żeby możliwie najlepiej opisać Ci obraz człowieka, którego wolny duch i życie na granicy prawa od stuleci pociągały młodzież i dorosłych na całym świecie – postanowiłem skreślić krótką charakterystykę pirata.

Zanim, łaskawy czytelniku, oskarżysz mnie o paranie się pirackim rzemiosłem, uprzedzam, że nie mam z nim nic wspólnego i wiele już trudów włożyłem w to, ażeby zawsze pływać jedynie zalegalizowanymi łodziami i korzystać tylko i wyłącznie ze skarbów uczciwie nabytych. Przyznaję co prawda, że w młodości bardzo wczesnej (oddalonej w czasie o przynajmniej dwadzieścia dwa lata) zdarzyło mi się parokrotnie wsiąść (zapewne przez nieświadomość, ignorancję lub uleganie starszym) na jakąś piracką łajbę – bo i co ma do powiedzenia kilkuletnie pacholę, które chce zwiedzić trochę świata, a jest zupełnie zależne od innych? – ale moja świadomość postępku była wówczas na tyle mało rozwinięta, że nie byłbym w stanie zanalizować go choćby w minimalnym stopniu. Jednakże, jak zapewne wiesz, jeżeli pływa się po Archipelagu Nowomedialnym przez ponad dwadzieścia lat, nie sposób nie zauważyć czasem mniej lub bardziej tajonych ładunków, przesyłanych wzdłuż niektórych wysp za pomocą spływów potokowych lub pod płachtą brezentu na statkach, które ktoś obdarzony poczuciem humoru postanowił oznakować jako przewóz małych gryzoni domowych.

Na podstawie obserwacji, rozmów z innymi żeglarzami, a i nie stroniąc od wykorzystywania dysput zasłyszanych na co większych forach, zarysowałem niniejsze obserwacje. Zaznaczam jednak, że nie interesuje mnie pirat bezbarwny - nijaki rabuś, który bezrefleksyjnie korzysta z dóbr, których nie nabył - ale przede wszystkim nowomedialny pirat współczesny, który kieruje się pewną ideologią.

Pirat ten jest człowiekiem wolnym, ale jednocześnie przywiązanym do dóbr materialnych i tradycji, człowiekiem, który nie chce dostrzec piękna w efemerycznych widmach odległych skarbów - bo jak powszechnie wiadomo, największym dobrem każdego pirata jest jego okręt i zgromadzone skarby. Magia, która od lat skutecznie mąci w życiu codziennym mieszkańców naszego małego światka, doprowadziła do tego, że skarby nie muszą już być przechowywane w skrzyniach. Dziś wystarczy już tylko zapłacić za drogi klejnot i można we własnej kabinie rozkoszować się jego obrazem bez fizycznego posiadania go. Niestety, magia – jak to zwykle bywa z rzeczami niematerialnymi – jest nieustannie zaburzana. Są wyspy nad którymi jej przepływ jest silnie tłumiony lub zbyt wysoko wyceniany przez miejscowych gubernatorów, którzy nieraz, wziąwszy zapłatę do kieszeni, ignorują obowiązek czuwania nad stałym i niezachwianym przepływem tej niepojętej mocy. Pirat, jak już powyżej wspomniałem, jest tradycjonalistą. Nie znosi również, gdy z przyczyn od siebie niezależnych nie może cieszyć swoich oczu – zniszczonych już nieustannym wpatrywaniem się w rozmigotane i odległe horyzonty – skarbem, za który przecież zapłacił. W związku z tym woli on trzymać swoje skarby, tak jak czynili to jego ojcowie – w skrzyniach. Skrzynie te, co oczywiste, znacznie bardziej niż magia podatne są na upływ czasu, przypadkowe zalania i nieproszone szkodniki, ale cóż z tego, skoro ich widok tak cieszy serce starego podróżnika i daje poczucie pewności, że nawet trafiwszy na najbardziej nieznany i niedostępny dla magii akwen, wystarczy jedynie wierna łajba, by móc się cieszyć zgromadzonymi dobrami.

Magia nie przestaje się jednak rozwijać, coraz bardziej zaawansowane techniki pozwalają na tworzenie niezwykle realistycznych skarbów w prawdziwych skrzyniach. Wielcy szamani naszego Archipelagu potrafią nawet – na przykłąd odkręcając potężne zawory – tworzyć cudowne obrazy w parze, którą przesiąkają kamienie zamknięte w kufrach. Nieraz już zamierało serce przyszłych piratów, gdy – wydostawszy się ze sfery magicznych wpływów – spostrzegali, że wspaniałe diamenty, które nabyli, jeżeli tylko pozbawi się je tej niewielkiej ilości magicznego tchnienia, stają się natychmiast zwykłymi kamieniami i nawet tysiąckrotne kręcenie ich wokół własnej osi nie jest w stanie wykrzesać z nich choćby jednej iskry dawnego czaru.

Współczesny pirat chce posiadać. Chce widzieć, że zakupione diamenty pozostaną nimi nawet po wielu latach pływania, a brak magicznego tchnienia nie zamieni ich w jednej chwili w bezwartościowe płyty, których oglądanie może co najwyżej przywołać miłe wspomnienia dawnych złudzeń.

Choć oczywiście nie brak jest młodzieńców, którzy uważają, że nawet najpiękniejsze skarby nie są warte tego, by za nie płacić i bezrefleksyjnie korzystają z cudzych dóbr, trudno nie zauważyć, że wielu współczesnych piratów to osoby albo uważające, że magiczne iluzje kamieni szlachetnych nie są warte ceny prawdziwych, albo chcące przekazywać swoje monety osobom odpowiedzialnym za wydobycie i wyrób skarbu, a nie narzucającym bezwstydne ceny kupcom.

Wiele już prawych kobiet i mężczyzn zaczęło się parać piractwem na skutek doznanego zawodu. Każdy sprzedawca pragnie jak najbardziej zachwalać swój towar, wykrzykuje na targach hasła, które strudzeni wędrowcy chcą usłyszeć, i albo pokazuje zawsze najpiękniejsze strony swoich skarbów, albo pozwala rzucić w głąb skrzyni tylko kilka krótkich spojrzeń. Nieraz już zdarzyło się, że zachwycony nowo nabytym skarbem marynarz otwierał w kajucie swoją najnowszą skrzynkę tylko po to, żeby pod warstwą pięknych, połyskujących rubinów odkryć nieprzebrane pokłady mułu (lub czegoś gorszego), w który najzwyczajniej świecie brzydził się chociażby włożyć rękę.

Całe szczęście wciąż są jeszcze skrzynie, w których niczego nie brakuje.

Historia zdaje Ci się zapewne nieprawdopodobna, ale sądzę, że obiła Ci się o uszy opowieść o wyładowanych błotem skrzyniach, na których widniały wytłoczone napisy głoszące, że skarb jest przeznaczony dla obcych żołnierzy piechoty morskiej przebywających w koloniach. Bywają jednak sytuacje nawet bardziej bulwersujące, które już niejednego pchnęły na drogę bezprawia! Znałem raz prawego człowieka (w niniejszym piśmie będę nazywał go N.), który zaczął parać się pirackim procederem właśnie po to, żeby nadrobić szkodę, wyrządzoną mu – jak przynajmniej on sam uważał – przez niegodnego kupca. N. powróciwszy do domu odpakował swój nowo kupiony skarb i po kilku godzinach cieszenia się jego zawartością zauważył, że na dnie skrzyni znajduje się niemałe, puste pudełko. Jako że spodziewał się skrzyni wypełnionej dobrami od dna po wieko, postanowił całą sytuację wyjaśnić. Okazało się, że za wypełnienie tego dodatkowego pudełeczka trzeba uiścić kolejną opłatę. N. poczuł się niemało dotknięty i oszukany, bo przecież nikt mu nie powiedział, że skrzynia ze skarbem jest wybrakowana. Niestety, w świetle panującego na naszym archipelagu prawa, każda skrzynia może posiadać niemal niezliczoną liczbę takich pustych pudełeczek! N., pragnąc otrzymać to, za co zapłacił, odebrał właściwą zawartość pudełeczka od jakiegoś innego, podejrzanego kupca, którego cechą charakterystyczną były zdecydowanie zbyt długie siekacze. Z czasem jednak, z obawy przed powtórzeniem sytuacji, zaczął korzystać z jego usług znacznie częściej.

Przyznaję, że poświęciłem nieco czasu na przyjrzenie się metodom, jakimi prawi, pracujący w pocie czoła i uczciwi sprzedawcy starają się ukrócić piracki proceder i doszedłem do wniosku, który był dla mnie prawdziwym szokiem. Oni chyba jednak całkiem omawianych piratów lubią! Nie wiem, czy drogi czytelniku zdajesz sobie z tego sprawę, ale każda skrzynia ze skarbem ma wieko zrobione z bardzo słabego materiału. Nie sposób jest wykonywać je z twardszego drewna, bo kufry stałyby się zbyt nieporęczne i prawdopodobnie w ogóle nie dałoby się ich otworzyć. Jeżeli pirat nie potrafi otworzyć wieka w sposób niejako naturalny, nie jest to wielkim problemem, bo ma cały zestaw narzędzi, którymi może się przez nie przewiercić. Zdarza się także, że potokami spływają skrzynie zupełnie już wiek pozbawione. Tymczasem owi kupcy, chcąc rzekomo zabezpieczyć się przed kradzieżą montują w skrzyniach laserowe zamki, tytanowe kłódki i inne systemy, których nazwy mają sugerować, że wszystko jest save i secure. Wielu osobom uniemożliwiły już one szybkie i wygodne dobranie się do upragnionej skrzyneczki i skierowały ich ku poszukiwaniom kufrów bez wiek. O ile mi jednak wiadomo, sami piraci – poza nielicznym gronem rzemieślników zajmujących się usuwaniem wiek – nawet nie odczuli zmiany. Wiarygodne źródła donoszą mi nawet o osobach, którzy sięgają po pakunki spływające potokami mimo tego, że zakupiły wcześniej ich legalne odpowiedniki – znakomite zabezpieczenia niestety uniemożliwiły im cieszenie się legalnie zakupionym towarem. Dlaczego sprzedawcy skarbów zaczęli tym sposobem namawiać prawych obywateli do zejścia na drogę występku? Oto jest pytanie.

Piractwo jest złe, nie ma co do tego wątpliwości. Pewnie zastanawiasz się teraz drogi czytelniku, jakie to męki musi przeżywać współczesny pirat z powodu wyrzutów sumienia? I tutaj Cię pewnie zaskoczę, ponieważ o ile mi wiadomo – zwłaszcza tutaj pomocne okazały się rozmowy zasłyszane na miejskich forach – wyrzutów sumienia nie ma on wcale. Mniej obchodzi mnie ta specyficzna grupa, którym wszystkie dylematy moralne są absolutnie nieznane, znacznie bardziej interesujący wydają mi się piraci, którzy wytworzyli dla procederu, którym się parają, odpowiednie wytłumaczenia. Jakie? Spróbujmy wskazać najbardziej powszechne:

1. Skrzynia ma być pełna. Kupując kufer nie dopuszczają do siebie możliwości, że może w nim być chociażby trochę wolnego miejsca, za które musieliby dodatkowo dopłacać. Tak więc wyławiają z rzek – ponoć całkiem duży ruch panuje na Bystrej – tylko to, co uważają, że im się i tak należy.

2. Uważają się za współczesnych pirackich Robin Hoodów. Są ludzie, których na coś nie stać i są firmy, które mają tony złotych dukatów. Te drugie nic nie stracą, jeżeli odda się trochę dóbr tym pierwszym.

3. Wierzą w powszechną równość, bez względu na prawa współczesnego rynku. Według nich, po prostu każdy, niezależnie od zasobów, powinien mieć dostęp do każdego dobra kulturowego.

4. Uważają, że walczą z systemem. Pragną, żeby ich piracenie było sygnałem, że nie popierają spadku jakości produktów, ideologii lub polityki cenowej danej kampanii itp. Jak jednak wiadomo, jako że trudno jest im żyć zupełnie bez skarbów, protest poprzez nie korzystanie w ogóle z dóbr danej firmy nie wchodzi w grę.

5. Pirat uważa, że skoro go na coś nie stać, to wiadomo że i tak tego nie kupi, więc korzystanie z produktu bez płacenia za niego nie przynosi nikomu szkody. No bo, jak powszechnie wiadomo współczesne piractwo na Archipelagu Nowomedialnym przybrało przeciekawą formę w której to nawet jeżeli ukradnie się czyjś skarb, ta osoba i tak go nie traci. Dziwnie pomijany jest tutaj prosty fakt, że gdyby wszyscy zostali piratami, wszystkie porty mogłyby skończyć jako opustoszałe ruiny, ale to już nie mi roztrząsać.

Piraci lubią życie bez zobowiązań. Zazwyczaj przygarnięcie nowego skarbu wymaga uwag i poświęcania mu sporej ilości czasu. Nieraz, nawet jeżeli przedmiot okazał się nie spełniać oczekiwań nabywcy, ten stara się nim cieszyć tak, jak tylko jest to możliwe, żeby tylko uzasadnić poniesiony przez siebie wydatek. Piraci są inni – dla nich nabycie nowego skarbu jest tak łatwe i tanie, że mogą swobodnie przebierać między tysiącami drogocennych kamieni tylko po to, żeby po kilku minutach oglądania, raz lub dwa razy w miesiącu wybrać dokładnie te, które w zupełności spełniają ich oczekiwania. Może gdyby opisywani powyżej sprzedawcy pozwalali dokładniej zgłębić zawartość sprzedawanych szkatułek, trochę mniej osób parałoby się tak niegodnym rzemiosłem?

Piraci są często zapalonymi kolekcjonerami. Lubią gromadzić dobra do tego stopnia, że nieraz wystarczy, że zobaczą jakiś nowy kamień szlachetny, a natychmiast zaczynają przeszukiwać rozliczne strumienie celem znalezienia jakiegoś wolnego od opłat egzemplarza. Tkwi tutaj jednak pułapka, która jest jedną z przyczyn udręki zarówno dla bogaczy, jak i dla piratów. Wraz z gromadzonymi skarbami, coraz trudniej jest im się cieszyć nowymi nabytkami. Dodatkowo sytuacja jest komplikowana przez nadzwyczajne tempo produkowania różnego rodzaju wartościowych przedmiotów, które pirat koniecznie musi zgromadzić. To natomiast sprawia, że trudno jest mu znaleźć czas, żeby nacieszyć się każdym z nich tak, jak należy.

Jak już zaznaczałem, piractwo uważam za proceder haniebny, zły i niegodny. Patrząc jednak na pirackie życie trudno jest nie zauważyć, dlaczego ci morscy rabusie już tak długo cieszą się sporą popularnością wśród ludu i dlaczego tak wiele osób nawet nie myśli o wejściu na prawą drogę. Szanowny czytelniku, może mimo nieustannego napiętnowania piratów, przyszedł już czas, kiedy rzemieślnicy i kampanie handlowe powinny zadać sobie pytanie, czy to przypadkiem nie ich nieprzemyślane działania prowadzą do takiej popularności omawianego przeze mnie zajęcia?

Na zakończenie chciałbym jeszcze przeprosić potencjalnych piratów, którzy zechcieli poświęcić czas na przeczytanie tak nieprofesjonalnego o nich tekstu. Jeżeli dostrzegają jakieś niesłuszne oskarżenia lub niedomówienia, miast od razu brać się do abordażu mojego stateczku - na którym niniejszy tekst powstał - proszę uprzejmie, by raczyli nanieść sprostowania w bardziej pokojowy sposób.

 
OsK
19 maja 2013 - 19:00