Pociągi zabijają! Recenzja filmu Dziennik maszynisty - fsm - 2 marca 2018

Pociągi zabijają! Recenzja filmu Dziennik maszynisty

Od dzisiaj w kinach możecie zobaczyć produkcję, która leży bardzo daleko od utartych filmowych szlaków. Nie jest anglojęzyczna, brakuje w niej znanych twarzy, budżet jest raczej skromny, a tematyka zdecydowanie niszowa. Dziennik maszynisty to serbski czarny komediodramat o panach prowadzących pociągi. Ciekawe założenie fabularne polega na tym, że każdy z nich jest przypadkowym zabójcą. Zaintrygowani?

Główny bohater tej opowieści to maszynista imieniem Ilja. Mężczyzna z doświadczeniem, który pokonał swoją maszyną tysiące kilometrów i zabił na kolejowych przejazdach kilkadziesiąt osób. Właśnie jest na konsultacji u psychologa, bo "udało" mu się zmasakrować cygańską orkiestrę w małym busie. Mężczyzna okazuje się twardszy niż przesłuchujący go młodzi ludzie - nic go nie jest w stanie przerazić. Sytuacja jednak zmienia się, gdy Ilja zostaje zmuszony przez los do opieki nad dziesięcioletnim sierotą.

Chłopak szybko staje się synem Ilji, a jego największym pragnieniem jest zostać maszynistą. Chłopak dorośnie, plan zrealizuje, ale pojawi się lęk - czy on też zostanie mimowolnym zabójcą? Oczekiwanie na nieuniknioną śmierć na torach okaże się ogromnym problemem, w którego rozwiązaniu zechce pomóc przybrany ojciec... Nie martwcie się, nawet jeśli to brzmi jak opis całej fabuły filmu, dzieło Milosa Radovicia kryje w sobie kilka niespodzianek.

Dziennik maszynisty to film, którego komediowe elementy serwowane są z kamienną twarzą - groteskowa śmierć, dziwaczne dialogi i sytuacje. Kinomani z nietuzinkowym poczuciem humoru będą mieli więcej niż jedną okazję do śmiechu, jeśli potraficie docenić nagle zmiany klimatu, będzie też miejsce na zadumę, a może i wzruszenie. Bo rozśmieszać za pomocą sugerowanej (lub dosłownej) przemocy to jedno, ale umieć w tym wszystkim umieścić nieźle napisane, wiarygodne postacie z własnymi pragnieniami i planami, to dużo trudniejsza sztuka.

Film dobrze balansuje dwie historie - starzejącego się maszynisty i dojrzewającego chłopaka. Robi to we wdzięczny sposób, głównie przez fantastyczną grę zupełnie mi nieznanych aktorów. W ogóle cała ta "egzotyczna swojskość" sprawia, że jest to niezwykle ciekawy i sympatyczny film. Najbliższe skojarzenie, jakie mam, to węgierski Biały bóg - tam co prawda śmiechu było mało, ale oryginalność i sprawna realizacja filmowego rzemiosła potrafiły uwieść w obu tych produkcjach.

A na koniec wyznanie - film widziałem prawie 1,5 roku temu na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Recenzja jest pisana z głowy, ze wspomnień. Na tyle podobał mi się Dziennik maszynisty, że zaraz po seansie dałem mu 8 na 10. Czy dziś obroniłby się tak samo? Wspominam go bardzo dobrze, ufam więc, że tak. Pójdźcie do kina, sprawdźcie i dajcie znać :)

fsm
2 marca 2018 - 13:28