Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się zobaczyć reklamę promocji i udać do któregoś z elektromarketów licząc na zakup gry lub sprzętu po okazyjnej cenie, na miejscu dowiadując się, że niestety wszystkie sztuki zostały wyprzedzane? Ile razy widzieliśmy w sieci pełne żalu komentarze, że wielkie sieci sklepów traktując konsumentów niepoważnie, organizując promocje towaru, który jest na wyczerpaniu i tym samym tanio zyskując zainteresowanie klientów? A może zdarza Wam się narzekać, że w Polsce nie da się kupić gier wideo po przystępnych cenach i trzeba kombinować na serwisach aukcyjnych lub sprowadzając dane tytuły zza granicy?
Opowiem Wam zatem krótką historyjkę o tym, jaki cyrk wydarzył się dziś na moich oczach w dwóch warszawskich sklepach sieci Saturn, w której od dziś (24.11.2011) obowiązuje promocja na kilkanaście tytułów na konsole oferowanych w bardzo atrakcyjnej cenie 50 zł. Choć nie wszystkie z nich są warte zainteresowania, wśród nich znalazły się bardzo dobre pozycje pokroju Mass Effect 2, Bulletstorm czy Dead Rising 2. Wycieczka do sklepu celem zakupu pierwszej z nich, zaowocowała bardzo ciekawymi obserwacjami.
W marcu komandor Shepard uratuje galaktykę po raz kolejny, a jako wielki fan serii stwierdziłem, że chociaż „wycalakowałem” Mass Effect 2 w wersji na X360, zakupię egzemplarz na PlayStation 3 – dzięki temu pogram kooperacyjne misje przez internet nie martwiąc się płaceniem abonamentu za Xbox Live. Dzięki informacji zamieszczonej na Facebooku przez znajomego gracza (pozdro Lucek!) dowiedziałem się, że promocja w Saturnie obowiązuje od dziś rana. Kończąc o 13 zajęcia na uczelni od razu udałem się do sklepu w mekce warszawskiego zakupowego lansu, czyli w Złotych Tarasach.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy uśmiechnięty pan sprzedawca z działu z grami oświadczył mi, że egzemplarzy Mass Effect 2 było bardzo mało, a duże oblężenie klientów spowodowało wyczerpanie zapasów. Było to o tyle dziwne, że wokół półek z grami nie kręciło się zbyt wiele osób. O tym, że coś jest nie w porządku, zorientowałem się nie widząc nigdzie większości gier wymienionych w promocji. Byłem już gotów poddać się i wrócić do domu, ale dla pewności zadzwoniłem do drugiego Saturna, mieszczącego się w Arkadii. Dowiedziałem się, że owszem - w tym momencie mają dużo sztuk Mass Effect 2. Byłem natomiast mocno zaskoczony, gdy pan sprzedawca dał mi dość wyraźnie do zrozumienia, że gry za pół godziny może już nie być i zaproponował mi odłożenie dla mnie jednej sztuki.
Na miejscu otrzymałem upragnione przygody Sheparda wyciągnięte „spod lady” niczym szynka w sklepie mięsnym za komuny, w którejś z popularnych komedii. Zadowolony udałem się do kas, gdzie ujrzałem trzy panie kasjerki obsługujące jednego klienta i wkurzoną kolejkę kupujących. Był to wyjątkowy zbieg okoliczności, ponieważ mogłem z bliska obserwować jak lekko „karkowaty” młody pan wykładał na taśmę z wózka dziesiątki gier na Xboxa 360 i PlayStation 3. Oto rozwiązanie zagadki tajemniczego znikania z elektromarketów gier w promocyjnych cenach. Jeśli nie jesteśmy wystarczająco szybcy (czyt. nie przyjdziemy na zakupy pierwszego dnia promocji z samego rana) nasze niedoszłe zakupy trafią na Allegro, lub do któregoś z lokalnych sklepów z grami.
Szybki rzut okiem na ceny nowych egzemplarzy Mass Effect 2 w wersji na PS3 na allegro i już widać, że mamy do czynienia z czystym zyskiem – najtaniej musimy zapłacić 64 zł + 11 zł za przesyłkę. Jeśli nasz sprzedawca zdobył swój towar w Saturnie, łatwo zliczyć że najmarniej na każdym egzemplarzu ma 14 zł profitu, a sprzeda ich kilkadziesiąt. Chętnych nie zabraknie, ponieważ znakomita większość sklepów posiada grę w cenie 99 zł. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by sprzedawać grę po 75 zł sztuka i mieć 25 zł zysku na każdej z nich. Sprzedamy ich 40 sztuk i już mamy 1000 zł w kieszeni. Polak potrafi. Na koniec bonusowa ciekawostka zdradzona mi przez obsługującą mnie panią kasjerkę - nasi dzielni handlarze potrafią ponoć przyjeżdżać na takie promocje aż z innych miast.
Domyślam się, że być może wpis ten nie jest zbyt odkrywczy i części z Was ten proceder jest już znany. Umieszczam go jednak ku informacji i przestrodze – zanim zaczniemy ciskać przekleństwami w polskich dystrybutorów gier wideo, czy usprawiedliwiać wysokimi cenami legalnych kopii wysoką skalę piractwa zastanówmy się, czy aby na pewno znamy cały mechanizm. Okazuje się, że nieprzyjemnie kojarzące się z czasami PRLu hasło spekulacja obowiązuje nadal w Polsce w najlepsze. Oczywiście jest to legalne z punktu widzenia prawa, ale pozostaje trochę nieetyczne prawda? A potem różni przedstawiciele tzw. „branży gier wideo” płaczą, że u nas rynek jest biedny, bo niewdzięczni konsumenci wolą taniej sprowadzać gry z Wielkiej Brytanii...