Kult pokryty kurzem - pamiętacie jeszcze te RTS-y?
Hearthstone vs. Duel of Champions, czyli porównanie darmowych gier karcianych
"Zaginiona" Andrzeja Pilipiuka - recenzja
Jak zrobili ze mnie korwinistę, czyli jak wziąć fantastykę i zrobić z niej sztandar polityczny...
Jak Polsat wziął się za e-sport
Pyrkon 2014 - fotorelacja
Z racji dzisiejszego "święta" (dzień książki) mam dla was eksperymentalną recenzję piątego zbioru opowiadań o przygodach Jakuba Wędrowycza. Jakuba pewnie już znacie, jeśli nie czytaliście żadnych tekstów Andrzeja Pilipiuka to pewnie natknęliście się na wzmianki o nim gdzieś w "internetach" albo nawet na moim blogu... w każdym razie potraktujcie poniższy tekst z przymrużeniem oka, bo co prawda zawiera on większość informacji jakie powinna mieć recenzja to jednak będziecie mieć do czynienia z kolejnym przykład mojej grafomanii. Pamiętacie recenzję pierwszego Fallouta? No właśnie...
Nie lubię mechów. Nie lubię walk wielkich robotów. Nie znoszę tego do tego stopnia, że szczytem mojej wytrzymałości było obejrzenie pierwszych transformersów. Obejrzenie pozostałych było traumatycznym przeżyciem, a na dokładkę nie udało mi się też obejrzeć do końca Evangeliona, którego ciągle zachwala mi Strider i połowa internetów. Dlaczego tak zaczynam ten tekst? W Code Geass takie maszyny są, pojawiają się często i grają ważną rolę, a jakoś je przebolałem. Już samo to powinno zwracać uwagę. To i fabuła, która mimo że czasem szyta grubymi nićmi, wciąga jak bagno. Nie jestem specem od anime, nie obejrzałem wszystkiego i nie znam na pamięć rozkładówki wiosennego sezonu, ale w tym anime się zakochałem...
Obiecałem kiedyś, że będę pisał na gp o książkach. Przynajmniej trochę. Słowa nie dotrzymałem, bo tekstów poświęconych literaturze od tamtego czasu właściwie nie było. Trzeba to naprawić prawda? Dziś chciałbym wcisnąć wam recenzję najnowszej książki Jakuba Ćwieka pod tytułem "Dreszcz"
Jak myślicie co by się stało gdyby obdarzyć skrajnie nieodpowiedzialnego gościa mocami godnymi superbohatera? Brzmi interesująco? Taki jest właśnie "Dreszcz" Jakuba Ćwieka. Czytając tą pozycję możemy zobaczyć perypetie bardzo nietypowego bohatera. Rysiek bowiem swoje moce zdobył na starość i nie do końca jest przekonany czy powinien się tego imać. Jakoś ta cała impreza średnio do niego pasuje, ciężko przykleić łatkę bohatera do człowieka, który jak sam twierdzi spędza dzień na słuchaniu muzyki, a jego pracą jest oglądanie filmów z Seagalem....
Witajcie na pustyni! Której? Co za różnica? Przecież po wielkiej wojnie cały pieprzony świat stał się wielką radioaktywną piaskownicą w której babki z piasku stawiają zmutowane dzieciaki... azbestowymi foremkami. No dobra, może nie jest aż tak źle, ale na pewno nie chcielibyście tutaj żyć. Świat, w którym wszystko i wszyscy chcą Was zabić, a przynajmniej tak się wydaje na początku. Rzeczywistość, w której woda jest cenniejsza od złota. A propos wody, słyszeliście historię przybysza z krypty? Gość wyszedł zdobyć wodę dla rodziny, czy coś w tym rodzaju, a skończył... Wiecie co? Siadajcie, ta opowieść chwilę potrwa.