BioShocka uwielbiam. Rapture kocham. Nic dziwnego, że na wieść o umieszczeniu akcji dodatku właśnie w podwodnym cudzie Rayana wzbudziła we mnie niezdrową ekscytację. I choć trwała ona do samej premiery, w trakcie rozgrywki coś pękło i początkowa euforia zamieniła się „tylko” w radość. Byłem zadowolony, że ujrzałem podwodną utopię jeszcze za jej „życia”.
O Buncie Ludzkości wygłoszono już wiele tyrad, wydęto metry sześcienne powietrza w odpowiedni ton fanfar, że kolejny dopisek o jego wspaniałości nie jest już nawet formalnością, a spotyka się raczej z uśmiechem politowania. No cóż, nieczęsto zdarza mi się ukończyć jakiś tytuł po dwukrotnym przerwaniu rozgrywki w połowie – i na dodatek go pochwalić. Deus Ex: Bunt Ludzkości jest ewenementem.