Po niezwykle kolorowych i luźnych point & clickach od Pendulo Studios (m.in. The Next Bing Thing czy seria Runaway) Hiszpanie wzięli się za Yesterday i dość poważny temat – kult poświęcony samemu Lucyferowi, tajemnicze morderstwa, ciała pozostawiane w rynsztokach i klimat sprzyjający bardziej horrorom niż przygodówkom. Dzięki temu dziś możemy zagrać Yesterday Origins – kontynuację przygód tytułowego Pana Wczoraj!
Lara Croft powróciła! I to już w 2013 roku, więc blisko 3 lata temu. Cóż, jednak takie wydarzenia najlepiej oceniać na chłodno, kiedy opadło już napięcie, a na Metacritic widzimy naprawdę wyważoną ocenę. Prawda? To niewątpliwy urok recenzowania czegoś po tak sporym czasie – grafika jeszcze się nie zestarzała aż tak, a mechanizmy produkowane obecnie są na tyle uniwersalne, że 3, 4, 5 lat nie robi im większej różnicy. A „nowy” Tomb Raider jest po prostu dobry!
Z Titanfallem nie wiąże mnie żadna przeszłość - pierwsza część swoimi materiałami promocyjnymi nie wywarła na mnie aż takiego wrażenia, by sięgnąć po myszkę i kupić egzemplarz debiutanckiego dzieła studia Respawn Entertainment. Mimo to sposobność na darmowe sprawdzenie jaj kontynuacji, Titanfalla 2, skutecznie przykuła moją uwagę (może warto byłoby zastosować taki patent w 2014 roku?). Właśnie zakończyły się weekendowe testy techniczne nowego dzieła ojców serii Call of Duty, a ja wyszedłem z nich z pre-orderem tej gry.
Z drobnym poślizgiem, bo 21 a nie 20 czerwca, na Steam weszła długo zapowiadana aktualizacja do Rocket League – jak zdążyliście przeczytać, pozycji dla mnie dziś niezwykle ważnej. Niezależne studio Psyonix zdążyło wykreować swoją niepozorną gierkę na coś znacznie większego do kolejnej pozycji na liście steamowych nowych tytułów, tudzież – sądząc po popularności – na liście bestsellerów.
Tegoroczna edycja targów Electronic Entertainment Expo była umiarkowanie dobra. Osobiście zawiodłem się nieco bardziej niż zawsze, jednak nie zmienia to faktu, że niektórym mógł imponować line-up wystawców.
Największym problemem, który mam z E3 2016, jest przeciek. A dokładniej masa przecieków i ujawnionych zapowiedzi, a także pragmatyzm. Wiadomo, trudno mieć pretensje do wydawcy, że promuje – chce i musi – swój najmocniejszy skład, który był m.in. obecny (w części) na poprzednich targach. Jest jednak wokół tego E3 taka skumulowana energia, przez którą chciałoby się oglądać kolejne i kolejne informacje o nowych grach, nierzadko po prostu dla samej ekscytacji „bycia pierwszym”.
Półmetek maratonu konferencji, jakim niewątpliwie są coroczne targi E3, już za nami. Działo się niewiele, ale chyba nikt nie spodziewał się jakiejś bomby – Electronic Arts czy też Bethesda znane są raczej z pragmatycznego podejścia do prezentowanych treści. Chociaż ciągle w pamięci mam Fallouta 4 zapowiedzianego podczas zeszłorocznej imprezy w Los Angeles. Niemniej jednak dwa zaskoczenia udało się Bethesdzie wykonać całkiem sprawnie.
Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł to powiedzieć, ale Peggle jest kapitalne! To tego typu niewielka produkcja, która pozwala na odreagowanie trudów dnia codziennego przy jednoczesnej frajdzie ze zbijania kolejnych kulek. I mówiąc sobie: „Wejdę tylko na chwilę” – zostałem na dłużej.
Krew i Wino, a więc wieńczących przygody Geralta dodatek do Wiedźmina 3, zadebiutuje już jutro (ew. dzisiaj). Kiedy 10 maja pojawiły się pierwsze materiały oraz zapowiedzi rozszerzenia, dowiedzieliśmy się o zmianach przeprowadzonych przez deweloperów w temacie całego interfejsu. Dość radykalnie, choć z umiarem, zmieniono wygląd oraz lepiej zagospodarowano przestrzeń użytkową ekwipunku, mapy etc. I wyszło świetnie!
Ciężko porównać Syberię 3 i Half-Life’a 3! Choć to dwa totalnie różne gatunki, to łączy je jedno – nie mogliśmy się ich doczekać. Z tą małą różnicą, że HL3/Half-Life: Episode 3 wciąż pozostaje w sferze plotek i spekulacji. Na moje – i wszystkich fanów tej marki – szczęście, trzecie przygody prawniczki Kate Walker to już fakt. Fakt z datą premiery i pierwszymi urywkami gameplayu!
Prawie tysiąc godzin w Counter-Strike: Global Offensive i 15 w Rocket League. Widzicie zbieżność? Raczej nie, bo jej po prostu nie ma! Jednak czego by nie mówić, to CS na razie chowa się do szafy, a na tronie króla codziennych sieciowych zmagań zasiada samochodowa odmiana futbolu. Rocket League totalnie mną zawładnęło, nie pozwalając wykonywać najprostszych czynności bez wyobrażenia sobie przebiegu kolejnego meczu. I w rzeczy samej – identycznie jak syndrom „jeszcze jednej tury”, tak tutaj działa efekt „jeszcze jednego meczu”.
Kiedy o świcie 2 maja zapowiedziano, że wieczorem poznamy oficjalną zapowiedź kolejnej odsłony Call of Duty, nie spodziewałem się, że moje wcześniejsze dywagacje na temat potencjalnie prawdziwej grafiki reklamującej coś ukrywającego się pod podtytułem Infinite Warfare są prawdziwe! Po wycieku trailera, który nastąpił tuż po „zapowiedzi zapowiedzi”, firma Activision nie czekała do wyznaczonej godziny i po prostu wcześniej odkryła wszelkie karty związane z nowym CoD-em.
Overwatch budzi naprawdę wiele emocji. Blizzard zdecydowanie wie co robić, by przyciągnąć do swojej produkcji kolejnych niezdecydowanych. I nie zawdzięcza tego ani kontrowersjami (no, pomijając aferę tyłkową), ani przedziwnymi chwytami marketingowymi – oni po prostu wiedzą, jak robić gry! Ja również uważam, że to prawdziwi fachowcy, lecz ich najnowsze dzieło jakoś do mnie nie przemawia.
Po kilku plotkach i delikatnych – oraz nieco większych – przeciekach dotyczących kolejnej części Battlefield, mamy w końcu oficjalnie przedstawionego następcę „czwórki” oraz – w mniejszym stopniu – Hardline’a. To Battlefield 1, co jest dość dziwnym ruchem marketingowym – na pewno niespotykanym. Chociaż patrząc przez pryzmat tego, gdzie rozgrywać się będzie akcja gry, nazwa „jeden” pasuje do niej lepiej niż do jakiejkolwiek innej produkcji.
Infinity Warfare to podobno nowe Call of Duty, a nie – jak podejrzewano – remaster pełnej trylogii Modern Warfare. Wczoraj pojawiła się tajemnicza grafika przypominająca faktyczny element przyszłej kampanii reklamowej nowego CoD-a, chociaż uważam ją za grubszy przekręt, to zdecydowanie daje do myślenia.
Powroty starszych marek? Bezapelacyjnie Mirror’s Edge: Catalyst – było to dla mnie jedno z większych nadziei. Seria debiutująca na rynku pod skrzydłami ówczesnego giganta, Electronic Arts, w 2008 roku była czymś nowym, świeżym i dość innowacyjnym, co zauważyć musiał każdy sceptyk. Po blisko 7 latach temat powraca, wszak na czerwiec zaplanowano debiut wspomnianego Catalyst – ni to sequela, ni to prequela, ni to restartu przygód Faith. I nie tylko w temacie historii ta gra ma problem ze znalezieniem własnej tożsamości.