Recenzja Tomb Raider - Lara Croft nadal jest w formie - Materdea - 3 września 2016

Recenzja Tomb Raider - Lara Croft nadal jest w formie

Materdea ocenia: Tomb Raider
85

Lara Croft powróciła! I to już w 2013 roku, więc blisko 3 lata temu. Cóż, jednak takie wydarzenia najlepiej oceniać na chłodno, kiedy opadło już napięcie, a na Metacritic widzimy naprawdę wyważoną ocenę. Prawda? To niewątpliwy urok recenzowania czegoś po tak sporym czasie – grafika jeszcze się nie zestarzała aż tak, a mechanizmy produkowane obecnie są na tyle uniwersalne, że 3, 4, 5 lat nie robi im większej różnicy. A „nowy” Tomb Raider jest po prostu dobry!

Studio Crystal Dynamics miało niełatwe zadanie – trzeba było odświeżyć nieco skostniałą formułę serii, która jechała na podobnych patentach niemalże od samego początku, od pierwszej części z 1996 roku. Oczywiście generalizuję, wszak na przestrzeni tych niespełna 17 lat nie klepaliśmy w kółko jednego schematu. Paradoksalnie po Rise of the Tomb Raider ewolucja zatoczyła koło, wszak znów oglądaliśmy niemalże identyczny gameplay co z opisywanego Tomb Radidera.

Kolejne dzieło od CD, idąc za tropem wyznaczonym przez tytuł, jest reebotem serii. Swoisty powrót do korzeni, by rozpocząć nowy rozdział w historii najsłynniejszej pani archeolog, w istocie nim jest. Larę Croft poznajemy, gdy tuż po skończonych studiach rusza na swoją pierwszą ekspedycję – poszukiwanie prehistorycznego królestwa Yamatai. Jego prawdopodobna lokalizacja znajduje się na pewnej wyspie, pośrodku lokalnego Trójkąta Bermudzkiego. A wszyscy wiemy, co się dzieje ze statkami wpływającymi na taki teren. Koniec końców kończymy z przebitym bokiem, kilkoma upadkami z kilkunastu metrów i z rozbitą głową.

Tomb Raider, chcąc unowocześnić nieco gameplay, musiał posiadać: 1) quasi-sandbox z otwartymi lokacjami ewentualnie przetykanymi ekranami ładowania 2) mnóstwo znajdziek, żeby trzymać gracza jak najdłużej przy ekranie 3) elementy RPG-owe, zdobywanie doświadczenia i osiągnięcie za odblokowanie wszystkich drzewek.

Brzmi jak idealna kombinacja, która – w istocie – pomogła Crystal Dynamics odkurzyć nieco legendę ery kwadratowych cycków. Z dość ekstremalnej przygodówki ze środowiskowymi zagadkami logicznymi, której akcja rozgrywała się w pełni trójwymiarowym świecie, zrobiono zdecydowanie łatwiejszą grę akcji ze znamionami przygodówki (eksplorowanie grobowców to świetna zabawa, ale dość banalna) o nieprawdopodobnie niskim progu wejścia. Świadczy o tym m.in. specjalny „tryb detektywa”, który podświetla nam wszystkie niezbędne elementy, a także liczne sekwencje QTE oraz szeroko pojęty dynamizm.

I wcale nie czuję się z tym źle. Przy Tomb Raiderze bawiłem się wyśmienicie, fabułę łyknąłem na dwa razy w blisko 15 godzin, robiąc za pierwszym podejście 86% całości. Po prostu lubię znajdźki, lubię „maksować” tytuły, lubię czytać dzienniki i poznawać poboczne wątki. A tutaj są naprawdę ciekawe – dość powiedzieć, że po drodze znajdujemy liczne zabytkowe rzeźby i przedmioty, a także dzienniki wypraw podróżników z rozmaitych epok: chiński agent sprzed naszej ery, agenci tajemniczej Trójcy, żołnierze podczas II wojny światowe.

Bardzo smaczna produkcja!

Materdea
3 września 2016 - 21:40