Avengers i X-Men: Axis - Hej! To wcale nie jest takie złe! - AleX One X - 28 lutego 2018

Avengers i X-Men: Axis - Hej! To wcale nie jest takie złe!

Egmont konsekwentnie przeprowadza nas przez najważniejsze serie i wydarzenia ery Marvel Now. Przeszliśmy już przez te gorsze eventy (Era Ultrona), te lepsze (Nieskończoność), jak i te nijakie (akurat o Grzechu Pierworodnym nic nie pisałem). Nadeszła pora na Axis i w odróżnieniu od całej reszty wydarzeń z tego okresu była to historią o której słyszałem wyłącznie złe rzeczy.

Jak ja lubię być tak miło zaskakiwany.

Już od samego początku przyjmuję pewną tezę na temat tego komiksu, jednak ciężko wyrzucić mi z głowy wszystko co słyszałem na jego temat od momentu premiery w USA. To był właśnie moment, gdy zacząłem się interesować amerykańskim Marvelem i śledzić na bieżąco co się wyrabia u Kapa, Spajdiego i spółki. Z całej linii od startu Marvel Now po nadchodzące w Polsce wielkimi krokami Secret Wars to właśnie Axis było jednoznacznie uważane za zły, koszmarny komiks, na który nie warto tracić czasu. Nawet oryginalne wydanie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela pominęło tę pozycję, mimo wydania innych eventów. Bez żadnych oczekiwań otworzyłem grupą księgę autorstwa Ricka Remendera.

Możecie patrzeć jak wam pasuje.

Ale może po kolei. Zaletą wydawania wielu serii z jednej linii wydawniczej są zazębiające się wątki, zwłaszcza w obliczu “epokowych” wydarzeń w stylu Axis. Ten konkretny przypadek wzbogacono nam przede wszystkim “Preludium do Axis” na które składa się piąty tom serii Uncanny Avengers. To właśnie ta seria prowadzi bezpośrednio do najnowszego komiksowego eventu na polskim rynku. Raczej jest to lektura obowiązkowa, bo na samym końcu dostajemy cliffhanger z pojawieniem się Red Onslaughta, a Axis zaczyna się już w trakcie starcia z nim. Dodatkowo Preludium tłumaczy skąd w miniserii wziął się Magneto i co ma on wspólnego z drużyną jedności. Idąc za ciosem nie wiem czy poleciłbym sprawdzać piąty tom Uncanny Avengers bez przebrnięcia przez całą serię, bo wcześniej doszło już do starcia z Red Skullem, a tocząca się na przestrzeni trzech komiksów saga Bliźniąt Apokalipsy wprowadza ważne wątki do zrozumienia następujących później wydarzeń. Jest jeszcze Deadpool: Axis i Axis: Carnage & Hobgoblin, ale… nie zdążyłem ich nadrobić. Marvel Now i DC Odrodzenie wychodzą zbyt szybko i nadążam tylko za ulubionymi seriami...

Generalnie historia ciągnąca się od drugiego do czwartego tomu serii jest lepsza od samego Axis.

Jak wspomniałem cała historia zaczyna się od starcia z Red Onslaughtem i wystarczy spojrzeć na okładkę Axis by uzmysłowić sobie, że jest to demoniczna forma Red Skulla. Pierwsze zeszyty skupiają się na walce wszelkich możliwych bohaterów z olbrzymim adwersarzem. Niby typowa komiksowa nawalanka, ale tu została wciśnięta na początek i podobały mi się wszelkie niuanse. Walka ciągnąca się godzinami, przerzedzające się szeregi bohaterów, odsiecz z najmniej spodziewanej strony, czy fajny i logiczny zwrot akcji dotyczący Sentineli Starka. Tak - SENTINELI STARKA. 100% Remendera.

Najważniejszym wydarzeniem dającym rozpęd najważniejszym wydarzeniom Axis jest inwersja. Słyszałem o niej od dawna i zawsze była przedstawiana jako głupia Deus Ex Machina mająca magicznie odmienić charaktery wszelkich postaci. Ja to odebrałem jako sensowną metodę na pokonanie przeciwnika, w którym jak wiemy tkwi cząstka profesora Xaviera. Oczywiście rozwiązanie typu “połączmy magię chaosu z magią porządku i wywołajmy inwersję” to typowy bullshit, ale samo odwrócenie ma sens w walce z takim przeciwnikiem jak Red Onslaught.

Nie mogłem się nie podzielić.

Axis jest bardziej opowieścią o następstwach rzucenia inwersji, więc nie wiem czy nie byłoby sensowniej pokonać Skulla w serii Uncanny Avengers, a event skrócić do samego mięsa (wtedy nie byłoby problemu z walką przechodzącą z jednego komiksu do drugiego). Mściciele i X-Men rozchodzą się w niezgodzie, poróżnieni co do dalszego losu Red Skulla. Tu wypadałoby już ukrócić wgryzanie się w fabularne szczegóły, więc wspomnę tylko że zaczyna się konflikt między odwróconymi X-Men, poróżnionymi Avengers i nową grupą Steve’a Rogersa składającą się z dobrych łotrów.

Sam Wilson jako nowy Kapitan Ameryka świetnie wypada w roli stereotypowego villaina. Mając pozycję i środki swojego poprzednika wpada na kilka nieoczywistych wyborów. Iron Man zamienia się w swoją wersję z drugiego filmu, lub uniwersum Ultimate (cały czas pije), a z Hulka… wychodzi większy Hulk. Na czele X-Men staje odwrócony Evan, który staje się najprawdziwszym Apokalipsem. Fajny jest dylemat Havoka związanego z Janet Van Dyne niebędącą mutantem. Niezwykłą radochę sprawiało mi zobaczenie Cyclopsa stojącego w jednym szeregu z dawnymi kolegami mutantami. Super są odwrócone wersje niektórych złoczyńców, nie tylko do obserwowania jak ich charakter jest konwertowany na szlachetne pobudki, ale po prostu podobały mi się proste gesty ze strony największych szwarccharakterów: Doom zdejmujący maskę, czy Red Skull przepraszający Steve’a Rogersa.

Słyszałem argumenty, że Rogersa niepotrzebnie postarzono bo i tak szybko wraca do akcji. To chyba zarzuty do komiksów po Axis, bo tu Steve wchodzi w zbroję w ostateczności i natychmiast dostaje łomot.

Ale i tak moim ulubionym elementem byli Thor i Loki. Bardziej ze względu na tego drugiego, bo Odinson w swojej przekręconej wersji niewiele się różni od oryginału - wciąż jest lekkomyślny i pochopny, po prostu teraz walczy by mordować i działać na przekór tych dobrych. Ale Loki… przekręcony Loki musi mówić prawdę. I wtedy padają słowa, których mogliśmy się spodziewać, ale których nie oczekiwaliśmy ze względu na dawny charakter postaci. Nie będę zdradzał więcej, ale może zastrzegę oczywisty powód dlaczego postawiona na głowie relacja braci z Asgardu tak bardzo mi przypasowała - tego typu interakcje rodzeństwa bardzo do mnie trafiają ze względu na osobiste doświadczenia. Z podobnego powodu film “Dzieciak rządzi” podobał mi się bardziej niż reszcie świata.

Nawet wątek Thora, Apocalipse'a i topora Jarnbjorna wynika z serii Uncanny Avengers.

Tak więc fabułę kupuję jako ciekawą zabawę archetypicznymi postaciami choć myślę, że całość wypadłaby lepiej, gdyby najbardziej ikoniczne postacie… no, były tymi ikonicznymi postaciami. A tu mamy Sama Wilsona już jako Kapitana Amerykę, Steve’a Rogersa jako podstarzałego szefa Avengers z adoptowanym synem u boku, czy Thora bez młota. Wszystkie te problemy wynikają z cykli wydawniczych komiksów Egmontu. Kapitana Ameryki nie zdecydowano się u nas wydawać (początek jest w WKKM nr 132, ale to tylko jakaś połowa runu), a damski Thor wychodzi pod koniec marca. Mamy jakieś dopowiedzenia autorstwa egmontowych specjalistów, ale mam wrażenie, że taktyka wydawania części serii i przechodzenia przez najważniejsze eventy zaczyna nas uwierać, bo przydałaby się taka przykładowa seria Kapitana Ameryki którą również zajmował się Remender.

Wydano dwa tomy kiepskiej serii o Wolverine’ie tylko o po to by wprowadzić nas do miniserii o jego śmierci, więc trochę szkoda, że ważniejsze serie nas ostatecznie ominęły.

Z Axis wychodzi seria Superior Iron Man, która jest ponoć bardzo fajna i którą sprawdzę bez względu na plany wydawnictwa (w przypadku Marvel Now czekam na polskie wydania, w oryginale czytam to co pomija się na naszym rynku). Nie ma tego krótkiego komiksu w ogłoszeniach na pierwsze półrocze 2018, ale trzymam kciuki za drugą połowę roku.

Tak więc od siebie polecam ten powszechnie krytykowany event. Ciężko mi znaleźć ostateczny powód mojej sympatii do tej dziewięcioodcinkowej miniserii, poza prostym stwierdzeniem, że mi akurat wszystko “siadło.” Tak więc ostatecznym wnioskiem jaki mam do przekazania jest: nie przejmujcie się opinią innych, nie wiadomo co akurat trafi w wasze gusta.


AleX One X
28 lutego 2018 - 21:07