Halo?! Tutaj Master Chief! - GeneticsD - 28 marca 2017

Halo?! Tutaj Master Chief!

Nie przepadam za FPS'ami. Pierwsza osoba, strzelanie do wszystkiego, co popadnie. To nie zabawa, za którą przepadam, chociaż przyznam, że czasem warto uderzyć rundę w Zombie Mode z CoD'a. Głównie jednak unikam tego rodzaju rozgrywki. Pogrywam więc od dawnych czasów w przygodówki, akcje, Soulslike itd. Dodatkowo jestem konsolowcem wiernym Microsoftowi od początku Xboxa360 (wcześniej miałem epizody z PS oraz PC). No i wiadomo, jeżeli chodzi o Xboxa to marką sztandarową jest oczywiście seria Halo. Niestety jak wspomniałem wcześniej, nie lubię FPS'ów, więc pominąłem całą serię, włącznie z Halo Wars.

W serii Halo było także coś innego co mnie odrzucało, ale wkradło się dopiero po jakimś czasie. Mianowicie, był to ogrom uniwersum. Zawsze obawiam się wejścia do uniwersum, które ma za sobą wiele gier/książek/komiksów/filmów animowanych. A Halo miało to wszystko! O ile się nie mylę jest nawet serial. Przerażał mnie fakt poznania tak ogromnej ilości wiedzy, ale to chyba nie tylko ja tak mam, prawda?

Wiem, wiem. Mieć Xboxa i nie grać w Halo. Skandal!

Do czego jednak zmierzam, w końcu pojawiła się konsola Xbox One, której zaufałem ze względu na 360-tkę. Kwestią czasu było pojawienie się wersji zremasterowanych poprzednich Halo. No i pojawiło się Master Chief Collection, gdzie (ku mojemu zaskoczeniu) pojawiły się, aż cztery gry. Wow! Zamiast zrobić każdą zremasterowaną część po 200 złoty, dali 4 części na jednej płycie. Byłem pod wrażeniem, ale nadal jakoś nie uśmiechało mi się grać we wszystko od początku. No i później nałożyły się na siebie trzy różne sytuacje. Jeden z youtuberów, których oglądam (w sumie jednego oglądam czasem) wspomniał, że jest fanem Halo i uargumentował to w kilku zdaniach. Później przeczytałem kilka artykułów na gameplay.pl o uniwersum, a następnie jedna z reklam w przeglądarce zawiodła mnie do przeceny MCC. Wtedy też odezwał się we mnie mały Janusz, który powiedział, że mieć za taką cenę 4 gry to okazja nie do utracenia. No i kupiłem.

Wersja zremasterowana

Następne kilka miesięcy gra spędziła na mojej półce, bo jakoś nie umiałem się do niej przekonać, nie było czasu i zawsze jakiś inny tytuł miałem akurat do ogrania. Jakoś z miesiąc temu zasiadłem jednak do Halo 1 i to była jedna z moich lepszych decyzji podjętych w 2017 roku. Jakkolwiek grało mi się początkowo dość uciążliwie (dziwne sterowanie przy celowaniu i rzucaniu granatów) + gra po prostu sprawiała mi często problemy, tak jakoś spodobała mi się postać Master Chiefa oraz jego towarzyszki Cortany. Spartanie zaczęli odgrywać dla mnie rolę kosmicznych marines, a możliwość uratowania całego wszechświata jest zawsze miło przyjmowana w mojej jaskinii. Warto pograć czasem w produkcje pełne patosu. Czarno-białe. I tak wessało mnie na dobre. Fakt, że gra dość opornie mi szła, tłumaczyłem faktem, że kiedyś robiło się cięższe gry, a ja jestem przyzwyczajony jednak to mniejszego poziomu trudności. No chyba, że gram w Wiedźmina albo Soulslike.

Po jakimś czasie wyczaiłem nawet guziczek, dzięki któremu można dynamicznie zmieniać grafikę na tą sprzed remastera. Różnica była naprawdę kolosalna. To tak jakby ktoś po prostu zrobił wszystko od nowa, bazując na pierwowzorze. Podoba mi się zaimplementowanie takiej opcji dla gracza, bo przynajmniej można zobaczyć, czy nie zostaliśmy naciągnięci na kasę. Wdrożenie tego przycisku mówi nam, że twórcy byli pewni za swój produkt i ta pewność sprawiła, że poczułem do nich szacunek.

Wersja "oryginalna"

W końcu jednak natrafiłem na misję „Dwie zdrady”. Niech piekło pochłonie ten poziom! Nie wiem, jak długo go przechodziłem, ale umierałem wielokrotnie, często ledwo dochodząc do checkpointa. Bez życia, amunicji, zagubiony. Chciałem już to rzucić, ale po tygodniowej przerwie postanowiłem spróbować raz jeszcze. Popchnąłem fabułę do przodu i dalej było już tylko lepiej. Misję tą zapamiętam jako najgorszą w swoim życiu, jednakże wkrótce sprawdzę ją jeszcze raz, by mieć pewność, że to z nią jest coś nie tak, a nie ze mną. Końcówka produkcji była świetna. Jazda jeepem, hordy „powodzian” (hehe) oraz Przymierza (tak to jest tłumaczone na polski?), wybuchy, czas, adrenalinka. Niestety znalazło się coś, co nieco popsuło moje wrażenie i wprawiło mnie w małą furię. Sterowanie jeepem. Na samo wspomnienie tego muszę wziąć kilka głębszych oddechów. Oj poleciało kilka podobnych do siebie wiązanek wulgarnych słów. No naprawdę. Jak można było uj***ć coś takiego graczom na sam koniec? Poczułem niesmak, ale po ostatecznej cutscence zniknął. Oczywiście ostatecznej pozytywnej cutscence, bo dwa razy byłem świadkiem nieudanej próby ucieczki.

Halo 1 było dobrą oraz ciekawą grą. Nakłoniła mnie do odpalenia drugiej części. I wiecie co? Jest jeszcze lepiej! Ale o tym może napiszę, kiedyś indziej jak najdzie mnie ochota podzielić się wrażeniami.

Częsty widok w moim przypadku.

Czuję, że przede mną ogromna przygoda. W końcu do przejścia mam jeszcze 3 gry, a gdzie tam piątka, czy Wars. Kto wie, może na samych grach się nie skończy. Jedno jest pewne, w tym roku dołączyłem do wąskiego grona polskich fanów Halo.

P.S.

Pomyślicie może, że żałuję, że nie zabrałem się za serię wcześniej? Ani myślę. Cztery produkcje na jednej płycie (praktycznie po taniości kupione) satysfakcjonują wewnętrznego Polaczka-Cebulaczka, a zremasterowane wersję są naprawdę świetnie wykonane. Polecam wszystkim tym, którzy się wahają. Na prawdę warto!

GeneticsD
28 marca 2017 - 10:39