Już jakiś czas temu zauważyłem, że segment gier niezależnych jest nadzieją na przyszłość horrorów. Duże produkcje pojawiają się bardzo sporadycznie i ze względu na spory koszt muszą trzymać się pewnej formuły. Mniejsze produkcje dają twórcom okazje do eksperymentowania i próbowania nowych rzeczy. Indyki pasują też idealnie do ducha, jaki ogólnie towarzyszy horrorowi. Dlatego byłem zainteresowany tym, że na Nintendo Switch trafia Shadow Corridor. Czy japoński niskobudżetowy straszak okaże się czymś ciekawym?
Horrory są dosyć specyficznym typem filmów. Nigdy nie wiemy, co dostaniemy. Wysoki budżet i obsada pełna gwiazd kina, nie gwarantują czegoś godnego naszego czasu. Z drugiej strony coś nakręcone za drobne ze znajomymi może okazać się prawdziwą ucztą dla fanów grozy. Dlatego też praktycznie każdy seans jest jedną wielką niewiadomą. Na przykład ja nie miałem pojęcia, że odpalenie filmu Pusty człowiek zaowocuje poniższym tekstem.
Deja vu jest chyba najlepszym określeniem mojego kontaktu z The Caligula Effect 2. Może zabrzmi to głupio, ale nie spodziewałem się, że sequel gry role playing będzie tak poprzedni do części poprzedniej. Jednak czy to źle? W końcu dobrego nigdy za dużo i człowiek z chęcią wsiąkłby na kolejne godziny w swój ulubiony tytuł. Tylko czy The Caligula Effect było na tyle dobre, by usprawiedliwić wtórny sequel?
Mniej więcej rok temu na Nintendo Switch pojawił się remake Harvest Moon: Friends of Mineral Town z Game Boy Advance. Teraz w ramach świętowania 25. lecia serii na rynku, ktoś z korporacji zdecydował się wydać ten tytuł na kolejne konsole. W ten sposób posiadacze konsol Microsoft i Sony mogą zagrać w Story of Seasons: Friends of Mineral Town. Tylko czy opłaca się to robić?
Złota epoka horrorów minęła bezpowrotnie. Niestety taki stan rzeczy jest oczywisty i dostrzeże, go każdy miłośnik grozy. Dawno minęły czasy gdy najwięksi wydawcy inwestowali, w gry które miały straszyć i przyprawiać graczy o ciarki. Horrory nie są zbytnio opłacalne i dlatego obecnie to scena gier niezależnych bawi się w mrożenie krwi w żyłach. Nie wrócimy już do epoki PlayStation 2, gdy wiele z najlepszych gier na rynku specjalizowało się w przyśpieszaniu bicia serca. Możemy jednak powspominać stare, dobre czasy, gdy człowiek kostniał przed konsolą i miał nadzieję, że kątem oka nie widzi jakiegoś potwora. Do wspominek jest świetna okazja, bo jeden z najlepszych horrorów świętuje w tym roku swoje 20. lecie. Mowa oczywiście o najstraszniejszej serii z aparatem w roli głównej, czyli Project Zero.
China, China, China, China, China, jak to mawia mój ulubiony, memowy prezydent Stanów Zjednoczonych. Wszystko kręci się wokół Chin, bo to „ichniejsze” partyjne korporacja przejmują biznesy na potęgę. Ja jednak nie będę bawił się tym razem w politykę. Zamiast tego napiszę trochę o Xuan Yuan Sword 7, które niedawno pojawiło się na konsolach.
Stworzenie dobrego horroru psychologicznego nie jest łatwą sztuką. W przeciwieństwie do wielu typowych straszaków jump scare, gore albo brzydkie potworki nie są najważniejsze. Liczy się atmosfera fabuła i zdolność wciągnika gracza w udrękę obserwowanych postaci. Dlatego przez lata pojawiło się tak niewiele godnych uwagi horrorów psychologicznych a gier o zombie mamy na pęczki. Teraz kolejna gra z segmentu indie próbuje swoich sił. Czy In Sound Mind będzie godnym następcą produkcji takich jak Silent Hill, czy Sanitarium?
Mary Skelter to dosyć nietypowa seria. Nie często zdarza się, że wraz z sequelem ktoś za darmo dołącza pierwszą część gry. Tak jednak było w przypadku Mary Skelter 2, dzięki czemu posiadacze Nintendo Switch mogli zapoznać się bliżej z tą japońską grą role playing. Teraz nadszedł koniec trylogii. Co prawda Mary Skelter: Finale nie zawiera w sobie dwóch poprzednich gier, ale i tak postanowiłem sprawdzić ten tytuł. Czy było warto poznać zakończenie tej serii?
Popularność Pokemonów trudno porównać z czymkolwiek innym w świecie gier. Przez ćwierć wieku kolorowe stworki podbiły każdy zakątek świata, zdominowały popkulturę i stały się tak powszechne, że nawet moi rodzice rozpoznają kilka z nich. Jest to o tyle ciekawe, że w przeciwieństwie do wielu innych popularnych gier Pokemon powiązane jest z konsolami jednej marki. Tylko posiadacze maszyn Nintendo ( i od jakiegoś czasu telefonów) mogą bawić się w zbieranie kieszonkowych potworów. Otwiera to spore pole do popisu dla konkurencji. Czy tytuł taki jak Nexomon może podbić serca graczy?