Czy gra uznawana za kultową powinna się godnie starzeć? Takie pytanie nasunęło mi się niedługo po moim spotkaniu z trzema wielkimi hitami, które w swoim czasie wyznaczały kierunek rozwoju reprezentowanych gatunków. Na przełomie 2017 i 2018 roku wywołują one jednak już skrajnie różne emocje.
To było ciekawe doświadczenie. W odstępie trzech miesięcy sprawdziłem Super Mario Galaxy na Wii, Resident Evil 1 z PS1 na PSP oraz Grand Theft Auto 3 na PS2. Trzy produkcje uznawane z wielu względów za wybitne i ważne dla całego rynku wirtualnej rozrywki. Trzy tytuły ciepło wspominane przez miliony graczy na całym świecie.
Mój powrót do klasyków nie był we wszystkich przypadkach usłany różami. O ile nad przygodą Mario we wszechświecie mógłbym się rozpływać godzinami, a komentując grę Capcom, pokiwać z uznaniem dla dokonanej przed laty pracy i pomysłowości, o tyle od jednego z pierwszych trójwymiarowych sandboksów brutalnie się odbiłem. Słabe SI, szalejąca kamera, wysoki poziom trudności, kulawe i niedokładne sterowanie (wersja na PS2, przypominam) utrudniają zabawę w skórze Claude’a jako gangster z Liberty City. Dzisiaj te niedoróbki, braki i ograniczenia sprawiają, że dawniej zachwycająca makroskala zabawy traci swój wydźwięk, a my zaczynamy wątpić w zdrowy rozsądek strzelających kiedyś dziesiątkami recenzentów.
I teraz pojawia się właśnie to pytanie z początku tekstu – czy gra zasługująca na miano kultowej nie powinna się godnie zestarzeć? Teoretycznie przykłady Residenta i Mario pokazują, że nawet lata po premierze hit nadal może bawić i wzbudzać uznanie. Drewniany, czasami brzydki, czasami ograniczony, może nadal się dzielnie bronić i oferować rozrywkę na co najmniej niezłym poziomie. Z drugiej strony jednak, czy GTA3, które w 2001 roku rozpoczęło szał na sandboksy i w wielu elementach zostawiło w tyle konkurencję, nie zasługuje na miano gry ponadczasowej? Jak się na to zapatrujecie?
Zapraszam do dyskusji, a także odsłuchania poświęconego tematowi krótkiego podcastu na kanale Gralingradu na YouTube.