Recenzja Sniper Elite V2, pogromcy Ghost Warriorów
Co mają wspólnego "Frankenstein" i CI Games? Recenzja Enemy Front
Rzecz o tym, jak to jest mieć węża w kieszeni - recenzja Metal Gear Solid: Portable Ops
Czy byłbyś łaskaw zakończyć historię Rapture i Columbii? - recenzja BioShock Infinite: Burial at Sea - Episode Two
Mocny zawodnik z tego Starkillera - recenzja Star Wars: The Force Unleashed [PSP]
Słowo w obronie remasterów
We wszelkich zestawieniach najlepszych gier/serii na odchodzące już PlayStation 3 niemal obowiązkowo pojawia się Uncharted. Po kilku latach obecności na rynku ów cykl stał się czymś pokroju Gothika – obiektem kultu, swego rodzaju symbolem i wystarczy w czeluści Internetu posłać ankietę „Co streamujemy/przypominamy dziś z gier na PS3?”, by dzieło Naughty Dog wygrało w cuglach lub przynajmniej dobiło do podium. Jak wiadomo, „lubimy to, co znamy”, więc inne, kompletnie obce szerokiej publiczności, niszowe produkcje muszą ustąpić miejsca tej najpopularniejszej. Bywając na growych portalach nie sposób od tego uciec – nawet, jeśli nie masz konsoli Sony i nie zamierzasz jej kupić, dokładnie wiesz, czym jest Uncharted. I z pewnością widziałeś z niego niejeden gameplay i tony zachwytów w komentarzach. Ja poszedłem krok dalej – postanowiłem sprawdzić na własnej skórze, czy również poddam się masowej euforii, czy też będę niczym współczesny, growy Gałkiewicz. Na początek padło oczywiście na Drake’s Fortune.
Od jakiegoś czasu posiadacze maszyn 7. i 8. generacji powstrzymują diaboliczne plany kolejnego wichrzyciela, patrząc na generowanego w hurtowych ilościach wroga przez kolimatory i wysyłając do akcji Burka czy innego Rileya. Ja natomiast dziś postanowiłem cofnąć się o kilka lat, kiedy to mieliśmy do czynienia z podobną sytuacją – Call of Duty odwiedziło równocześnie starszy sprzęt i jego następców. Wtedy też różnice pomiędzy tymi wersjami były znacznie wyraźniejsze, niż obecnie.