Świat pod kreską - Ender - 6 września 2011

Świat pod kreską

Super Mario Bros, wydany w 1985 roku na konsolę NES, jest zapewne jednym z najbardziej znanych i najważniejszych tytułów w historii branży. Ponad 40 milionów sprzedanych egzemplarzy, które przez lata ukazywały się na niezliczonych platformach, świadczy o ogromnej sile przyciągania przygód włoskiego hydraulika. SMB, podobnie jak Pac-Man czy Tetris, należy do do tych gier, które rozpoznawalne są na pierwszy rzut oka nawet przez kompletnych laików, którzy nigdy nie mieli w ręku pada, a ich doświadczenie z tą formą rozrywki skończyło się na zabawie ze Snake`iem na komórce znajomego. Siłą rzeczy więc niesamowita popularność i rozpoznawalność Super Mario Bros zaowocowała narodzinami związanych z nim mitów i legend. Jedną z nich, przez wielu uznawaną z najpopularniejszą w historii gier w ogóle, jest opowieść o tajemniczym „minusowym” poziomie niedostępnym dla zwykłych graczy, z którego istnienia nie zdawali sobie sprawy również twórcy tytułu.

Według najbardziej rozpowszechnionej wersji legendy, do ukrytego „minusowego” poziomu można było się dostać dzięki sztuczce wykorzystującej błędy w grze. Najpierw powiedzmy sobie jednak kilka słów o dosyć nazwie mitycznego miejsca. Wzięła się ona najpewniej ze sposobu w jaki konsola wyświetlała na ekranie jego nazwę. Normalnie wszystkie dostępne levele były podpisywane dwuczłonowo np. 1-3, 2-1. Pierwsza cyfra oznaczała numer świata, druga jego część, w której aktualnie się znajdowaliśmy. Tajemniczy level zapisywany miał być jedynie jako „ -1” pozostawiając pierwszą pozycje pustą. Do "minusa" można było dostać się tuż przed samym końcem poziomu 1-2. Trzymając prawy przycisk kierunkowy, musieliśmy skakać po rurze prowadzącej na powierzchnię tak długo aż Mario (koniecznie w powiększonej postaci uzyskanej dzięki power-upowi) zawiśnie w powietrzu i zacznie powoli przenikać przez boczną ścianę podziemia. Tą niekonwencjonalna drogą dostawaliśmy się do komnaty, z której jednym wyjściem była rura-portal prowadząca do innego świata.

Jakież dziwy i niesamowitości ujrzał Mario przekraczając ukryte „wrota”? Tak naprawdę jedynie zwykły level gry, który był ciągnącą się w nieskończoność bo zapętloną wersję podwodnego poziomu 2-2. Gracze mogli płynąc przed siebie nieustannie przez wiele godzin, ponieważ w lokacji nie można było dostać się do charakterystycznej flagi i masztu na, który wspina się wąsaty bohater sygnalizując ukończenie etapu. Przejście prowadzące do flagi kierowało ich bowiem na jego sam początek. Jednym wyjściem z tej patowej sytuacji było więc zresetowanie konsoli i rozpoczęcie gry od nowa. Poziom nie jest więc tak naprawdę wielką rewelacją, ale znalezienie ukrytej ścieżki pozostawia zawsze pewną dozę satysfakcji. Na wspomnienie zasługuje jeszcze to, że jeżeli do „minusa”, przy pomocy edytora i oryginalnego ROM-a, dodamy nieobecny zamek i flagę otworzą się przed nami następne „minusowe” światy, będące zabugowanymi wersjami kilku standardowych etapów. Zobaczymy w nich dosyć zaskakujące krajobrazy, które zafundują nam między innymi znikający przeciwnicy oraz niepoprawnie wyświetlana grafika. Błąd umożliwiający dostanie się do "minusa" usunięto w kolejnych, licznych edycjach gry. Poszukiwaczom gamingowych tajemnic, którzy chcieli doświadczyć podwodnych „cudów”, pozostawało więc wyciągnąć pokryty kurzem kartridż oraz odpalić NES-a albo uciec się do zabawy z emulatorem. Od kilku lat podobne efekty można uzyskać także z Wii, a ostatnio z 3DSem, bowiem SMB dostępny w wirtualnym sklepie Nintendo jest oryginalną odsłoną SMB, w której zachowały się wszystkie występujące w niej niedoróbki i błędy.

Znacznie ciekawiej „minus” prezentował się w wersji gry, którą przygotowano dla japońskiego NES-a (znanego tam pod nazwą Famicom), obsługującego tytuły zapisane na magnetycznych dyskietkach. Dostęp do mitycznego świata był w niej identyczny jak w innych edycjach SMB z tym, że posiadała ona dodatkowo kilka innych "minusowych" poziomów, które były ze sobą połączone, a przejście do nich nie wymagało stosowania żadnych trików. Wyglądały one tak jakby twórcy gry eksperymentowali z pewnymi używkami lub przez kilka dni odmawiali sobie snu. Lewitująca księżniczka Peach jak zjawa pojawiająca się na naszej drodze, w różnych i nieoczekiwanych miejscach, przeciwnicy latający się powietrzu oraz fakt, że bez względu na upstrzone chmurami tła, Mario zachowywał się zawsze tak jak gdyby pływał po wodą, sprawiają iż zwiedzanie tego świata jest doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju. Fani spekulowali nawet wymyślając logiczne wytłumaczenie jego istnienia z punktu widzenia szczątkowej fabuły. To niezłe ćwiczenie na wyobraźnię zażywszy na to, że całą historię przedstawioną w SMB można opisać w dwóch zdaniach.

Dziś trudno powiedzieć kiedy i w jaki sposób narodził się omawiany mit. Mimo to, powyższy klip wideo świadczy o tym, że został on podobnie jak wiele innych, w pełni potwierdzony, dzięki ROM-om i zapałowi fanów, którzy go rozgryźli i dokładnie opisali. Jego pierwotnym źródłem było najprawdopodobniej wielu różnych graczy, którzy niezależnie od siebie, metodą prób i błędów, korzystając ze znalezionych czy zasłyszanych wskazówek lub przez czysty przypadek docierali ostatecznie do zagubionego świata. Warto wziąć pod uwagę, że pierwsi miłośnicy Super Mario Bros i pozostałych 8-bitowych klasyków, poświęcali wiele godzin czasu na zabawę z prymitywnymi (z naszego punktu widzenia) tytułami. Wpływ na to miał często ich wyjątkowo wysoki poziom trudność, brak możliwości zapisywania stanu gry, a także konieczność częstego rozpoczynania jej od nowa po popełnieniu najprostszych błędów. Prędzej czy później więc, część z nich przechodząc grę na wszelkie możliwe sposoby docierała do miejsc, których nie przewidzieli deweloperzy.

No dobrze, ale czy istniał jakiś konkretny powód dla, którego istnieje minusowy świat? Niektórzy twierdzą, że służył on programistom w fazie testów i budowania gry. Większość uznaje uznaje go jednak za typowy błąd prostego silnika. Podobne bugi zresztą nie są rzadkością i możemy je znaleźć w wielu innych platformówkach z tamtego okresu, chociażby w Metroidzie. Logicznie można wytłumaczyć też nazwę ukrytego poziomu. W rzeczywistości ma on numer, a jest nim 36. Jako, że gra posiada jedynie 8 grywalnych światów, nie może wyświetlić dwucyfrowej liczby, przypisując jej za to puste pole.

Po bliższym przyjrzeniu się, opisywana legenda może wydawać się mało widowiskowa. Ot zwyczajny glitch jakich pełno w dzisiejszych produkcjach. Obecnie nikt nie robi z nich przecież aż tak wielkiego halo. Wiele lat temu, błąd był jednak tematem gorących rozmów graczy oraz swoistą tajemniczą atrakcją, która pobudzała wyobraźnię. Chociażby z tego powodu więc warto, a nawet trzeba było wspomnieć o tej najpopularniejszej gamingowej legendzie.

GMLiO - Gamingowe mity, legendy i opowieści


Ender
6 września 2011 - 00:59