„Wojen nie wygrywa się dzięki ewakuacjom” – recenzja Dunkierki Christophera Nolana - Foma - 23 lipca 2017

„Wojen nie wygrywa się dzięki ewakuacjom” – recenzja Dunkierki Christophera Nolana

Christopher Nolan za kamerą, a przed nią Cillian Murphy czy Tom Hardy. Hans Zimmer odpowiadający za ścieżkę dźwiękową. Do tego niecodzienny temat jak na film wojenny... Od najwcześniejszych zapowiedzi Dunkierka była zapowiadana jako hit i jeszcze przed premierą stawiano ją jako potencjalnego kandydata do Nagród Akademii Filmowej. W mojej ocenie wszystkie te zachwyty są jednak tyleż niezrozumiałe, co przedwczesne.

Przyznaję, że wybierałem się do kina z dużą dozą sceptycyzmu. Składał się na nią niecodzienny temat – wszakże „głośnego” filmu wojennego o ucieczce ostatnio nie kojarzę, natomiast wobec samej Operacji „Dynamo” (ewakuacja Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego z Dunkierki) mam zdanie dość krytyczne – a także zwiastuny, które prędzej mogły mnie zniechęcić niż zachęcić do omawianej produkcji. Sytuację mieli ratować Nolan za kamerą, a także Tom Hardy i Cillian Murphy, do których żywię nieskrywaną sympatię (zwłaszcza po Peaky Blinders). Czy Dunkierka przełamała ten sceptycyzm? Zdecydowanie nie.

Jednakże przed właściwymi rozważaniami muszę postawić sprawę jasno: nie uważam Dunkierki za film słaby. Jest dziełem innym, trochę nietypowym i specyficznym, ale na pewno dobrym i trzymającym poziom. Od pierwszych ujęć Nolanowi udało się wykreować stałe, lecz nienachalne napięcie, które towarzyszy widzom prawie do ostatniego kadru. Swego rodzaju emocjonalność wydarzeń również robi wrażenie. Zdjęcia, a przede wszystkim dźwięk, to klasa światowa. Do tego naprawdę świetne sceny walk lotniczych... Dlaczego więc czuję rozczarowanie? Z kilku powodów, które pewnie dla wielu osób mogą być dość dyskusyjne.

Trzy perspektywy

Cały film obserwujemy z trzech różnych perspektyw: żołnierzy czekających na plaży na ewakuację, właściciela jachtu wyruszającego wraz z całą flotyllą cywilnych jednostek ku plażom Francji pomagać w ewakuacji oraz pilota Spitfire’a osłaniającego ewakuację z powietrza i zmagającego się z przeciwnościami losu i wrogimi samolotami. Pomysł dobry, wykonanie również. Jednakże w wyniku takiego „rozdrobnienia” fabuły (która i tak występuje w formie szczątkowej, podobnie jak dialogi) rozwodniona zostaje akcja, wprowadzając pewien nieporządek. Fakt, że w pewnym momencie losy większości śledzonych żołnierzy jakoś się łączą należy uznać za plus i ciekawy zabieg filmowy, lecz dla mnie osobiście więcej w tym minusów niż plusów.

źródło: imdb.com

Brak konsekwencji

W filmie nie widzimy bezpośrednio ani jednego Niemca. Rozumiem, że jest to zapewne zabieg celowy, mający wprowadzać poczucie nieustannego zagrożenia, że wróg jest blisko i tylko czyha na życie ewakuowanych, lecz w związku z typ parę kwestii wydaje się niekonsekwentnych. Uciekający Brytyjczycy i ich sojusznicy czekają na plaży na ewakuację, jednocześnie broniąc się przed nacierającymi wojskami niemieckimi. To prowadzi do logicznego wniosku, że „kocioł” pod Dunkierką jest dość spory obszarowo, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że znajduje się w nim około 400tys. żołnierzy wraz ze sporą ilością ciężkiego sprzętu. Pomijając już fakt, że żadnego czołgu ani działa na filmie nie uświadczymy (jedynie kilka ciężarówek, z których zrobiono prowizoryczne molo), a żołnierzy stłoczonych na plaży i ustawionych w dziwne kolejki jak barany na rzeź było stosunkowo mało, to dziwnym wydaje mi się, że w kilku momentach niewidoczni Niemcy byli w stanie prowadzić ostrzał z broni ręcznej do zgromadzonych na plaży Aliantów – sytuację tą widział chociażby brytyjski admirał. Na logikę, oznaczałoby to, że Niemcy są w zasięgu wzroku, więc powinny mieć miejsce jakieś regularne walki, a całość ataków sprowadzała się do bombardowań (mimo że plaże były podobno w zasięgu niemieckiej artylerii).

Niewykorzystany potencjał aktorski

Jak wspomniałem na początku zarówno Cillian Murphy, jak też Tom Hardy są w mojej opinii naprawdę dobrymi aktorami, których gra może wnieść dużo emocji i ożywienia do każdego filmu. W Dunkierce nawet postaci będące głównymi bohaterami stanowiły tło wobec toczących się wydarzeń. Ponownie, może to znaleźć usprawiedliwienie, że taki był od samego początku cel i że to właśnie opisywane wydarzenia stanowią pierwszy plan, zaś przewijające się postaci są w nich zwykłymi statystami. Jednakże nie zmienia to faktu, że mając utalentowanych aktorów trochę szkoda, że ich talent pozostał w dużej mierze niewykorzystany. Stoi za tym bardzo okrojona warstwa fabularna, która sprawia, że w moim odczuciu Dunkierce brakuje „iskry”.

źródło: imdb.com

Łagodność

Niedawno pisałem o Przełęczy ocalonych i jako jeden z jej plusów uznałem brutalność i drastyczność pokazujące prawdziwe oblicze wojny. Dunkierka jest pod tym względem kompletnym przeciwieństwem. W pewnym sensie jest to film w starym stylu, gdzie co prawda „trup ściele się gęsto”, ale bez epatowania okrucieństwem, jak to ma miejsce często we współczesnych produkcjach. Nie jest to może jakaś szczególna wada, ale dla mnie trochę wypacza to dramatyczny obraz całej sytuacji, w jakiej znaleźli się uciekający. Na pierwszy rzut oka „tylko” bombardowania albo ryzyko zatopienia podczas ewakuacji stanowią zagrożenie, zaś gdyby nie one to w zasadzie cała sytuacja wygląda może nie jak sielanka, ale na pewno nie jak tragedia. Film wojenny powinien według mnie w pewnym stopniu wstrząsać widzem, a to odbywa się albo poprzez warstwę fabularną i związanymi z nią emocjami, albo poprzez ukazanie okropieństw wojny. W Dunkierce nie ma ani jednego, ani drugiego, co niejako wypycha ją z kategorii typowych filmów wojennych. Dla mnie bardziej adekwatne byłoby zakwalifikowanie jej jako quasi-dokument, który stara się w miarę obiektywnie ukazać opisywane wydarzenia.

Tyle, jeśli chodzi o czepialstwo. Co zaś na plus?

Trzy perspektywy

Pomimo uznania takiego rozbicia filmu na trzy części za minus, naprawdę doceniam samą koncepcję dającą ciekawy, choć – jak wspomniałem – rozwodniony i chaotyczny obraz. Stopniowe zazębianie się i łączenie kolejnych wątków oraz spotkanie niezależnych od siebie bohaterów jest momentem naprawdę ciekawym, lecz ma o nim pojęcie tylko widz – to również na plus.

Dźwięk

Przyznaję bez bicia, że Dunkierka jest pierwszym filmem, w którym tak duże wrażenie zrobiła na mnie oprawa dźwiękowa i w którym faktycznie widać (a właściwie słychać), jak faktycznie wielka jest jej rola. Huk bomb, kul, działek pokładowych, silników Spitfire’ów, fal uderzających o molo czy wreszcie wycie syren pikujących Stukasów robią niesamowite wrażenie i wielce pogłębiają immersję. Tak, jak mogę czepiać się warstwy fabularnej, pewnych nieścisłości czy innych mniejszych niedociągnięć, tak udźwiękowieniem jestem po prostu zachwycony. To jest zdecydowanie film dźwięku – tego trzeba doświadczyć.

Sceny powietrzne

Stanowiące mniej więcej jedną trzecią całego filmu, sceny walki brytyjskich Spitfire’ów z niemieckimi myśliwcami i bombowcami  są zdecydowanie najbardziej emocjonującymi  fragmentami Dunkierki. Obfitują one także w największą ilość akcji i dostarczają świetnych wrażeń.

źródło: imdb.com

Kończąc ten przydługi wywód, powtórzę jeszcze raz – uważam Dunkierkę za naprawdę dobry film. Nie jest to na pewno dzieło wybitne, tak, jak nie jest to też typowy film wojenny. Nolan stworzył coś innego, co po prostu nie każdemu będzie odpowiadać. Na pewno należy docenić tematykę i opisywanie wydarzeń, o których wiele osób może nie pamiętać, a nawet nie mieć pojęcia. To wszystko odbywa się bez zbędnego pompatycznego nadęcia, za to z szacunkiem i dużą dozą wysublimowania. Przy okazji, cały film można niejako uznać za formę hołdu oddanego tak poległym żołnierzom, jak też cywilom, którzy w chwili największego zagrożenia byli gotowi poświęcić wszystko by ratować walczących po drugiej stronie Kanału synów Narodu.

Póki film jest świeży, serdecznie zachęcam do obejrzenia go w kinie, ponieważ w tym wypadku duży ekran i warunki sali kinowej robią różnicę, a obejrzenie całej produkcji w domu nie dostarczy tego samego poziomu wrażeń.

Foma
23 lipca 2017 - 10:36