Overwatch jest za drogi, oczywista to rzecz dla każdego. Dwieście dwadzieścia złotych za grę? Blizzard oszalał, nie wiedzą, że Polska to nie Ameryka? A, co tam Polska, cały świat narzeka – Brazylijczycy, Hindusi, nawet Kanadyjczycy. Dlaczego mam wydać na to pieniądze? Przecież obok mam darmowe Team Fortress 2, LoLa itd. Ale oczywiście gimbusy i fanboye Blizzarda to kupią i znowu normalni gracze wyjdą na tym najgorzej.
Prawda?
Rynek gier wideo rozwija się w równym tempie, co jego znaczenie w środowisku mediów rozrywkowych jako takich. Niesie to za sobą sporo konsekwencji. Inwestowane są coraz większe pieniądze, swoje brudne paluszki chce zamoczyć polityka, a poza tym teoretycznie dostajemy lepsze jakościowo i (zazwyczaj) contentowo, produkcje. Tak się ma teoria, a jak jest w praktyce?
Starsze platformy i produkcje są dzisiaj trochę jak bezpieczna przystań dla graczy, którzy chcą odpocząć od współczesnego rynku gier. Nie ma tam DLC, nie trzeba martwić się, że gra okaże się niegrywalna do czasu wydania kolejnego patcha i nie ma kontrowersyjnego zjawiska „wczesnego dostępu”. Wystarczy tylko włożyć płytkę do napędu i grać. Czasami jednak nawet największy fan retro stawia kroki w przód i odwiedza świat „nowości”. Łatwo wówczas o brutalne zderzenie ze wszystkimi tymi rozwiązaniami, za które niekoniecznie dzisiaj kochamy nasze hobby. Krótkie spotkanie z Pinball Arcade doskonale mnie o tym przekonało.
Rzadko zdarza mi się przeglądać gazetki dostarczane z pobliskich marketów. Jeszcze rzadziej decyduję się na kupno gry właśnie w sklepach wielobranżowych. Ceny są z reguły dość wysokie, a w dodatku mija naprawdę sporo czasu, zanim spadną. Niemniej teraz jestem w szoku.
Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach gry wideo należą do tej samej grupy, nazwijmy to, rozrywkowej co książki, filmy i muzyka. Ba, każdą z tych kategorii produktów trapią te same problemy - zarówno gry, jak i książki, muzykę i filmy można kupić w wersjach cyfrowych, często w atrakcyjnych promocjach. Z kolei zwolennicy tradycyjnych środków dystrybucji (czyt. pudełek, papieru i fizycznych nośników) chętnie chwalą się misternie poukładanymi na półkach grami, filmami czy książkami. Graczom z jednego powodu jest jednak zdecydowanie trudniej poszerzać swoją kolekcję. Dlaczego? Gry są droższe niż ich inni kulturowi odpowiednicy. A gdyby tak graczom przyszło płacić za nowe produkcje 40-50 złotych?
Stały punkt podczas moich zakupów to przechadzka między półkami z grami w różnych sieciach hipermarketów. Lubię wyszukiwać promocje, dzięki czemu kilkakrotnie udało mi się dorwać świetne gry w ciekawych edycjach prawie darmo. To moje zainteresowanie okazjami sprawia, że świetnie orientuję się w cenach gier - nikt nie wciśnie mi gry wartej kilkanaście złotych w trzycyfrowej cenie. Niestety, wiele sklepów oferuje i wystawia na swoich półkach takie właśnie 'perełki'. Postanowiłem wybrać się na tournee po Bydgoszczy, by wyłapać co ciekawsze... okazje.
Czyli krótki wpis o tym, czy na pewno potrzebujemy pośredników?
Ceny gier w Polsce, mimo że wcale nie wypadają źle na tle innych krajów środkowej i zachodniej części Europy, wciąż są raczej nieciekawe, jeżeli uwzględni się zasobność przeciętnego polskiego portfela. Jeśli ktoś zapragnie kupować gry bezpośrednio na Steamie, jedyną logiczną opcją, jaka mu pozostaje, jest czekanie na promocję przynajmniej -75%. Wielu pewnie zadaje sobie pytanie, skąd biorą się tanie gry sprzedawane po forach lub na znanym polskim portalu aukcyjnym? Czy nie dałoby się sięgnąć do tego samego źródła? Sprawdźmy!
Ostatnio znęcaliśmy się trochę nad hipermarketami, więc aby sprawiedliwości stało się zadość, dzisiaj porównamy oferty elektromarketów. Zakładam, że każdy czytelnik ma pojęcie o tym na jakim poziomie kształtują się ceny gier w hipermarketach z elektroniką, podejrzewam jednak, że niewielu idąc na zakupy puka od jednych drzwi do drugich, skrupulatnie lustrując oferty. Cóż, ktoś musiał! Przyjrzyjmy się zatem półkom z grami w Media Expert, RTV Euro AGD, Electro World, oraz Media Markt. Empik bonusowo!
Zanim zapytacie kto przy zdrowych zmysłach kupuje gry w hipermarketach, polecam przejść się do któregoś z nich i postać na odpowiednim dziale paręnaście minut. Z perspektywy młodego, konsolowego entuzjasty, wykorzystanie szansy zdobycia upragnionej gry przy okazji zakupowego szału rodziców jest często widywaną taktyką. Sami rodzice sięgają po tytuły z reguły bez jakiegokolwiek cenowego rozeznania. Bierzemy pod lupę oferty Tesco, Real i Auchan!
Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się zobaczyć reklamę promocji i udać do któregoś z elektromarketów licząc na zakup gry lub sprzętu po okazyjnej cenie, na miejscu dowiadując się, że niestety wszystkie sztuki zostały wyprzedzane? Ile razy widzieliśmy w sieci pełne żalu komentarze, że wielkie sieci sklepów traktując konsumentów niepoważnie, organizując promocje towaru, który jest na wyczerpaniu i tym samym tanio zyskując zainteresowanie klientów? A może zdarza Wam się narzekać, że w Polsce nie da się kupić gier wideo po przystępnych cenach i trzeba kombinować na serwisach aukcyjnych lub sprowadzając dane tytuły zza granicy?
Opowiem Wam zatem krótką historyjkę o tym, jaki cyrk wydarzył się dziś na moich oczach w dwóch warszawskich sklepach sieci Saturn, w której od dziś (24.11.2011) obowiązuje promocja na kilkanaście tytułów na konsole oferowanych w bardzo atrakcyjnej cenie 50 zł. Choć nie wszystkie z nich są warte zainteresowania, wśród nich znalazły się bardzo dobre pozycje pokroju Mass Effect 2, Bulletstorm czy Dead Rising 2. Wycieczka do sklepu celem zakupu pierwszej z nich, zaowocowała bardzo ciekawymi obserwacjami.