Koniec roku 1995, małoletni szkrab otrzymuje w prezencie Pegazusa wraz z grą Super Mario Bros. Rok 2005, nieco starszy, ale wciąż młody rozwija pasję zapoczątkowaną przez wąsatego hydraulika. Rok 2015, już nie taki najmłodszy wciąż zagrywa się w to starusieńkie, niemalże 30 letnie dzieło sztuki.
Super Mario Bros. to sukcesor i pseudo-sequel przeboju automatów, znanego pod nieco krótszą nazwą – Mario Bros. Zaprojektowana przez Shigeru Miyamoto, który tak jak i jego „dziecko”, może się szczycić statusem legendy branży. Super Mario Bros. pojawił się na rynku we wrześniu 1985 mniej więcej w tym samym czasie, w którym NES wylądował na półkach amerykańskich graczy. Podbił ich serca (i portfele), postawił na nogi umierającą w wyniku krachu w 1983 roku branżę gier i dorobił się (ogromnego) stada sequeli, spin-offów, seriali, a nawet występu w kilku filmach, w tym raz w roli głównej.
Głównym założeniem platformowej podróży w prawo jest tułaczka po wielu różnorodnych krainach, od ziemnych klepisk, przez wody, podziemia i przebieżki po chmurach. Względem swego poprzednika Super Mario Bros wprowadziło wiele nowości. SMB zyskało długie, przewijające się plansze, zamiast jednego ekranu. Mario i Luigi mogli teraz skakać po skorupach żółwi i innych przeciwników, co w Mario Bros. kończyło się skuchą. Jednakże ciekawszą informacją jest historia koloru tła – wydawałoby się, że to błahostka. Super Mario Bros. to jeden z pierwszych tytułów, gdzie „niebo” nie było czarne. Cytując Shigeru Miyamoto „Chcieliśmy wielkiego Mario biegającego pod błękitnym niebem. Wycisnęliśmy z technologii NESa co tylko się dało”. W dzisiejszych czasach słowa Miyamoto brzmią jak żart lub kompletnie bezsensowne wyolbrzymienie. W latach 80 jednak zmiana koloru tła była nie tylko dodatkowym wyzwaniem dla konsoli, ale również dla graczy, ponieważ jasne kolory rozpraszały uwagę i ciężej było się skupić na grze – tak przynajmniej uważano i jak widać raczej nie było w tym wiele racji.
Jak to zwykle bywa, gdy coś się tworzy różne początkowe pomysły zostają odrzucone lub dodaje się kilka nowych. Zanim ukuto pojęcie „platformówki” Super Mario Bros. było znane jako gra gatunku „athletic game”, przy czym oba pojęcia niewiele się różnią. Zamysłem „athletic games” było jak najszybsze dostanie się z jednego końca planszy na drugi, po drodze unikając wszelkich niebezpieczeństw. Jednak zadanie Mario nie od razu przyjęło postać wrzucania żółwio-smoków do lawy. Początkowo Super Mario Bros. miało polegać w głównej mierze na... strzelaniu. Później pomysł wielokrotnie wracał do twórców, w planach pojawiło się stworzenie poziomu, w którym Mario ujeżdżając chmurkę strzelałby do przeciwników. Jeżeli graliście, to wiecie, że pomysł nie ujrzał światła dziennego. Czego nie wiecie, to, że szczątki idei pozostały – są to bonusowe plansze, w których Mario pomyka po chmurkach chcąc uzbierać jak najwięcej monet oraz fire flower, power-up dający herosowi możliwość strzelania fireballami.
A skąd wziął się pomysł zmiany wzrostu bohatera? Być może ciężko w to uwierzyć, ale było to dzieło przypadku. W trakcie produkcji, gdy gra była już w całkiem sensownym stanie, designerzy stwierdzili, że chcą uczynić Mario większym. Nie sprawiło to większych problemów, bohater otrzymał więcej pixeli wzrostu, mapy, skalowane do tej pory specjalnie dla jego mniejszego odpowiednika pozostały bez zmian i w tym momencie ktoś zauważył, że zabawnie byłoby mieć power-up, zmieniający wzrost postaci. I tyle.
Do stworzenia odpowiedniej ścieżki dźwiękowej oddelegowany został Keji Kondo. Aby wszystko grało w dobrym rytmie, zanim zabrał się do roboty przedstawiono mu prototyp gry, gdzie dowiedział się z jakim tworem ma do czynienia. Melodia, którą znamy wszyscy po raz pierwszy zabrzmiała na pianinie. W trakcie dalszych prac Kondo przyspieszył nieco tempo utworów i wprowadził ewentualne poprawki zgodnie z oczekiwaniami testerów gry. Motyw główny Super Mario Bros. towarzyszy nam w szerokiej gamie wariacji do dziś.
Super Mario Bros. to dla wielu graczy – w tym dla autora niniejszego tekstu – żywa legenda, jedna z pierwszych, jeżeli nie pierwsza gra, którą pokochali. Dla Nintendo to chyba druga po Pokemonach kopalnia złota, z której wykopano więcej prawie-takich-samych-ale-różnych tytułów, niż CoDów i Assassinów razem wziętych (w końcu wąsacz obrósł w ponad 200 tytułów!). Co dalej z marką? Niedawno otrzymaliśmy ósmą odsłonę Mario Kart, Toad, jedna z postaci uniwersum dostał własną grę, Yoshi również... Patrząc na wzrost sprzedaży słabego do tej pory Wii U wydaje się, że będzie tylko lepiej. Zwłaszcza przyglądając się ostatnim plotkom z Nintendo, które planuje film animowany o hydrauliku i znajomych w rolach głównych.