Kult pokryty kurzem - pamiętacie jeszcze te RTS-y?
Hearthstone vs. Duel of Champions, czyli porównanie darmowych gier karcianych
"Zaginiona" Andrzeja Pilipiuka - recenzja
Jak zrobili ze mnie korwinistę, czyli jak wziąć fantastykę i zrobić z niej sztandar polityczny...
Jak Polsat wziął się za e-sport
Pyrkon 2014 - fotorelacja
Ostatnio poświęciłem trochę miejsca „Sklepikowi z horrorami” z 1960 roku. Żeby zbyt daleko nie odbiegać tematycznie tym razem chciałbym wam polecić „Dzień Tryffidów”. Film powstał dwa lata później,w roku 1962,i jest adaptacją powieści Johna Wyndhama pod tym samym tytułem. Jak to zwykle z ekranizacjami bywa, film ma niewiele wspólnego z książką na podstawie której powstał, ale nie przeszkodziło mu to zostać klasykiem. Wiele scen z „Dnia Tryffidów” przeszło już do legendy, a kto widział film za młodu to zapewne już nigdy nie zapomni pewnej „lodziarni”. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że zdaniem wielu fanów gatunku „Dzień Tryffidów” (tak książka jak i film) stały się prekursorami... „apokaliptycznych” filmów o zombie.
Wakacje zaczęły się już dawno temu. Na growym rynku nie pojawia się nic ciekawego, nawet media nie znalazły sobie nic ciekawszego niż powiększająca się rodzina królewska w naszej największej kolonii. Sezon ogórkowy pełną gębą. Tradycyjnie o tej porze roku telewizja puszcza nam powtórki i wykopuje z archiwum starsze programy dzięki czemu znów możemy cieszyć się "Janosikiem" i "Bonanzą".
Taka atmosfera udzieliła się także i mnie. Zacząłem polowanie na pewną grupę filmów. Wyszukuję sobie starsze filmy fantastyczne i horrory i... bawię się przy nich niesamowicie! Częśc tych cudeniek zachowała pierwotny klimat, inne zmieniły się w pokręcone komedie, ale wszystkie nadal potrafią bawić. Skoro już zacząłem się tym bawić to postanowiłem podzielić się z wami moim nowym hobby i co jakiś czas będę wrzucał recenzjopodobne twory dotyczące jakiegoś klasyka. Na pierwszy ogień pójdzie "Sklepik z horrorami" z 1960 roku. Zapraszam.
Kiedy w 2 lata temu wyemitowano pierwsze odcinki Gry o tron chyba nikt nie spodziewał się takiego sukcesu. Całe rodziny czekają na kolejne odcinki serialu, a ludzie którzy nie czytają nawet programu telewizyjnego nagle zaczęli sięgać po książki byle tylko dowiedzieć się co będzie dalej i czy ich ukochani bohaterowie przetrwają kolejny sezon serialu. Wraz z kończącym się sezonem trzecim mieliśmy okazję zobaczyć reakcje fanów na ostatnie wydarzenia i uśmiać się setnie z ich zachowań, ale zastanawialiście się kiedyś dlaczego ekranizacja sagi Martina odniosła tak ogromny sukces?
Na początek – zauważyłem, że na gp zapanowała dziwna moda umieszczania tekstów w stylu "recenzja bezspoilerowa". Recenzja ze spoilerami jest generalnie do bani i ciężko mi to nawet recenzją nazwać. Ehm, no więc tekst, który czytacie jest "nie-do-końca-recenzją", ale spoilerów i tak nie zawiera, bo to kretyńskie by było.
Ktoś kto czyta gameplaya od dłuższego czasu pewnie wie jakie mam podejście do zombiaków w kinie i serialach. Nawet lubię je oglądać, bo są przeważnie prześmieszne i tak napakowane kretynizmami, że to się pale nie mieści. Jak na tym tle wypada "World War Z"? Zapraszam.