W poprzednim artykule z serii „10 najbardziej…” Imperialista przedstawił Wam w pełni subiektywne TOP 10, które z różnych powodów nie zostały zauważone przez wiecznie wygłodniałą brać. Dziś z kolei, chciałbym przedstawić Wam nieco szerzej 10 tytułów, które także z wszelakich względów były zbyt przychylnie potraktowane zarówno przez graczy, jak i dziennikarzy. Sami zresztą wiecie, że nasza branża jest na tyle nieprzewidywalna, aby w wielomilionowych nakładach przyjąć dzieło z pozoru kompletnie niemające jakiegokolwiek potencjału, z kiepską grafiką i powielaniem tych samych schematów od wielu lat. Tak, już wiecie, którego kandydata chcę wywołać do tablicy.
Wczoraj, czyli 29 stycznia, niezapomniany Duke Nukem 3D obchodził swoje dwudzieste urodziny! Z tej okazji mogliście już przeczytać rocznicowe wspominki od DM-a. Dziś za to na warsztat bierzemy przegląd spin-offów serii wykreowanej przez studio 3D Realms oraz projekty spod szyldu Duke Nukem, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, niejednokrotnie nie wychodząc z fazy projektowania!
Strach. Ludzie z natury lubią się bać. Są tacy, którym wystarczy wyskok z ciemnego zaułku obleśnego potwora pokrytego śluzem, dodatkowo wspomaganego przez kilka macek i wykręconą mordę. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby pokraka stanęła 30 centymetrów przed samym bohaterem, otworzyła swoją śmierdzącą od ludzkiego mięsa (i resztek zawartych na zębach) gębę, opluła go i przez kilka sekund darła wniebogłosy. Potem wystarczyłoby ją wykończyć i ruszyć dalej. Drugim to nie wystarczy. Im potrzeba bardziej wyrafinowanej metody straszenia, czegoś subtelnego, a zarazem tak brutalnego, jak powyższy opis. Hm, tak, znam taką rzecz. To Dead Space!
W ciągu kilku ostatnich dni społeczność zgromadzona wokół popularnego „Kantera” zadrżała! Nie tylko w negatywnym kontekście, wszak pośród ciemnych chmur nad kilkoma drużynami oraz platformą CSGOLounge pojawił się promyk światła, głównie dla rodzimych fanów. Niemniej jednak działo się całkiem sporo!
Premiera Men of War: Oddział Szturmowy 2 została przełożona na prawie 2 miesiące. Fani z pewnością nie ucieszyli się z tego faktu, ale deweloperzy postanowili zrekompensować im konieczność przeczekania jeszcze blisko 60 dni – wrzucili swój produkt do najmłodszej usługi Steam, a mianowicie Wczesnego dostępu.
Kiedy o świcie 2 maja zapowiedziano, że wieczorem poznamy oficjalną zapowiedź kolejnej odsłony Call of Duty, nie spodziewałem się, że moje wcześniejsze dywagacje na temat potencjalnie prawdziwej grafiki reklamującej coś ukrywającego się pod podtytułem Infinite Warfare są prawdziwe! Po wycieku trailera, który nastąpił tuż po „zapowiedzi zapowiedzi”, firma Activision nie czekała do wyznaczonej godziny i po prostu wcześniej odkryła wszelkie karty związane z nowym CoD-em.
The Saboteur to bardzo zręczne wymieszanie charakterystycznych elementów z kilku gier. Najbardziej zauważalnymi są cechy pochodzące z serii Grand Theft Auto oraz Assassin’s Creed. Jak to mówią: jeśli uczyć się, to od najlepszych. Tak oto Sabotażysta idzie w myśl tej zasady. Dopowiedzmy – bardzo zręcznie!
Jak wiele studiów stara się na siłę wsadzić rozwiązania z innych tytułów, wiemy i wygląda to szkaradnie. W dziele Pandemic Studios czuć ogrom otwartego świata, widać kocie ruchy bohatera podczas wspinania się na dachy kamienic, mechanizmy tak dobrze znane. Fach w rękach deweloperów sprawił, że z przyjemnością gra się w ich produkt, nie bacząc na to, z jakich gier zaczerpnęli inspirację!
Scena e-sportowa wstrzymała oddech! Zamieszanie związane z #VACacjami KQLY-ego i SF-a wstrząsnęła społecznością skupioną wokół Counter-Strike: Global Offensive mocniej, niż niedawna premiera kolejnej Operacji. A za kilka dni odbędzie się DreamHack Winter 2014!
Dodatki DLC do Mafii II nie przyjęły się zbyt dobrze. Jest to po części spowodowanie niekoniecznie ciekawą zawartością – doskonale wiemy, że produkt niedawnego 2K Czech (które zostało rozwiązane) pozbawiony został całkiem sporej ilości contentu. Na szczęście Przygody Jaśka bronią się jak tylko mogą, by nie stać się marną zbitką kolejnych misji pozbawionych sensu.
Przez blisko 2 godziny tańczyłem z Platynowym Demem – kolejną próbką możliwość od studia Square Enix w temacie Final Fantasy XV. Epizod Duscae, poprzednia pokazówka FFXV, ukazał się tylko na PlayStation 4 i siłą rzeczy nie mogłem jej przetestować. Tym razem się udało! Mimo wszystko nie nawróciło mnie to na ścieżkę objawienia. Co więcej – dalej nie przekonałem się do Finali.
Niemal rok – tyle musiał czekać Wiedźmin 2, by móc trafić do czytników konsol Xbox 360. Czy panowie CD Projekt RED wykorzystali ten czas dobrze, dostosowując silnik graficzny i całą resztę technikaliów pod ten nieznany grunt? Z czystym sumieniem i ręką na sercu, przysięgając na honor harcerza – tak!
Pierwsza odsłona Epic Mickey była grą dobrą, ciekawą, innowacyjną. Tak można wywnioskować przeglądając poszczególne oceny i recenzje w serwisie metacritic.com. „Dwójka”, tworzonych w czeluściach studia Junction Point przez załogę dowodzoną przez Warrena Spectora zapowiada się świetnie, zwarzywszy na taktykę deweloperów odnośnie kontynuacji, która brzmi: „więcej, lepiej, ciekawiej”.
Życie gangstera nie jest usłane różami. Ale cóż, tacy ludzie zdają sobie sprawę jaki los ich czeka. Jeśli jednak nie zniechęca Cię śmierć w odosobnieniu, możliwa kulka tuż zza rogu czy agresywni cyngle z konkurencyjnej rodziny – wyjeżdżaj do USA i szukaj szczęścia! Cóż, szkoda, że spóźniłeś się o jakieś 80 lat…
BioShock w mojej kolekcji był grą typu: kocham ją, uwielbiam przemierzać to miasto etc., ale w połowie zawsze coś mnie oderwie. Potem znowu od nowa, ale dalej z pasją i zaangażowaniem. Wczoraj w nocy dobrnąłem do końca historii bezimiennej ofiary katastrofy lotniczej. Długo nie mogłem zasnąć, oj – długo. Przede wszystkim dzięki fantastycznemu - powtarzam - fantastycznemu zwrotowi akcji. To na szczęście tylko jeden z wielu czynników powodujących bezsenności - rozmyślanie nad finałem tej niesamowitej przygody to jednak zdecydowanie lepsze zajęcie, aniżeli sen. W efekcie końcowym wyprodukowano tytuł trafiający w czuły punkt mojego ciała – serce. Dlatego BioShocka cenię i szanuję po dziś dzień. Nawet nie zwracając uwagi na ubytki graficzne spowodowane nie tylko czasem (gra wyszła w 2007 roku), ale także przestarzałym silnikiem graficznym (choć BS wspiera DX 10, to Unreal Engine 2,5 jest naprawdę kiepski).
Gier o gangsterach była cała masa. Jedne lepsze, drugie gorsze, cóż poradzić. Jednak produkcja, w której kierowaliśmy podwójnym agentem działającym w Hong Kongu, do tej pory nie miała miejsca. Sleeping Dogs zmieniło ten stan rzeczy – i to ze świetnym rezultatem!
Pierwotnie tytuł United Front Games miał powstać jako trzecia część niezłej serii True Crime. Jednak wydawca zdecydował inaczej – Activision stwierdziło, że projekt nie jest na tyle dobry, by zbić nieco kokosów, toteż prace nad nim anulowano. Reaktywacji podjęło się Square Enix. Był to strzał w dziesiątkę, a jednocześnie postrzał w kolano sprawcy całego zamieszania – firmy Bobby’ego Koticka.