Gra o tron 5 sezon - 8 rzeczy, które chcę zobaczyć
George R.R. Martin - Powrót do Westeros
Rzeczywistość Westeros, czyli jak jeść, pić i bawić się w klimacie Gry o Tron
7 powodów, dla których oglądnę czwarty sezon "Gry o tron"
Rozpoczął się trzeci sezon Gry o Tron. Czym różni się serial od książki?
"Gra o Tron" recenzja pierwszego tomu "Pieśni Lodu i Ognia" - Nadchodzi Zima!
Tak, oglądam Grę o tron i cierpliwie czekam na piąty sezon serialu. Tak, jestem zaledwie jednym z milionów mi podobnych. Należę przy tym do tej części widzów, którzy książek George'a R. R. Martina nie znają. Gdy skończyła się druga seria telewizyjnej adaptacji, zachęcony informacjami o tym, że scenarzyści zaczynają wprowadzać więcej znam względem sagi, sięgnąłem po książkę numer dwa. Sezon jednak skończył się szybciej, niż moja lektura, a później (czytaj: minął rok i HBO dało ludziom dalszy ciąg) zabrakło motywacji do dokończenia A Clash of Kings. I tak oto oglądam serial nie mając pojęcia, co się działo w książkach (nie licząc spoilerów, na które trafiam mniej lub bardziej nieświadomie). No i jak każdy, mam swoje marzenia i oczekiwania.
Zważcie więc, fani sagi, pożeracze książek, którzy od stu wiosen czekacie na The Winds of Winter, że moja lista tego, co chcę ujrzeć w piątym sezonie Gry o Tron może okazać się zupełnie niezgodna z tym, co pan Martin przelał (lub zasugerował, że przeleje) na karty książki. To będzie czyste fantasy!
[spoilery wielkie, jak nienawiść internetu skierowana w stronę Joffreya]
Kolejny tom „Pieśni lodu i ognia” ukaże się nie wiadomo kiedy, ale na pewno nie w tym roku. Na osłodę mamy „Rycerza Siedmiu Królestw”, zbiór opowiadań, których akcja rozgrywa się w Westeros na wiele lat przed wydarzeniami znanymi z cyklu.
Dunk, wyrośnięty giermek, po śmierci rycerza, któremu służył, sam zabiera się za rycerskie rzemiosło. Nie jest to wcale proste: nie ma za wiele pieniędzy, a żeby je zdobyć, chce wziąć udział w turnieju, co wbrew pozorom też nie jest łatwe. Naiwny i „tępy jak buzdygan” młodzieniec z zadziwiającą łatwością pakuje się w kłopoty i przekonuje się, że takie słowa, jak „lojalność” czy „honor” niewiele znaczą. Za to szybko dorabia się obrotnego giermka, zwanego Jajem, z pewnych przyczyn doskonale obeznanego z życiem wyższych sfer. Jajo z racji swojego pochodzenia najpierw niechcący przysporzy mu kolejnych problemów, ale później okaże się nieocenionym towarzyszem wędrówki w stronę Muru.
Jak niedawno pisał bukins „Gra o Tron” to nie tylko serial. Przedstawił on nam parę wybranych pozycji, od gier planszowych po gry komputerowe. Była to jednak twórczość wyspecjalizowanych w tych dziedzinach firm. Jak się okazuje, fani również potrafią dorzucić coś od siebie i sami mają masę pomysłów, jak na codzień żyć i bawić się w klimatach Westeros.
Na wstępie zaznaczam, że cały poniższy post jest przeznaczony dla osób, które zapoznały się wcześniej z sagą Pieśni Lodu i Ognia autorstwa George’a R. R. Martina. Jeśli jednak tego nie zrobiłeś, a zdecydowałeś się tutaj wejść, pamiętaj, że robisz to na własną odpowiedzialność. Nie odpowiadam za to, że zrobiłeś sobie spoiler ważnych wydarzeń z Westeros.
Po pochłonięciu dwóch pierwszych tomów „Pieśni Lodu i Ognia” oczywiście rzuciłam się na trzeci. „Nawałnica mieczy” została w polskim wydaniu podzielona na dwie części: „Stal śnieg” i „Krew i złoto” – chyba słusznie, bo jedna cegła licząca około 1200 stron nie byłaby zbyt poręczna. Pod względem fabuły nie widzę powodu do takiego podziału, więc pozwolę sobie zrecenzować całość razem.
Fani sagi Pieśni Lodu i Ognia pokochali pierwszy sezon Gry o Tron za wierność oryginałowi. Drugi sezon nie był już tak dokładnym odwzorowaniem kolejnego tomu, czyli Starcia Królów. Ze strony czytelników sypały się narzekania na spłycenie historii i obcięcie wielu wątków. Znalazły się nawet kompletnie absurdalne głosy oburzenia: „Aktorka grająca Ygritte jest zbyt ładna! W książce była brzydsza!”, co dla mnie jest mocną przesadą. Samemu spłyceniu historii i obcinaniu niektórych fragmentów nie ma się co dziwić. Mamy przecież do czynienia z formatem telewizyjnym, w którym każdy sezon to zaledwie dziesięć niespełna jednogodzinnych odcinków. W końcu druga, książkowa część liczy sobie bagatela osiemset pięćdziesiąt stron. To o sto stron więcej niż pierwsza część, a odcinków mamy tyle samo. Wszystkim narzekaczom proponuję jednak zaczerpnięcie głębokiego wdechu i uświadomienie sobie, że wyprodukowany przez HBO serial Gra o Tron to przecież adaptacja. Nad pracami nad nim czuwa sam G.R.R. Martin, autor sagi, który po 8 latach od premiery pierwszej części mógł przecież stwierdzić „cholera, teraz mógłbym napisać to inaczej”. Mało tego, pisarz sam napisał scenariusz do jednego odcinka w każdym z dwóch wyemitowanych sezonów i jeden, na którego premierę czekamy. Niespełna tydzień temu mogliśmy obejrzeć pierwszy odcinek trzeciego sezonu opartego na pierwszym tomie trzeciej części sagi. Jest w nim kilka scen, w których rozbieżność z książką gryzie mnie w oczy na tyle, że postanowiłem opublikować ten wpis.
Lord Eddard Stark, jako suweren północy, z niechęcią godzi się na objęcie stanowiska Królewskiego Namiestnika, ofiarowane mu przez oddanego przyjaciela i towarzysza wojennego, Króla Roberta. Poczytuje to za zły omen. Jego troska o zachowanie czystości honoru jest najgorszą wadą jaką może posiadać człowiek obracający się wśród ludzi obłudnych i dwulicowych, którymi wypełniony jest królewski dwór. Starzy bogowie są bezczeszczeni na Południu. Rodzina Starków jest podzielona, a zdrada czai się na każdym kroku. Co gorsza, oszalały żądzą zemsty prawowity dziedzic tronu planuje szeroko zakrojoną odsiecz z Wolnych Miast. Lato zbliża się ku końcowi i nadchodzący czas pokaże, kto jest na tyle przebiegły, aby zasiąść na Żelaznym Tronie i z niego władać Westeros. Nadchodzi zima!
Zapraszam do przeczytania recenzji "Gry o Tron" - pierwszego tomu "Pieśni Lodu i Ognia".