BaileyBaileyBailey - recenzja filmu Był sobie pies - GeneticsD - 3 marca 2017

BaileyBaileyBailey - recenzja filmu Był sobie pies

Kino familijne. Oh... Jakie to są gnioty. Nie wiem, dla kogo, bądź dla czego powstał taki gatunek. Głównie są to nudne jak flaki z olejem, pełne głupot filmidła, nadające się jedynie do wiecznego powtarzania na Polsacie, czy TVN'ie. Kino, które nic nie wnosi. A tu, ni stąd, ni zowąd pojawił się Był sobie pies, adaptacja książki W. Bruce'a Camerona. Ta produkcja to wyjątek (potwierdzający regułę), który niejako zmusza mnie bym odszczekał (hehe) wszystko to, co powiedziałem wcześniej.

Ale po kolei.

Film Był sobie pies wprowadza nas w meandry życia pewnego psa, który przechodzi raz za razem reinkarnację. Pierwsze życie niewiele wprowadza do pojmowania świata przez psa, gdyż jak sam mówi (pies jest narratorem) było ono pełne zabawy, ale skończyło się przedwcześnie. W kolejnej odsłonie pies ma już odrobinę więcej szczęścia, bo chociaż jego przygoda zaczyna się niezbyt przyjemnie to w końcu trafia do chłopca imieniem Ethan. Chłopak i pies są nierozłączni, a my jesteśmy świadkami wszystkich ważniejszych sytuacji w życiu chłopca. Tych smutnych, przykrych, jak i pełnych radości. Wszystko niedługo się kończy, a zwierze po raz kolejny pojawia się w innym ciele. Dzięki wielu wcieleniom poznajemy sporą ilość sytuacji z życia ludzi oraz psów. Aż w końcu historia zatacza ładne koło i … łzom nie ma końca.

BaileyBaileyBaileyBaileyBaileyBailey...

Tak. Film to cholerny wyciskacz łez. Jeżeli macie psa, bądź inne zwierze z pewnością zrozumiecie mnie, a jeżeli nie macie...cóż, po filmie zapragniecie mieć.

Reżyser z pewnością tworzył ten film z myślą o widzach maksymalnie kilkunastoletnich, ale zapewniam Was, że żaden rodzic nie wyjdzie wynudzony z kina. Produkcja stanowi świetną lekcję nauki dla dziecka, które koniecznie chce mieć czworonoga. Może dzięki temu zrozumie jak bardzo trzeba poświęcać mu uwagę oraz czas.

Aktorstwo. W takich filmach, gdzie główne role nie są jakoś specjalnie długie, ciężko jest określić jego poziom. Stawiałbym raczej na średnie zaawansowanie warsztatów, ale nie ma na co narzekać. To przecież kino familijne! Inną sprawą jest dubbing, który w mojej ocenie wypadł dość słabo. Film był głównie skierowany do dzieci, więc pierwszorzędna wersja polska to podstawa! Tutaj niestety niektóre głosy były dobrane bardzo dziwnie, niedopracowane oraz niedopasowane. Najlepiej w tym wszystkim odnalazł się narrator, który zrobił swoją robotę w należyty sposób. Reszta to już raczej średnio, bądź kiepsko.

Mam dylemat, jeżeli chodzi o ocenianie numerkiem tego filmu. Nie jest on jakoś bardzo górnolotny, ale z drugiej strony historia psiaka była ciekawa, pełna nauki, którą dziecko (ale i dorosły!) może przyswoić, a także wypełniona mocnymi scenami, przy których niejednemu twardzielowi pękło by serce. Pozwolę sobie, więc nie dawać żadnego numerka, a po prostu polecę Wam to dzieło. Patrząc jeszcze na dorobek reżysera, musi mieć on niezłe serce do zwierzaków skoro to już jego trzeci film o czworonogach.

P.S.

Jedyne co mnie martwi w związku z Był sobie pies to fakt, iż jest on idealnym kandydatem na niekończące się powtórki w telewizji przerywane setką reklam. Nie nastąpi to szybko, ale z pewnością w końcu nastąpi.

P.S. 2

Ciekawi mnie, ile psów zagrało główną rolę.

GeneticsD
3 marca 2017 - 09:09