Lata PRL kojarzą się głównie z zamordyzmem, pustymi półkami, słabymi zarobkami i łykiem Alpagi. Czyli jest generalnie źle, choć gdyby spytać o zdanie dzisiejszych emerytów, można byłoby się zdziwić. Ale skoro wasz mistrz pióra ma do emerytury jakieś 30 lat, a jak rząd Tuska się postara, to i więcej, nie ma sensu o tym martwić. O czym innym Fulko chce wspomnieć. Ostatnio natrafił bowiem na galerię starych komunistycznych plakatów. Zerknął na obrazki i... wiecie co, fajne to jest! Śmierdzi propagandą na kilometr, ale i ładnie wykonane, i z pomysłem, i z jajem. Oceńcie zresztą sami. I powspominajmy.
Wróg nie śpi…
Fajny, lekko pikantny, ale nie wulgarny:
Wchodzi chłop do obory, patrzy - leży krowa pęknięta. "Jedyna żywicielka rodziny stracona!" pomyślał z rozpaczą, wziął się i powiesił pod sufitem.
Wchodzi żona chłopa do obory. Patrzy - leży krowa pęknięta, chłop wisi nieżywy pod sufitem. Pod wpływem szoku bez wahania przerzuca powróz przez belkę i nuże - powiesiła się obok chłopa.
Wchodzi starszy syn do obory. Patrzy - leży krowa pęknięta, a nad nią dyndają jego rodzice. Zrozpaczony bez chwili zwłoki dołącza do grona wisielców.
Czas na drugą porcję PRL-owskiej propagandy. W pierwszym odcinku Fulko pokazał wam plakaty hołubiące socjalizm i jego twórców, z przodującą rolą wielkiego Związku Radzieckiego. Zamieścił też arty szkalujące kapitalizm, deprecjonujące USA oraz ostrzegające przed szpiegami z Zachodu. Na końcu pośmialiście się z plakatów wychwalających dobrobyt w Polsce Ludowej i zagrzewających proletariat robotniczy do pracy. Jeśli wam, drodzy czytelnicy spodobało się to, co czytaliście i oglądaliście ostatnio, spodoba się i teraz. Bo Fulko ma garść nowych plakatów, a przy okazji powspomina z wami (lub waszymi rodzicami tudzież dziadkami, he he...) stare dobre czasy.
BHP to podstawa
Święta Inkwizycja - średniowieczny potwór, pożeracz milionów istnień ludzkich. Taka obiegowa opinia panuje wśród szarego ludu. Opinia podsycana przez literaturę, film, a także gry. Dla Fulko takimi "sztandarówkami", pokazującymi, że kościół wieki temu nawracał zarówno krzyżem, jak i pałą, są dwa kultowe filmy: "Misja" i "Imię róży". Szczególnie ten drugi, nakręcony na podstawie powieści Umberto Eco, jest bardzo przekonujący. Pojawia się w nim bowiem okrutny inkwizytor, krwiożercza bestia, morderca niewinnych - Bernard Gui. Ten łysy mnich z czarną brodą dobrze zapadł w pamięci waszego mistrz pióra. Jakież było zdziwienie Fulko, gdy jakiś czas temu dostał od znajomych w prezencie książkę, której autorem był... Bernard Gui!
O e-zinach mało kto dziś pamięta. Dlatego abyście mogli przeczytać ze zrozumieniem poniższy art, wasz ulubiony felietonista musi podać kilka podstawowych definicji:
- Zin – amatorska gazetka tworzona przez miłośników danej dziedziny życia, nauki, rozrywki lub czegoś tam jeszcze.
- E-zin – ta sama gazetka, lecz tworzona w formie elektronicznej, najczęściej jako plik HTML lub PDF.
- E-zin o grach – znów ta sama gazetka, robiona najczęściej przez fanatyków gier dla fanatyków gier.
- E-zin o grach, w którym pracował Fulko – najlepszy e-zin w dziejach mag-ów traktujących o graniu.
Prawie każdy ludzki samiec (a także część samic) ma w życiu taki okres, kiedy klei modele. Jedni jarają się tym miłym spędzaniem wolnego czasu za młodu, inni w wieku dojrzałym, a jeszcze inni - jak Fulko - za młodu i w wieku dojrzałym. Dla jednych jest to hobby i ci mają chałupy, piwnice i garaże wypełnione setkami samolotów, czołgów, statków, makiet i innych dupereli. Dla innych - jak dla waszego Fulko - jest to chwilowa fascynacja. Taka, co to rozbłyska na moment, wciąga jak magnes, po czym gaśnie za jakiś czas, obumiera i zapada w letarg na kolejne kilka czy kilkanaście lat. Czasem zamiera już na amen.
Dzisiaj wasz mistrz pióra dostał pocztą pakiet zdjęć z podpisem "dlaczego chłopcy potrzebują rodziców". Na fotkach pokazani są chłopcy w różnym wieku, w sytuacjach mówiąc delikatnie "nienormalnych". Wymowa tego wszystkiego jest taka, że niby płeć męska z natury rzeczy jest bezmyślna, głupia, nieodpowiedzialna. Dlatego od dziecka trzeba się nami opiekować. Najpierw czynią to wspomniani rodzice, potem oczywiście żony. Nie ma co ukrywać - ten pakiet zdjęć to jawna prowokacja, niegodna kogoś, kto do 11 lat jest niewiastą Fulko. Ale wasz ulubiony felietonista wszystko żonusi wybaczy. Nie, nie dlatego, że musi. Chodzi o to, że po zastanowieniu fotki te tak naprawdę nie prezentują nic upokarzającego dla nas, chłopców. Czy ciekawość świata, ułańska fantazja, niekonwencjonalne zachowania źle o nas świadczą? Nie! To dziewczynom brak wyobraźni. Sam Fulko z łezką w oku ogląda niektóre podrzucone zdjęcia. Yeah, to wszystko prawda, on sam kiedyś też tak czynił. I mimo to popatrzcie, na jakiego inteligenta wyrósł!
Pamiętacie środkowe strony każdego wydania Bajtka? Nie? To wypijcie biedactwa lecytynę. Fulko przypomina: tam pisali o grach. A że przez jakiś czas było to jedyne słowo pisane o grach w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, dla zdobycia go wasz ulubiony felietonista gotów był nie tylko zapłacić, a także przepłacić, zabić, zgwałcić i pokroić na plasterki. Na szczęście nie musiał tych wymienionych na ostatku okropności robić, ale takie panie były to czasy. Nieważne. Ważne, że na tych czterech hołubionych przez Fulko stronach chłopaki potrafili upchać sporo stuffu: mapę do gry, listę przebojów, kilka krótkich opisów, jakiś konkurs plus mini-wywiadzik. Przeczytanie i przeanalizowanie tego wszystkiego zajmowało kilka tygodni! Tym bardziej, że czytało się to po sto razy.
Top Secret – kultowe pismo dla graczy. Kultowe, no bo raz że pierwsze, a dwa że najlepsze (choć tu wielu zaprzeczy). Niestety, jak wszystko co "kultowe” – dawno już poległo. Ale dla pokolenia 30-40 latków (tu Fulko dumnie pierś wyprężył!) to absolutny symbol dawnych, pięknych, pionierskich czasów. Czasów, gdy o konsolach nikt nie słyszał, 8-bitowce rywalizowały z 16-bitowcami, a Pecety kojarzyły się wyłącznie z kartami graficznymi Hercules, monochromatycznymi monitorami i nudnymi arkuszami kalkulacyjnymi. Czasami, gdy rządziło wszechobecne piractwo, „studia komputerowe” i giełda. I to w takich oto ciekawych czasach ukazał się pierwszy numer pisma stricte o grach. Fulko przyniósł go z piwnicy i właśnie sobie go przegląda.
Pewnie z milion razy słyszeliście, że w grach liczy się przede wszystkim ich miodność, nie wygląd. Frazes ten powtarzany jest już od 30 lat, a i tak największą popularnością cieszą się wielkie produkcje z odlotową oprawą audiowizualną, które albo są kolejnym odcinaniem jakichś kuponów, albo można je ukończyć w dwie godziny. Fulko jako człek inteligentny dawno już powiedział pas takim produkcjom i od dłuższego czasu myszkuje po XLA szukając niskobudżetowych rodzynków. Ostatnio znalazł taki rodzynek. Tytuł jest miodny jak diabli, a zwie się Plants vs. Zombies.
Kraków, dnia 10 listopada 1988 roku, godz. 12.00. Giełda w Karliku. Fulko ściska w dłoni 100 bonów PKO (polskie dolary) czyli kasę ze sprzedaży Commodore Plus/4. Okrąża po raz szósty giełdę w poszukiwaniu kompa w przyzwoitej cenie. Kompy są, ale tylko te w nieprzyzwoitych cenach. Strach zaczyna zaglądać waszemu protagoniście w oczy. Czyżby miał wrócić do domu bez nowego 8-bitowego przyjaciela? Matka go zabije! Ale nie, pojawia się szansa na przeżycie, bowiem na placyku przed wejściem napotyka młodą panią z Atari 800XL. Komputer wygląda na intensywnie używany, leżący zresztą obok magnetofon Atari 1010 z pałamanymi przyciskami niejako potwierdza podejrzenia Fulko. Ale spytać o cenę nie zawadzi:
- Po wiela to łatari?
- 120 dolarów.
- Mogę dać 100 bonów, jak dołoży mi pani jeszcze ten potrzaskany magnetofon.
- Magnetofon jest sprawny, tylko przyciski mu się połamały. Taka wada fabryczna czy jakoś.
- Acha. To co, interes stoi?
- Mężowi zawsze, hmmm... tfu! Przepraszam. Dobra, niech będzie. Chcesz sprawdzić, czy wszystko działa?
- Nie, sprawdzę potem, teraz nie mam czasu. Jakby co, znajdę Panią - powiedział Fulko, zapłacił, zagarnął pudła pod pachę i jak najszybciej czmychnął do domu. Bał się, że Pani się zaraz rozmyśli.
Kawał, który Fulko dziś usłyszał i przy którym szczerze się uśmiał. Niezbyt inteligentny, w sumie głupi, ale zabawny. Niby o małolacie, ale raczej nie dla dzieci.
Mały chłopiec spotyka rano w kuchni przy lodówce mężczyznę w slipkach. Niespecjalnie speszony postanawia pochwalić się znajomością angielskiego i pyta faceta:
Powrót do przyszłości to jeden z filmowych hitów lat 80-tych. Świetnie zrealizowany, z intrygującą fabułą, wartką akcją, zabawnymi bohaterami i super muzyką oglądał się doskonale. Szczególnie w PRL-owskich czasach, gdy wokół Fulko było szaro i ponuro, a najlepszą rozrywką było pójście do kina. Wasz ulubiony felietonista nie zapomni, jak zaraz po seansie postanowił zostać mistrzem deskorolki co najmniej tak dobrym, jak Marty McFly. Chęci czym prędzej przekuł w czyn na pożyczonym od kumpla sprzęcie (w sklepach deskorolek normalnie nie było). Po kilku tygodniach osiągnął poziom tak wysoki, że gdyby dalej treningi kontynuował, pewnie to on byłby dziś światową gwiazdą skateboardu, nie Tony Hawk. Niestety, właściciel deskorolki, chamidło jedne upomniał się o cztery kółka i wasz bard stracił szansę na piękną karierę. Stare to czasy... Za to dziś, jak tylko w telewizji emitują którąś z trzech części Powrotu do przeszłości, Fulko od razu zasiada przed telewizorem.
Coś się kiedyś zaczyna, coś się kończy. Jakkolwiek brzmi to drętwo i banalnie, taka jest prawda. Na dodatek Fulko stał się przykładem i ofiarą tej prawdy.
Kilka miesięcy temu Fulko wspominał wam o wspaniałych "promocjach " w jednym z krakowskich hipemarketów. Wasz mistrz pióra trafił tam na gry na Xboxa 360 w niebotycznie niskich cenach. W sumie za trzy pudełkowe tytuły, wśród których było nawet Gears of War II, zapłacił zaledwie 30 złotych! Fulko słowo "promocje" napisał oczywiście w cudzysłowie, bo nie ma sądzi, by owe drastycznie niskie ceny były wynikiem jakiejś przemyślanej kampanii marketingowej. Ot, burdel po prostu chłopaki mają, i tyle. Świadczy o tym choćby brak jakiejkolwiek informacji o rabacie czy w ogóle całkiem inne ceny naklejone na pudełka z grami. Ale nieważne jak bylo napradę. Ważne, że nadarzyła się wyśmienita okazja do uzupełnienia kolekcji nietanich przecież tytułów na Xboxa 360. To zdarzenie miało miejsce w sierpniu ubiegłego roku.