Starsze platformy i produkcje są dzisiaj trochę jak bezpieczna przystań dla graczy, którzy chcą odpocząć od współczesnego rynku gier. Nie ma tam DLC, nie trzeba martwić się, że gra okaże się niegrywalna do czasu wydania kolejnego patcha i nie ma kontrowersyjnego zjawiska „wczesnego dostępu”. Wystarczy tylko włożyć płytkę do napędu i grać. Czasami jednak nawet największy fan retro stawia kroki w przód i odwiedza świat „nowości”. Łatwo wówczas o brutalne zderzenie ze wszystkimi tymi rozwiązaniami, za które niekoniecznie dzisiaj kochamy nasze hobby. Krótkie spotkanie z Pinball Arcade doskonale mnie o tym przekonało.
Czym jest Pinball Arcade? Cytując za encyklopedią GOL-a to zaawansowany symulator, który z ogromną dbałością o detale odtwarza najpopularniejsze stoły świata. I trzeba przyznać, że robi to nad wyraz solidnie, o czym świadczy wiele pochlebnych opinii w mediach branżowych i od internautów. Wydanej w 2012 roku na wiele rozmaitych platform produkcji nie sposób jednak ocenić jedną sprawiedliwą notą. Wszystko zależy od podejścia gracza do tematyki fliperów. Laik, który traktuje taki tytuł jak kolejną grę na wieczór, może nie docenić starań twórców, a nawet zacznie ich uważać za naciągaczy po odkryciu gigantycznej liczy płatnych DLC. Pasjonat z kolei będzie zachwycał się dokładnością autorów i ich oddaniu sprawie przenoszenia klasycznych, uwielbianych stołów w wirtualną rzeczywistość. Dla jednego będzie to przeciętniak i marna alternatywa wobec Pinball FX2 czy klasycznych składanek w stylu Pinball Hall of Fame: The Williams Collection, dla drugiego najlepsza i najpełniejsza dostępna na rynku symulacja.
Ja zaliczam się do grupy laików, którzy z fliperami mają bardzo sporadyczne kontakty. W efekcie trudno mi, jeszcze tym bardziej jako graczowi przyzwyczajonemu do starych rozwiązań z poprzednich generacji, zaakceptować model sprzedażowy wybrany przez FarSight Studios. Oferowanie konsumentom podstawowej wersji gry z czterema stołami i sprzedawanie co miesiąc kolejnych płatnych DLC z następnymi fliperami to dla mnie zwykłe wyciąganie kasy. Spojrzenie to na pewno jest po części wypaczone faktem, że przecież nie tak dawno kupiłem w ramach bundle’a Pinball FX2 z dodatkami za dużo mniejszą kwotę, ledwie sześć dolarów. Tyle samo musiałbym wydać, gdybym chciał nabyć np. stół High Speed, Black Rose czy Knight Rider 2000 do Pinball Arcade. Marna alternatywa, czyż nie? Nie potrafię też docenić kunsztu autorów, bo nie jestem w stanie potwierdzić, czy Ripley’s Believe It or Not lub Tales of the Arabian Nights są naprawdę perfekcyjnie odwzorowane w świecie gry. Na pewno dobrze wyglądają i oferują masę zabawy, ale czy są warte swojej ceny? Z punktu widzenia laika niekoniecznie.
Trudno mi jednak, widząc jakość gry, nawet po tym brutalnym zderzeniu ze światem DLC, otwarcie skrytykować autorów. Jakby nie patrzeć wykonują oni kawał solidnej roboty i być może naprawdę przyczyniają się do uratowania wielu klasycznych stołów przed zapomnieniem. A że swoją pracę cenią to naturalna kolej rzeczy. To że dzisiaj wszystko kosztuje, a przede wszystkim licencje, to przecież nie wina FarSight Studios. Na leaderboardsach widnieją setki nicków graczy, którzy regularnie nabijają punkty na rozmaitych platformach, więc chyba zadowolonych z ich pracy nie brakuje. A że wszystko to jest tak bardzo różne od starych czasów? Z tym już chyba nic się nie da zrobić, pewna epoka po prostu odeszła. Tęskniącym za nią pozostaje biblioteka tysięcy tytułów z minionych lat i poprzednie generacje sprzętu. Na nich na szczęście też ukazało się kilka symulatorów pinballa. Je jednak, w przeciwieństwie do Pinball Arcade, kupuje się raz, w całości.