Recenzja filmu Rings - ... - GeneticsD - 17 lutego 2017

Recenzja filmu Rings - ...

Horrory nigdy jakoś mnie nie pociągały. Tym bardziej, że znakomita większość z nich jest po prostu słaba. Można powiedzieć, że to jeden z gatunków filmowych, który traktuję na równi z komediami romantycznymi. Nudne, bezgustne filmidła, które nie przyciągają uwagi i tylko zabierają nasz cenny czas. Do kin jakiś czas temu wszedł nowy horror o tytule Rings. Produkcja wykorzystuje motyw „dziewczynki z telewizora”, czyli Samary. Za oryginalnymi, wcześniejszymi produkcjami jakoś nie przepadałem. A teraz jest jeszcze gorzej. Samara nie dość, że nie straszy to jeszcze nuży.

Wow... Ale ją poskręcało. Latka lecą...

VHS'y powracajo!!

Przejdźmy jednak do fabuły. Poznajemy jakąś dziewczynę i jej chłopaka. Nie pamiętam imion, co już w jakimś sensie powinno Wam dać obraz mojego poziomu skupienia na filmie. Powiedzmy, że to Brajan i Jessica. Wiodą sobie spokojne życie do momentu, gdy Brajan wyjeżdża na studia. Wkrótce kontakt się urywa, a zdesperowana Jessica szuka swojego wybranka serca po kampusie. Natrafia na wykładowcę, który jak się okazuje obejrzał film na VHS'ie i odkrył w jaki sposób pozbyć się klątwy Samary. Wkrótce filmem „zaraża” się Jessica i wraz ze swoim kochankiem wyruszają na poszukiwania, mające na celu ułaskawienie oraz wyzwolenie Samary. Warto dosadnie powiedzieć tutaj, że od samego początku twórcy mówią nam, że chcą ofiarować spokój duchowi Samary. Wtedy i tylko wtedy przestanie zabijać.

Jak jednak posuwa się fabuła? Głupio. Jessica, nie wiedzieć czemu, ma wizje, które wiodą ją jak za rączkę przez kolejne lokacje. Od razu wie, gdzie musi się udać. Nie musi myśleć. Wystarczy, że stanie pod ścianą, wizja i lecimy dalej. To jak poruszanie się po sznurku od punktu A do B. Szkoda, że twórcy zrezygnowali z wyeksponowania tematu Gabriela, czyli wcześniej wspomnianego wykładowcy, który ryzykuje życiem studentów, by tylko dowiedzieć się czegoś więcej o … No właśnie, o czym? Samarze? Śmierci? Życiu?

Fabuła jest dodatkowo pełna głupot jak np. postać chce zrobić kopię filmu w komputerze, więc klika „kopiuj”. Komputer odmawia czynności, pojawia się error. Co więc robią bohaterowie? Mówią: „O kurcze, nie da się skopiować. To koniec kręgów. Musisz umrzeć. Doprowadzić to do końca.” Yhym... Nie umieją najłatwiejszym sposobem skopiować pliku i skazują kogoś na śmierć. Okej. Druga sprawa to kolejne, piękne odkrycie. Gabriel czegoś się dowiaduje. Dzwoni do Brajana. Ten z kolei nie odbiera, więc zostawia mu wiadomość na poczcie. Myślicie, że powie o co chodziło? (A chodziło o jedno słowo.) Nie! Gdzie tam! Mówi, że sprawa jest ważna i muszą się spotkać, i w ogóle to super jest. Niech prowadzą nadal to śledztwo, a on jedzie do nich. Oczywiście nie dociera, bo ginie... Eh... Te „horrory”.

Od lewej: Jessica, Gabriel, Brajan...

To samo tyczy się zakończenia. Napisałem wyżej, do czego dążyli główni bohaterowie. I kiedy się udało to nagle okazało się, że się pomylili. I w ogóle nie. Fabuła dąży do osiągnięcia celu, a potem nagle okazuje się, że cel był zły. Świetnie filmie! Więcej takich zagrań. To tak jakby bohater miał zdobyć artefakt starożytnych Inków, ale na końcu okazało się, że jednak to miało być coś od starożytnych Egipcjan i cały świat umarł. Koniec.

Animacja pojawiającej się dość rzadko Samary wygląda koszmarnie. Rozumiem, że nałożono na nią efekty, które miały upodabniać ją do ekranu, ale bez przesady. Wydaje mi się, że jakiś student 2-iego roku robił to przy piwie i 8 godzin przed deadline'em. Masakra.

Najgorszy w tym wszystkim jest jednak fakt, że twórcy ciągle starali się prowadzić fabułę na poważnie. Nie ma rozluźniających żarcików, a wszechobecna powaga, która totalnie zniszczyła film. Gdyby jeszcze twórcy mieli jakiś dystans, wiedzieli o tym, że robią kaszanke to bym to zrozumiał. To tak jakby twórcy gówno gierek byli przekonani do samego końca produkcji, że ich gra będzie hitem.

Gra aktorska? No nie wiem. Jakoś nie zauważyłem, żeby ktoś się wybijał. Typowy film klasy B, więc jak aktor miał go niby wyciągnąć z szamba?

O niebo lepszy film również z pierścionkami w tytule.

Podsumowując, Rings to film pełen głupot, beznadziejnych, tanich zagrań oraz cholernie nużący. Gdyby nie ostre, głośne dźwięki usnąłbym na bank. Film miał jednak jeden plus. Dzięki niemu doszedłem do wniosku, że rzędy na sali kinowej są zbyt blisko siebie oraz brakuje podnóżków.

P.S.

Film skłonił mnie do jeszcze jednego. Chyba poszukam starych VHS'ów na strychu oraz odtwarzacza. To interesujące w jak szybkim czasie zapomniano o tej rewolucyjnej technologii. Może nawet skuszę się na przeczytanie czegoś więcej. Dzięki filmie!

GeneticsD
17 lutego 2017 - 14:04