Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
W kwestii uniwersum X-men fani już dawno dokonali podziału jakościowego poszczególnych filmów. Niezły start całej historii jest dzisiaj stałem elementem polsatowskiego pasma w poniedziałki, a druga część jest tą najbardziej rozchwytywaną. Im dalej jednak w las, tym było gorzej.
Po odejściu Bryana Singera serię zaczęły trapić poważne problemy i trafiły się po drodze 2 katastrofy: Ostatni Bastion oraz Geneza. Spore nadzieje w odrodzenie marki wlała we mnie Pierwsza Klasa, która obróciła losy głównych bohaterów o 180 stopni. Świeże podejście do tematu oraz kapitalny klimat zimnej wojny pokazały, iż w serii tkwi jeszcze duży potencjał. I właśnie z tą misją postanowił zmierzyć się ponownie Singer.
Gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem - te stare, polskie przysłowie znajduje swoje odniesienie do Transcendencji. Gdyby reżyserię powierzyć komuś bardziej doświadczonemu, niewykluczone, że mielibyśmy do czynienia z klasykiem science-fiction. Połączenie człowieka z komputerem to fundament o wręcz nieograniczonym potencjałem emocjonalnym, który mógłby ujawnić wszystkie zachcianki ludzkości – od tych przyziemnych, po te bardziej perwersyjne. Gdyby poszukać tytułu, który mógłby zasugerować właściwy kierunek scenarzyście i reżyserowi Transcedencji, bez wahania wskazałbym na Człowieka-widmo Paula Verhoevena. Efekt, który zobaczyłem w kinie jest jednak zupełnie odwrotny, choć niepozbawiony pewnego uroku.
Obraz Wally'ego Pfistera (po polsku będzie to Fyster czy Fajster?), który do tej pory odrabiał za kamerą lekcje u Christophera Nolana, to historia geniusza pracującego nad stworzeniem doskonałej sztucznej inteligencji. W wyniku zamachu doktor Will Caster zostaje napromieniowany, co skutkuje niekorzystną diagnozą – pozostaje mu miesiąc życia. Żona naukowca nie mogąc pogodzić się z tym wyrokiem postanawia wraz z przyjacielem przetransferować świadomość męża do komputera. Will w wersji cyfrowej, mimo początkowych niedoskonałości, chce się rozwijać i koniec końców – trafia ostatecznie do globalnej sieci. Bach, zaczyna się bajka i podbój ludzkiego gatunku.
Wszystko wskazuje na to, że za jakiś czas twórcy gier (i nie tylko) o tematyce militarnej mogą mieć poważne problemy z wykorzystaniem w swoich materiałach rosyjskich karabinów AK. Spowodowane jest to chęcią zastrzeżenia tej marki przez Kalashnikov Corporation.
Taką informację dostarczył wczoraj serwis defense24.pl powołując się na notatkę w piśmie „Arużenijnik”. Żeby dolać oliwy do ognia zastrzeżenie ma objąć również trójwymiarowe modele broni. Brzmi groźnie? I tak i nie, choć popularny „Kałach” jest dostępny w wielu współczesnych FPS'ach.