Dodatki DLC do Mafii II nie przyjęły się zbyt dobrze. Jest to po części spowodowanie niekoniecznie ciekawą zawartością – doskonale wiemy, że produkt niedawnego 2K Czech (które zostało rozwiązane) pozbawiony został całkiem sporej ilości contentu. Na szczęście Przygody Jaśka bronią się jak tylko mogą, by nie stać się marną zbitką kolejnych misji pozbawionych sensu.
Przez blisko 2 godziny tańczyłem z Platynowym Demem – kolejną próbką możliwość od studia Square Enix w temacie Final Fantasy XV. Epizod Duscae, poprzednia pokazówka FFXV, ukazał się tylko na PlayStation 4 i siłą rzeczy nie mogłem jej przetestować. Tym razem się udało! Mimo wszystko nie nawróciło mnie to na ścieżkę objawienia. Co więcej – dalej nie przekonałem się do Finali.
Krew i Wino, a więc wieńczących przygody Geralta dodatek do Wiedźmina 3, zadebiutuje już jutro (ew. dzisiaj). Kiedy 10 maja pojawiły się pierwsze materiały oraz zapowiedzi rozszerzenia, dowiedzieliśmy się o zmianach przeprowadzonych przez deweloperów w temacie całego interfejsu. Dość radykalnie, choć z umiarem, zmieniono wygląd oraz lepiej zagospodarowano przestrzeń użytkową ekwipunku, mapy etc. I wyszło świetnie!
Ostatnio moda na przywracanie blasku nieco przygasłym gwiazdom jest ciągle na fali. Widzieliśmy już XCOM: Enemy Unknown, lada moment światło dzienne ujrzy The Bureau: XCOM Declassified, a już teraz debiutuje inny reprezentant wagi ciężkiej – Shadowrun Returns. Jordan Weisman i ekipa z Harebrained Schemes wzięli na tapetę klasyka z lat 90. ubiegłego wieku, ubrali go w zdecydowanie bardziej dzisiejsze ciuszki i znów pokazali światu. A wszystko za pieniądze fanów, albowiem w stworzeniu produktu pomógł Kickstarter. No i oczywiście hojna społeczność.
W horrory, thrillery i inne takie, rzadko gram – jeszcze rzadziej oglądam. Ale The Last Door zaciekawił mnie od pierwszej grafiki, od pierwszego wejrzenia. Wszędobylskie piksele i do tego klimat wiktoriańskiej Anglii – to intryguje już od słowa „piksele”. Uwierzcie mi, później jest tylko lepiej!
W ciągu kilku ostatnich dni społeczność zgromadzona wokół popularnego „Kantera” zadrżała! Nie tylko w negatywnym kontekście, wszak pośród ciemnych chmur nad kilkoma drużynami oraz platformą CSGOLounge pojawił się promyk światła, głównie dla rodzimych fanów. Niemniej jednak działo się całkiem sporo!
Infinity Warfare to podobno nowe Call of Duty, a nie – jak podejrzewano – remaster pełnej trylogii Modern Warfare. Wczoraj pojawiła się tajemnicza grafika przypominająca faktyczny element przyszłej kampanii reklamowej nowego CoD-a, chociaż uważam ją za grubszy przekręt, to zdecydowanie daje do myślenia.
Znam graczy cierpiących na syndrom „anty-sequela”. Kiedy na horyzoncie jawi się kontynuacja jakiegoś hitu, ci natychmiast zapadają w sen zimowy. Żeby było ciekawiej, występuje kilka odmian tej przypadłości. Jedną z nich jest „hejting”. Tacy delikwenci wylewają swoje żale na całych wodach Internetu. Rzadsza, aczkolwiek również spotykana jest „staroszkolność”. Ostatni gatunek jest uwarunkowany genetycznie i nie ma bata, by współczesna medycyna sobie z nim poradziła. Objawy? Ciągłe narzekanie, że gry kiedyś były lepsze i takie dobre już nie będą. Kiedy pacjent dobrowolnie zgłasza się na terapię, są szanse na wyleczenie. Żadne medykamenty nie skutkują zaś, gdy chory (choć wielu uważa to za błogosławieństwo) nie ma ochoty na poddanie się leczeniu. Jeśli usilnie chcemy takiego klienta wyleczyć, to istnieją – co prawda – specjalne zastrzyki, ale na ich aplikację mogą pozwolić sobie osoby o mocnych nerwach i stalowych palcach. A może rozwiązaniem problemu jest taniec, jak mogliśmy zaobserwować u głównego bohatera „Poradnika pozytywnego myślenia”? Ja na szczęście uniknąłem zakażenia i staram się podziwiać każdą kontynuację, która wypuszczana jest na rynku – z takim samym podziwem i dumą, jak w przypadku BioShock 2!
Co to za dziwna maszyna? No, ta świńska – wprost z moich snów.
Tak mniej więcej zaczynać się ma Amnesia: A Machine for Pigs – nie-kontynuacja znakomitego The Dark Descent z roku 2010. Gra kupiła sobie serca nie tylko zagorzałych fanów horrorów, ale także zwykłych zjadaczy chleba – takich jak ja. Zabawa w chowanego ze śmiertelnie niebezpiecznymi potworami nie brzmi może jakoś zachęcająco, niemniej jednak pierwsza Amnesia już na zawsze zapisała się w historii tego gatunku. Czy druga część przebije pierwowzór?
The Saboteur to bardzo zręczne wymieszanie charakterystycznych elementów z kilku gier. Najbardziej zauważalnymi są cechy pochodzące z serii Grand Theft Auto oraz Assassin’s Creed. Jak to mówią: jeśli uczyć się, to od najlepszych. Tak oto Sabotażysta idzie w myśl tej zasady. Dopowiedzmy – bardzo zręcznie!
Jak wiele studiów stara się na siłę wsadzić rozwiązania z innych tytułów, wiemy i wygląda to szkaradnie. W dziele Pandemic Studios czuć ogrom otwartego świata, widać kocie ruchy bohatera podczas wspinania się na dachy kamienic, mechanizmy tak dobrze znane. Fach w rękach deweloperów sprawił, że z przyjemnością gra się w ich produkt, nie bacząc na to, z jakich gier zaczerpnęli inspirację!
W Mirror’s Edge grałem zaraz po światowej premierze, potem jeszcze raz, a tydzień temu trzeci. Pewnie powiecie, że recenzja (w tym wypadku mini) po kilku latach od premiery jest przysłowiową „musztardą po obiedzie”. W wielu przypadka tak, jednak w tym jednym, konkretnym, nie mogę się zgodzić. Produkcja EA Dice nic a nic nie straciła ze swojego pierwotnego uroku – dalej kusi genialna stylistyka, parkurowe elementy, poczucie nieskrępowanej wolności i wyśmienity soundtrack.
ShootMania: Storm już od jakiegoś czasu bytuje jako otwarta beta w wszechogarniającym Internecie. Każdy może dołączyć do testowania dzieła Nadeo – studia znanego przede wszystkim z serii gier wyścigowych TrackMania. Jak świeży tytuł wykorzystuje koncepcje zaprezentowane w poprzednich produkcjach tego dewelopera dowiecie się z krótkiej notki opiniującej kilkanaście godzin sieciowych potyczek.
Nie będę oryginalny mówiąc, iż Dead Space 3 mocno wyewoluował, gubiąc gdzieś człon „horror”. Jeśli dla kogoś bardzo istotne było to, iż w pierwszej części człapaliśmy jako nic niemówiący inżynier Izaak Clarke, a w międzyczasie drapanie, chrupanie i inne dzięki dobiegające z szybów wentylacyjnych powodowały palpitację serca – OK, można powiedzieć, że „trójka” jest sporym rozczarowaniem. Ja z pewnością nie należałem do tej grupy – przynajmniej do zagrania w recenzowaną produkcję. Jasne, niezwykle ważny był klimat zaszczucia: to, że nikt nie przyjdzie Ci z odsieczą w razie kłopotów, że dryfująca w kosmosie Ishimura jest kompletnie osamotniona, próżno szukać pomocy. Nastrój grał na emocjach, a zabawa światłami, cieniami i innymi trickami znanymi z klasyków tego gatunku stały się najmocniejszą kartą w talii Visceral Games. Oszukiwać ani mydlić oczu chyba nikt nie zamierza – „trójka” to nie to samo co „jedynka”. Nie uświadczymy wspomnianych reżyserskich sztuczek, kiedy zapuszczając się w nie w tą stronę, którą wskazuje magiczna linia z dłoni bohatera, zza zabarykadowanego przejścia słychać niepokojące trzaski czy piski pokrak. DS3 przestał działać na wyobraźnię i głównie nad tym ubolewam.
Rios i Salem nie mają lekko. Do niedawna pierwszorzędny duet zbójów-najemników na usługach T.W.O., teraz wsparcie młodziaków – Alfy i Bravo. W dodatku zostali przez wspomnianą dwójkę wygryzieni z czołowych miejsc, czego efektem jest zmiana obsady najnowszej części Army of Two o podtytule The Devil’s Cartel. W rolach głównych nie widzimy już charyzmatycznego tandemu, a dużo mniej wyrazistych, płaskich i niczym nie wyróżniających się „kotów”. To właśnie Alfa oraz Bravo starają się upodobnić do starszych kolegów, lecz bardzo kiepsko im to wychodzi. To najpoważniejsza, i jak dotąd najgorsza, z możliwych decyzji podjętych przez deweloperów – Visceral Games.
10 najbardziej epickich momentów w grach ostatniej dekady… Temat długi jak rzeczka i szeroki jak autostrada. Nie ma co się oszukiwać, również dobrze w tym zestawieniu mogło się znaleźć sto tysięcy innych momentów i chwil z życia gier wideo. My zdecydowaliśmy się akurat na te (a powiem Wam, że to był wspólny wybór blogerów gameplay.pl), ponieważ – uwaga, najbardziej prozaiczny motyw świata – najbardziej zagnieździły się w ośrodku mózgowym odpowiedzialnym za pamięć. Ot, cała filozofia. Zatem zapraszam Was do zestawienia „10 najbardziej cpickich momentów w grach ostatniej dekady”!
Tytuły zostały ułożone losowo, co by nie umniejszać epickości i efektowności każdej z nich.
PS. Aha, no i spoilery.