Co ten Ubisoft? Pytanie samo ciśnie się na usta. Bo jak inaczej skomentować niedawną premierą Assassin’s Creed: Unity? W końcu miał to być pogrom tegorocznych jesiennych premier, pogrom dotychczasowych – „zeszło-genowych” – części serii. Pogrom pogromów! Wyszedł pogrom samego Ubi. Może zbyt kolokwialnie, ale dosyć blisko prawdzie.
W ostatnim czasie na posiadaczy PlayStation spadła prawdziwa lawina rozczarowań i niepomyślnych wiadomości. Nawet najwięksi fani marki muszą dzisiaj przyznać, że coś złego dzieje się z japońskim gigantem, który wyraźnie nie radzi sobie z problemami i zalicza kolejne potknięcia. Marketingowemu hasłu Sony, #4thePlayers, w obliczu aktualnych wydarzeń, coraz bliżej do śmieszności.
Dawno nie widziałem już tak nierównej gry jak Destiny. Zawierającej w sobie zarówno świetne i sprawdzone mechanizmy, jak i totalnie nieprzemyślane rozwiązania. Gry jednocześnie potwornie drażniącej gracza i każącej do siebie wracać. Najnowsza produkcja Bungie charakteryzuje się zarówno rozmachem i świetnym klimatem, jak i naprawdę szkolnymi błędami. Na szczęście, to gra sieciowa, więc wszystko da się z czasem naprawić. Pytanie tylko, jak długo to potrwa?
Niczym zaraza rozprzestrzeniają się w Internecie różnego rodzaju aplikacje do automatycznego rozwiązywania problemów z komputerem. Programy o wątpliwej reputacji i wątpliwym działaniu – powiedzmy to otwarcie, atakują nas dosłownie wszędzie. Wszelkiego rodzaju oferty pojawiają się, gdy wyszukujemy nazwy jakiegoś procesu, odpowiedniego sterownika czy zagubionego pliku. Rozmnożenie tego jest tak wielkie, że w ramach ostrzeżenia postanowiłem wyjść z nory i coś napisać. Oczywiście strony internetowe z takimi informacjami do czegoś się mogą przydać, ale nie należy im ufać bezgranicznie i zachować do nich dystans. Zapraszam na króciutki wpis, w którym poruszę temat automatów do naprawy systemu.
Ostatnie wydarzenia w rodzimej piłce nożnej wcale nie obracają się wokół tego, czego powinny dotyczyć – czysto piłkarskich wydarzeń, gry reprezentacji czy klubowych rozgrywek w ramach polskiej ekstraklasy, ale kwestii, która średnio co kilka miesięcy powraca do nas jak bumerang – kiboli. Ta niekończąca się plaga po kilku miesiącach względnego spokoju znów daje o sobie znać w sposób – dosłownie – wybuchowy. Problem znowu narasta, a szereg różnorodnych patentów mających zwiększyć bezpieczeństwo na stadionach zakończył się chyba tylko wyłącznie na konferencjach prasowych zwoływanych tuż po nieprzyjemnych stadionowych incydentach. Bo efektów na razie niestety w ogóle nie widać.
Gracze w święta, jak głosi wieść gminna zawsze chcą nadrobić zaległości w graniu. Poza tym chcą znaleźć pod choinką nową, ulubioną grę. Problem, że ani jedno, ani drugie nie wychodzi nikomu na dobre.
To, że leworęczni stanowią zdecydowaną mniejszość jest faktem i oczywistą oczywistością. W związku z tym większość produktów opracowywanych jest z myślą o pozostałej rzeszy ludzi. Czy to oznacza, iż mańkuci, do których sam się zaliczam mają utrudnione życie? Odpowiedź na to pytanie nie jest taka jednoznaczna, dlatego zamierzam podać kilka czynności, przy których wrodzone cechy mają całkiem spore znaczenie.
Gdy człowiek po niezbyt udanym meczu siądzie sobie chwilę i na spokojnie przeanalizuje sobie błędy popełnione przez siebie i kolegów z drużyny to dość szybko dostrzeże szereg głupstw popełnianych przez wielu graczy. Co ciekawe często źródłem takich zachowań są... profesjonalni gracze. Jakim cudem? Ano gra sobie taki pros, streamuje i oglądają go przeciętni gracze. Pan profesjonalista kilka razy zrobił coś czego normalnie się nie robi i udało mu się. Zadowolony kończy grę i ta piękna acz krótka historyjka dobiegła by końca gdyby nie... jego widzowie. Oni zaczną przenosić zaobserwowane zachowanie do swoich gier i tu zaczynają się schody, bo często robią to bez myślenia i nie zauważają warunków pozwalających na zrealizowanie danego planu...
Wielu graczy przyzwyczaja się do znanych i początkowo lubianych gier. Magia tytułu działa na nich do tego stopnia, że pomimo porażek nadal sięgają po kolejne gry z niniejszych serii, łudząc się, że tym razem będzie inaczej. Ja jednak zajmę się innym problemem - przekleństwem nadmiernie eksploatowanych marek. Jesteście ciekawi tego, co mam na myśli? Jeśli tak, to zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią tego tekstu.
Krótko przed premierą pecetowego Dark Souls pisałem o moich obawach związanych z portem studia From Software, ale jednocześnie dawałem jej szansę i nie dopuszczałem tej najgorszej ewentualności. Do legendy (chyba już można użyć takiego słowa?) japońskiego studia miałem okazję zasiąść dopiero jakiś czas temu i co? Deweloperzy chyba nie za bardzo lubią graczy, a przy okazji też własnej produkcji...