Pierwszy, bardzo krótki, zwiastun filmu Nowy początek, automatycznie ustawił poprzeczkę moich oczekiwań na bardzo wysokim poziomie. I nawet kolejne, nieco bardziej oczywiste, zapowiedzi nie zmieniły tego nastawienia. Wierzyłem, że Denis Villeneuve dostarczy produkcję o bardzo wysokiej jakości i że stanie się ona najlepszym filmem sci-fi 2016 roku. Tymczasem Arrival (to oryginalny tytuł) wyrósł nie tyle na najlepszą fantastykę naukową ostatnich 11 miesięcy, ale na najlepszy film w ogóle.
Denis Villeneuve na razie nie popełnił żadnego filmowego błędu. Od momentu, gdy w 2013 roku postawił pierwsze kroki w jasnym świetle Hollywood, wszystkie firmowane jego nazwiskiem produkcje były w moim odczuciu przynajmniej bardzo dobre. Takiej totalnej petardy się jednak nie spodziewałem i w dwie dobry po seansie Nowego początku jestem nadal pod jego ogromnym wrażeniem.
Opowiedziana w filmie historia jest na tyle wyjątkowa, że naprawdę warto wiedzieć o niej jak najmniej. Idealnym przedsmakiem jest wspomniany wcześniej pierwszy zwiastun. Przed seansem wypada mieć w głowie tylko podstawy: pewnego dnia na Ziemi ląduje 12 identycznych statków z innego świata, które tylko wiszą i nic złego się nie dzieje. Na terenie USA do współpracy przy tym niezwykłym zjawisku zostaje zaproszona specjalistka od lingwistyki i tłumaczeń, która ma ściśle współpracować z "panem od fizyki". W tej odsłonie motywu "inwazja z kosmosu" Ziemianie podchodzą bowiem do sprawy ostrożnie, ale rozsądnie - szukają sposobu na porozumienie się z przybyszami i odkrycie ich zamiarów. Żadnego naparzania rakietami w pola siłowe i zero patetycznych przemów.
To, co się wydarzyło przez niecałe 2 godziny seansu, jest w moim odczuciu niemal idealnym rozwinięciem naukowego, zdroworozsądkowego podejścia do pierwszego spotkania z istotami pozaziemskimi. Jest przy tym obdarzone tak potężnym ładunkiem emocjonalnym, że nikt nie powinien być wstanie przejść obok tego filmu obojętnie. Postać grana przez Amy Adams to konkretna babka z bagażem doświadczeń, która okazuje się być idealnym kandydatem do rozwikłania problemu komunikacyjnego (już samo to, w jaki sposób dostaje ten nietypowy przydział, pokazuje, jak wielkie jest przywiązanie twórców do detali). Jeremy Renner dzielnie partneruje jej od tej bardziej ścisłej strony nauki i pokazuje fajną, codzienną stronę swojego aktorstwa (doskonała odskocznia od Hawkeye'a i wybuchów z Mission: Impossible), a oni razem, w duecie, są wspaniale naturalni i stuprocentowo przekonujący. A gdy dodamy cudownie nietuzinkowe interakcje z pozaziemskimi gośćmi... ach, poezja.
Historia Nowego początku w pewnym momencie wchodzi na takie tory, że trudno było mi usiedzieć w miejscu. Fabuła to doskonały przykład na powolne rozwijanie głównego wątku, by w odpowiednim momencie przyspieszyć i zaoferować widzowi genialny finał, który jednocześnie zachwyca i wzrusza, a potem wymaga przemyślenia całości. Jestem głęboko przekonany, że za kilka(naście) lat Nowy początek będzie stałym elementem panteonu najlepszych filmów s-f w historii kina. Gdy dołożymy do tego naprawdę porządne przygotowanie od strony tej naukowej porcji fabuły, to już w ogóle jest super - miałem okazję jakiś czas temu oglądać dokument Wizyta, opowiadający o hipotetycznym pierwszym spotkaniu ludzkości z obcymi, i z wielką przyjemnością odkryłem (dzięki za zwrócenie uwagi, żono!), że Nowy początek potwierdza wszystko to, co mogłoby się wydarzyć naprawdę.
Nowy początek ma jedną tylko wadę - pewien komputerowy efekt w jednej z kluczowych scen jest zdecydowanie zbyt sztuczny i może nieco wyrwać z magii spektaklu. To na szczęście tylko detal. Dysponując skromnym budżetem 47 milionów dolarów, Villeneuve i jego ekipa oraz pełni profesjonalizmu i wyczucia aktorzy stworzyli rzecz piękną, przekonującą i absolutnie magiczną. 10/10. 100/100. 1000/1000!
Wisienką na torcie jest świetna muzyka Johanna Johanssona (który przy Sicario pokazał wielką klasę), która pięknie buduje napięcie. Nowy początek jest w tym momencie moim najpewniejszym kandydatem do tytułu filmu roku - teraz pozostaje mi tylko sięgnąć po literacki oryginał i zestawić go z perfekcyjną wizją reżysera.