Dokopać piratowi - evilmg - 11 stycznia 2013

Dokopać piratowi

Wszyscy zapewne zauważyliście, że wojna z piratami od kilku lat przybiera jakieś absurdalne formy. Jakoś nikt nie chce widzieć, że najbardziej obrywa na tym ten osobnik, który akurat postanowił być uczciwym graczem i nie kraść upatrzonej gry. Pieprzę bez sensu? Możliwe, ale zgadnijcie kto najczęściej użera się z głupimi zabezpieczeniami? Ano ten co kupił oryginał w takowe zaopatrzony...

Jeśli ktoś ma w zwyczaju kupowanie gier to prawdopodobnie wie o czym mówię. Człowiek chce sobie pograć w podróży i okazuje się, że nie może, bo... zapomniał wziąć płytkę ze sobą. Płytkę, która jest potrzebna tylko po to żeby gra mogła sobie zobaczyć czy takową posiadasz, a potem możesz ją schować do pudełka. Przynajmniej do następnego razu kiedy to będziesz chciał dostąpić zaszczytu grania. Dlaczego dystrybutorzy gier dziwią się, że fora poświęcone grom wypełnione są poradami mającymi na celu unieszkodliwienie upierdliwego zabezpieczenia? Nie po to człowiek płaci za grę żeby potem dostać upośledzony produkt i wozić ze sobą zawsze karton płyt...

 

Wszystko zaczęło się od gier pytających biednego użytkownika o zawartość instrukcji dołączanej do danego tytułu. Trzeba było wpisać odpowiednie słowo albo kliknąć na jeden z kilku proponowanych symboli i można było grać. Zabezpieczenie okazało się być upierdliwe (już wtedy!)... i kompletnie bezużyteczne. Potem próbowano różnych wariacji na ten temat – gracz w pudełku znajdował różniste dodatki opatrzone kodami potrzebnymi do grania. Piratów to nie zatrzymało nawet wtedy gdy owych kodów nie dało się skserować. Jakoś nikt nie wpadł na to, że wystarczy je przepisać i wydrukować... a po ryju dostał oczywiście użyszkodnik legalnej wersji.

 

Kolejnym krokiem były używane do dzisiaj seriale, których skuteczność jest co prawda niewielka, ale przynajmniej nie utrudniają zbytnio życia klientowi. Kod wklepuje się przy instalacji i resztę człowiek miał w poważaniu, ale potem oczywiście ktoś wpadł na to, że kod to za mało i mam jeszcze ze sobą płytę wozić...

 

Żeby było śmieszniej to dopiero wierzchołek góry lodowej. Coraz więcej gier nie odpali się bez połączenia z internetem (Brawo! Już pędzę podpisać umowę z kolejnym operatorem!), albo, co jeszcze lepsze, daną kopię da się zainstalować tylko kilka razy i w razie czego będę musiał zadzwonić do władców świata i wytłumaczyć się dlaczego odinstalowałem ich genialny produkt, albo dlaczego miałem fantazję formatować dysk twardy przy okazji modernizacji sprzętu. Paranoja! A co najlepsze to nadal nie koniec cudownych pomysłów na walkę z piractwem (i przy okazji biednym użytkownikiem).

 

Tak po prawdzie to nie tylko gry i programy są zaopatrzone w upierdliwe zabezpieczenia. Jestem nieszczęśliwym posiadaczem soundtracku z „Władcy Pierścieni”, który... nie daje odtwarzać się na kompie. Żebym przypadkiem nie skopiował cholerstwa celem jego nielegalnego rozprowadzania. Nie muszę dodawać, że w efekcie bubel leży na półce i przeważnie nikt go nie słucha. A miał być takim fajnym prezentem... Jeśli chodzi o filmy to geniusz dystrybutorów wręcz onieśmiela! Człowiek kupi film tylko po to żeby po dostarczeniu go do domu mógł przez kilka minut oglądać różnobarwne plansze informujące go, że jeśli ukradnie ten film (przecież go kupiłem!) albo będzie rozprowadzał to będzie miał kłopoty. Najśmieszniejsze jest to, że Ci którzy filmy ściągają mogą nawet nie mieć pojęcia, że takie "zabezpieczenia" istnieją.

 

Wiedzieliście, że ktoś kiedyś wpadł na genialny w swojej prostocie pomysł zabezpieczania gier (innego softu też)? Nielegalne kopie miały... niszczyć sprzęt na którym były używane. Zgadniecie kto wpadł na ten pomysł? Sony oczywiście. Na szczęście minęło dobre 11 lat od kiedy świat okrążyły te złowróżbne wieści i, jak na razie, nikt do tego pomysłu nie wraca...

 

Na szczęście nie każda produkcja jest zaopatrzona w osobiste pole minowe, a niektóre gry są zabezpieczone w sposób iście finezyjny. Na piratów czekają po prostu dodatkowe „atrakcje”. Czasem będą to podmienione animacje, upierdliwi npc, zatrzaskujące się „na amen” drzwi, nieśmiertelni przeciwnicy, obleśne przerywniki filmowe itd. Co ciekawe takie zabezpieczania uderzają nie tylko w samych piratów, ale też tych, którzy z ich usług korzystają. Jeśli zdarzyło wam się, że ktoś narzeka na przykład na dziwaczne błędy w „Wiedźminie 2”, a Wy takowych nie doświadczyliście to już wiecie skąd narzekający osobnik wziął swoją kopię gry. Najlepsze jest to, że spora gromadka kretynów miała jeszcze pretensje to CD Projektu, że ich pirat utrudnia im przejście gry i wrzucali na Youtube filmiki z rzekomymi „bugami”. Nie ma to jak bezczelny złodziej.

 

evilmg
11 stycznia 2013 - 15:01