Mario to jedna z największych gwiazd w świecie gier wideo. Pocieszny hydraulik debiutował wiele lat temu i z miejsca stał się maskotką Nintendo. Ten dosyć nietypowy bohater był świadkiem i uczestnikiem wielu ważnych wydarzeń w branży gier wideo. Mario jest ikoną i ma status międzynarodowej gwiazdy. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że pierwszy film bazujący na grze wideo koncentrował się na przygodach wąsatego pana w ogrodniczkach. Nie mówię jednak o niesławnym filmie z 1993 roku. Mario debiutował na srebrnym ekranie już w 1986. Co to był za debiut!
Koniec roku 1995, małoletni szkrab otrzymuje w prezencie Pegazusa wraz z grą Super Mario Bros. Rok 2005, nieco starszy, ale wciąż młody rozwija pasję zapoczątkowaną przez wąsatego hydraulika. Rok 2015, już nie taki najmłodszy wciąż zagrywa się w to starusieńkie, niemalże 30 letnie dzieło sztuki.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak mogą wyglądać takie gry jak Super Mario Bros. oraz Contra w trójwymiarowym środowisku? Ja tak, dlatego też zdecydowałem przyjrzeć im się bliżej.
Nadwaga. Przaśny wąs. Czerwony kombinezon i śnieżnobiałe rękawiczki. Wieczny, prawdziwie szczery uśmiech na krągłej, rumianej twarzy, którego przebić może już tylko równie radosny ton głosu. I już wiem, że wy już wiecie. Kto by pomyślał, że szczęśliwy do granic możliwości, wciągający grzyby i skaczący po głowach żółwio-ptaków gruby hydraulik włoskiego pochodzenia stanie się kiedykolwiek mega ikoną świata elektronicznej rozrywki. Niemniej - słowo stało się ciałem i bez względu na to, czy ktoś dzisiaj w gry komputerowe gra, czy też i nie, duet braci Mario zna nieomal każdy. Tytułów z udziałem tego radosnego rodzeństwa nagromadziło nam się już dzisiaj bez liku, ale czy w 28 lat po premierze ciągle możliwe jest czerpanie radości z pierwszego z nich?
Dzisiaj chciałbym Wam podać tajny przepis na przygotowanie w domowych warunkach - postaci z Super Mario Bros. znanego jako Muchomorek! :) Nie jest to idealny model w skali 1:1, ani wierne odzwierciedlenie pierwowzoru, ale zawsze to dobra i smaczna zabawa, z growym akcentem w tle.
Żyjemy w czasach indiegamingu. Coraz łatwiej znaleźć gry nazywające siebie "indie" - i to nawet, jeśli są one tworzone przez spore zespoły programistów, a następnie sprzedawane na Steamie lub innych platformach masowej dystrubucji (za niemałą gotówkę). Jaka jest więc różnica pomiędzy tego typu tworami a "zwykłymi" grami? Zupełnie żadna - to kwestia odpowiednio poprowadzonego marketingu i przypięcia odpowiedniej łatki.
Skąd moje oburzenie? Problemem wydaje mi się być przede wszystkim przekucie oryginalnej, wartościowej idei indiegamingu na język biznesu. Termin "indie" stał się niesamowicie nośny, a wszelkiej maści hipsterzy i "wyjątkowi oraz alternatywni" gracze łatwo dają się wciągnąć do trybików marketingowej machiny. Duża część gier sprzedaje się tylko dlatego, że wydaje się być bardzo głęboka pod względem treści i przekazu, a w rzeczywistości nie zawiera prawie żadnych wartościowych treści. Atrakcyjna otoczka pomaga sprzedać produkt - a o to przecież chodzi.
W formie dość rozbudowanego dodatku do mojego poprzedniego wpisu poświęconego legendzie o ukrytym świecie w Super Mario Bros, chciałbym wspomnieć jeszcze nieco o samej grze, odwołując się przy tym do dalekiej już historii. Na pewno, długo można byłoby pisać o tym jak dużą rolę SMB odegrał w rozwoju platformówek i gier jako medium. Interesujące jest to, że o jego być może najważniejszej zasłudze dla branży pamięta dzisiaj stosunkowo niewiele osób. Ukazując się w 1985 roku, Mario przyczynił się bowiem w dużej mierze do ogromnego sukcesu wchodzącej właśnie na rynek konsoli Nintendo Entertainment System. Powodzenie tytułu startowego nowej platformy sprzętowej, przywitalibyśmy dzisiaj jedynie kiwnięciem głową, ale w połowie lat 80. miało ono zasadnicze znaczenie dla przyszłości większej części przemysłu elektronicznej rozrywki. To właśnie NES wraz z dziełem Shigeru Miyamoto uratował dogorywający amerykański rynek konsol, a więc wówczas praktycznie całą zachodnią branżę domowych gier wideo. Ale zaraz, zaraz. Jak to dogorywający? Czy praktycznie całe lata 80. nie były złotym okresem dla gier? Prawda niestety nie jest aż tak różowa jak ówczesna moda.
Wiele osób czytających te słowa doskonale pamięta epokę ośmiobitowców - czasy prostych dźwięków, rozpikselowanej grafiki i ogromnej grywalności wydawanych wówczas gier. Bohaterowie ówczesnych dzieł powracają w znakomitej formie - wszyscy spotkali się w jednej tylko produkcji: Super Mario Bros. Crossover.
Jako, że jest to gra przeglądarkowa, każdy gracz może za darmo wcielić się w Ryu (Ninja Gaiden), Linka (cykl Zelda), Billa R. (Contra), Simona (Castlevania) i wiele innych postaci. Wszyscy herosi postanowili wspomóc Mario w jego poszukiwaniach księżniczki Peach, dzięki czemu możemy przejść wszystkie plansze z oryginalnego Mario Bros. w typowy dla wybranych bohaterów sposób (a więc strzelając z karabinu czy przyklejając się do ścian).
Super Mario Bros, wydany w 1985 roku na konsolę NES, jest zapewne jednym z najbardziej znanych i najważniejszych tytułów w historii branży. Ponad 40 milionów sprzedanych egzemplarzy, które przez lata ukazywały się na niezliczonych platformach, świadczy o ogromnej sile przyciągania przygód włoskiego hydraulika. SMB, podobnie jak Pac-Man czy Tetris, należy do do tych gier, które rozpoznawalne są na pierwszy rzut oka nawet przez kompletnych laików, którzy nigdy nie mieli w ręku pada, a ich doświadczenie z tą formą rozrywki skończyło się na zabawie ze Snake`iem na komórce znajomego. Siłą rzeczy więc niesamowita popularność i rozpoznawalność Super Mario Bros zaowocowała narodzinami związanych z nim mitów i legend. Jedną z nich, przez wielu uznawaną z najpopularniejszą w historii gier w ogóle, jest opowieść o tajemniczym „minusowym” poziomie niedostępnym dla zwykłych graczy, z którego istnienia nie zdawali sobie sprawy również twórcy tytułu.