Jakiś czas temu w ramach cyklu „afk” napisałem tekst o konwentach i o Pyrkonie właśnie. Dziś proponuję wam kilka spostrzeżeń z minionej imprezy i sporo zdjęć.
Pyrkon 2012 odbył się w dniach 23 – 25 marca 2012 na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Na konwent wybraliśmy się ekipą składającą się pięciu osób, ale skład w miarę upływu czasu powiększał się i dzielił na mniejsze grupki szwendające się na terenie MTP celem zobaczenia wszystkiego co możliwe (albo i nie możliwe)...
Zastanawialiście się kiedyś co by się stało gdyby zmiksować ze sobą League of Legends z Dotą 2 i doprawić bohaterami znanymi z innych mediów? No to macie swoją odpowiedź: 300 Heroes. Gierka powstała oczywiście w Państwie Środka, bo gdzie indziej mają takie... specyficzne podejście do praw autorskich? Jeśli szukaliście jakiejś dziwacznej moba łączącej w sobie wiele elementów to dzieło chińskich powinno was zadowolić... chociaż z drugiej strony chyba lepiej nawet nie próbować.
Piszę te słowa siedząc przy kubku ciepłej herbaty, która ma pomóc mi zwalczyć upierdliwe przeziębienie, którego nabawiłem się zbierając materiał na tekst, który właśnie czytacie. Dopiero co wróciłem z Pyrkonu 2013, festiwalu miłośników fantastyki... i nie tylko, bo w tym roku Pyrkon przygarnął też pod swoje skrzydła polskich youtuberów, letsplayerów i innych "erów". Na imprezie zjawiło się podobno ponad 12 tysięcy żądnych wrażeń ludzi, pojawiło się też całkiem sporo cosplayerów, którzy rywalizowali w konkursie na najlepszy kostium. Były koncerty, pokazy, panele dyskusyjne, konkursy, kursy i masa innych atrakcji. Jeśli komuś nie chcę się czytać przydługich wypocin mojego autorstwa to może skupić się na masie zdjęć, które udało się nam zrobić. Zapraszam.
No... trochę mnie na gameplayu nie było, ale jak się okazało nic nie jest w stanie zatrzymać na dobre moich grafomańskich zapędów i wróciłem! Dziś mam dla was kolejną, trzecią już, relację z Pyrkonu. Tym razem imprezie towarzyszyło zawodzenie wojujących feministek straszących bojkotem festiwalu i marudzenie domorosłych artystów, którzy już przed festiwalem wiedzieli, że wszystko okaże się totalną klapą, organizatorzy Pyrkonu się sprzedali, a tłumy niewyżytych nerdów będą się zasadzać na honor cnotliwych cosplayerek, których swoją drogą było jeszcze więcej niż ostatnio. Wszystko przez wypełniony pornografią i odwołujący się do najniższych instynktów drzemiących w mężczyźnie spot reklamowy, który możecie obejrzeć tutaj. Straszny, prawda? Najlepsza reklama na świecie to może nie jest, ale mogło być gorzej...
Na szczęście apokaliptyczne wizje ludzi używających zwrotów pokroju „męska końcówka” się nie sprawdziły i na tegoroczny Pyrkon przybyły prawdziwe tłumy (grubo ponad 20 tysięcy!) głodnych wrażeń ludzi, którzy najwyraźniej nie przestraszyli się obscenicznych reklam. Jeśli na kimś liczba ta nie robi wrażenia to wypadałoby mu uprzytomnić, że to dwa razy więcej ludzi niż w zeszłym roku i nawet pięciokrotnie więcej niż na innych tego typu imprezach w naszym kraju.
No właśnie, człowiek co chwila widzi bannery o podobnej treści i czasem naprawdę trudno się oprzeć... ale jakoś tak głupio wspierać ludzi podpieprzających kapuchę autorom ulubionych historii. No i człowiek miał dylemat. Miał? Ano miał, bo pewnego pięknego dnia odkrył, że istnieje coś takiego jak Crynchyroll i (prawie) wszystko stało się prostsze. Cóż to? Ano stronka na której możecie obejrzeć anime za friko i co najlepsze zupełnie legalnie. Zapraszam.
Hobbita obejrzałem dopiero wczoraj. Tak, z filmami też jestem ostro do tyłu. Z relacji znajomych wyzierał jakiś mocno okaleczony i zdeformowany stwór zrobiony tylko dla kasy i adresowany dla nie wiadomo kogo. Recenzji w sieci zapobiegawczo nie czytałem, ale znajomych podjaranych filmem ciężko zignorować, zwłaszcza jeśli się jedzie z nimi w jednym tramwaju. Na szczęście spoilerów raczej nie byli w stanie zrobić. W każdym razie przekazali mi mocno niepochlebną opinię o filmie. Opinię, którą przyszło mi wczoraj skonfrontować z rzeczywistością...
Czasem szukając czegoś (albo czegokolwiek) do czytania człowiek odkrywa, że książki, które nigdy go nie ciągnęły są całkiem niezłe i pozwalają na chwilę zaspokoić "głód". Tak było i tym razem, bo o twórczości pani Canavan miałem raczej mgliste pojęcie i trochę czasu minęło zanim zdołałem się przekonać do sięgnięcia po jej książki...
Imardin to wspaniałe miasto, przynajmniej z perspektywy jego zamożnych mieszkańców. Ci biedniejsi nie mają już tak dobrej opinii o rodzinnym mieście. Stolicy, która najczęściej udaje, że ich nie ma, a gdy już ktoś sobie przypomina o slumsuch zamieszkanych przez biedotę to zawsze w kontekście przestępczości. W związku z tym raz do roku organizuje się czystkę podczas której z miasta wypędzany jest cały "podejrzany element". Ktoś może zapytać dlaczego ludzie się nie buntują. Odpowiedź jest prosta – nad całą akcją czuwają magowie...
AFK to popularny skrót oznaczający odejście od klawiatury, w tym jednak przypadku to cykl artykułów poświęconych rozrywce nie wymagającej prądu. Tutaj nie będzie nic o grach komputerowych, najnowszych filmach czy anime. AFK to cykl będący swoistą odpowiedzią na popularną ostatnio tezę, że współczesna technologia, a co za tym idzie rozrywka, wpływają negatywnie na relacje społeczne. Zaczynacie czuć, że „zatracacie zdolność do rozmowy”? A może zwyczajnie nie chce wam się siedzieć przed monitorem, telewizorem, radiem? Nie ma nic ciekawego w kinach? Chcielibyście poznać nowych ludzi? Zapraszam!
Geralt z Rivii powraca! "Sezon Burz" to nowa powieść o przygodach naszego ulubionego wiedźmina. Nowe potwory do zarąbania, kolejne przygody do przeżycia i czarodziejki do zal... yhm... poznania. Na 404 stronach najnowszej książki Andrzeja Sapkowskiego będziecie mieli okazję spotkać kilku starych znajomych i raz jeszcze zanurzyć się ponurym, ubłoconym i zakrwawionym świecie pełnym potworów w ludzkiej skórze.
Gracz to takie dziwne stworzenie, które potrafi latami czekać na kontynuację popularnych serii, a potem, gdy hype już opadnie, godzinami żalić się w sieci nad upadkiem gatunku, wtórnością kolejnych tytułów i lenistwem twórców. Gdy już skończy narzekać, i tak wróci do grania w ulubione tytuły, sięgnie po jakieś klasyki, w które „trzeba zagrać” i znów będzie czekać na kolejny tytuł, na którego reklamę duże koncerny wywalą miliony zielonych.
Zastanawialiście się kiedyś co sprawia, że gra podbija serca graczy? Mogłoby się wydawać, że wystarczy, że gra będzie dobra i voila! - mamy murowany hicior, w który będą zagrywać się kolejne pokolenia. Jednak, gdy się nad tym głębiej zastanowić to można dojść do wniosku, że to wcale nie jest takie proste. Historia zna wiele świetnych tytułów, które mimo naprawdę dobrych recenzji dorobiły się jedynie niewielkiego grona fanów. Jeśli weźmiemy pod lupę choćby gatunek RTS to okaże się, że wielu graczy słysząc RTS widzi tylko Crafty od Blizzarda, serię Command and Conquer, Settlersy i może jakieś city buildery. Gdzieś pewnie jeszcze przewinie się jakaś hybryda w stylu Total War i... to wszystko.
W zeszłym tygodniu opisałem rogalika, a w komentarzach doszliśmy do tego, że cyfrowe role playing games przeżywają kryzys porównywalny chyba tylko z tym, którego doświadczyły swego czasu przygodówki. To co wielu gatunkom wychodzi, być może, na dobre – upraszczanie rozgrywki – często zabija cRPG. Siadając do tego typu gry człowiek ma nadzieję na epicką przygodę, wielowątkową fabułę i możliwie największą swobodę. Wiele z tych elementów zagubiło się gdzieś podczas „casualizacji” branży, ale ktoś spragniony wrażeń może, na szczęście, sięgnąć jeszcze po starsze, ale nadal niesłychanie miodne tytuły. Dziś przytoczę kilka takich klasyków! Starzy wyjadacze zapewne nie znajdą tutaj nic nowego, bowiem ten tekst jest adresowany głównie dla młodszych stażem czytelników, tych dla których prawdziwym starociem może być Gothic, a przed nim nie było niczego. Co mam dla starszych? Możliwość powspominania i marudzenia na „dzisiejsze czasy”...
Hero to seria wpisów, której celem jest prezentacja różnej maści bohaterów, których z różnych przyczyn lubię. Nie dyskryminuję tutaj żadnego medium, opisywani herosi pochodzić będą z książek, filmów, komiksów, anime a nawet mitów...
Tym razem proponuję wam polskiego herosa, rodzimą odpowiedź na Conana Barbarzyńcę: Jakuba Wędrowycza. O Jakubie świat usłyszał po raz pierwszy w 1996 roku kiedy to na łamach świętej pamięci „Feniksa” pojawiło się opowiadanie pod tytułem „Hiena” autorstwa Andrzeja Pilipiuka. Od tego czasu Wędrowycz rozgościł się na dobre w polskiej popkulturze. No dobrze, ale kim jest bohater dzisiejszego odcinka? Egzorcystą... amatorem, kłusownikiem, bimbrownikiem, hieną cmentarną, zdziwaczałym staruszkiem, bohaterem i wrzodem na tyłku społeczeństwa. Ciekawi was jakim cudem do jednej osoby pasują te, często sprzeczne, określenia? Zapraszam.
W dzisiejszym odcinku mam coś dla miłośników strategii ekonomicznych. Przed wami „Faraon”, gra właśnie z tego gatunku pochodząca ze stajni Sierry. Czego się spodziewać? Długiej kampanii, sporych wyzwań, odrobinki bitew i całego mnóstwa świetnej zabawy. Jak sama nazwa wskazuje tym razem budować okazałe miasta będziemy nad Nilem. Zainteresowani? Zapraszam.
Ostatnio było o Faraonie, a dziś chciałbym zaprezentować wam jego starszego brata. Cezar 3 jest strategią ekonomiczną, która mimo wielu niedociągnięć potrafi przykuć do monitora na długie godziny. Cel gry? Zostanie Cezarem, ale zanim to nastąpi na gracza czekają długie godziny mozolnej pracy nad kolejnymi prowincjami i... masa świetnej zabawy. Zapraszam.
Kilka ostatnich lat upłynęło dla mnie pod znakiem niemal codziennych podróży pociągiem. Kwestia jakości usług naszego kochanego PKP to nie temat, który chciałbym dzisiaj poruszyć, ale w pewnym stopniu się z nim wiąże. Czekając wieczorami na pociąg człowiek musiał coś robić. Jeśli nie zabrało się ze sobą jakiejś książki to szło się do któregoś z dworcowych kiosków i tam nabywało coś do czytania, a w przypadku braku funduszy przystawało się w kiosku i przerzucało strony różnych pism na miejscu. Po pewnym czasie z całej tej pisaniny wyłaniał się pewien wzór... nieważne jaki dziennik, tygodnik czy inny miesięcznik się czytało. Nie liczyła się opcja polityczna, którą mniej lub bardziej udolnie wspierało dane pismo. Jeden schemat pojawiał się jak mantra u wszystkich: „Jesteśmy prześladowani, ratunku!”...