Odświeżone trzy pierwsze części przygód Dantego to podręcznikowy przykład, jak nie należy robić remasterów.
Jeśli liczyliście na to, że odrestaurowana trylogia Capcomu dostosuje się do wymagań współczesności, to czeka Was rozczarowanie. Devil May Cry HD Collection to jedynie pozorowany remaster, który nie oferuje praktycznie niczego ponad zmiany kosmetyczne. W stosunku do wydanej w 2012 roku wersji na konsole PS3 i X360 zmieniła się właściwie tylko rozdzielczość. To zdecydowanie za mało jak na dzisiejsze standardy i wymagania.
Devil May Cry to kultowa seria slasherów, która stała się jedną z flagowych marek konsoli PlayStation 2. Osoby, które ostatnie dwadzieścia lat spędziły w jaskini, informuję, że jest to staroszkolna siekanina, w której białowłosy młodzieniec walczy z demonami. Do tego celu używa magicznego miecza i dwóch pistoletów o niewyczerpywalnych magazynkach. Esencją gry jest dynamiczna akcja, podczas której szatkujemy kolejne fale rozmaitych potworów. Po naładowaniu odpowiedniego wskaźnika Dante sam zmienia się w demona, siejąc jeszcze większe spustoszenie.
Początkowo Devil May Cry miał być jedynie spin-offem serii Resident Evil - za powstanie obu gier odpowiada zresztą ten sam człowiek, Shinji Mikami. Projekt różnił się jednak tak bardzo, że ostatecznie wypuszczono w świat pierwszą część zupełnie nowego cyklu. Pokrewieństwo między tymi dwiema legendami cyfrowej rozrywki można dostrzec w niepokojącym klimacie i podobnych mechanizmach rozgrywki.
Zanim przejdę do kwestii technicznych, warto przypatrzeć się samym grom. Kolekcja Capcomu okazała się bowiem dla mnie dość bolesnym w odbiorze znakiem upływu czasu. Od wydania pierwszej części serii minęło już siedemnaście lat, co w świecie gier wideo stanowi niemalże epokę. W tym czasie gatunek slasherów zmienił się nie do poznania. Rewolucji uległa nie tylko grafika, ale przede wszystkim aspekty projektowe. Coś, co w 2001 roku specjalnie nie przeszkadzało i na co nie zwracaliśmy większej uwagi, dziś irytuje i wytrąca z immersji.
Odczujemy to przede wszystkim w pierwszej części gry, choć w dwóch pozostałych nie jest pod tym względem jakoś szczególnie lepiej. Toporne sterowanie, schematyczne zagadki, odradzanie się przeciwników w zwiedzonych już lokacjach, statyczne ujęcia kamery i masa backtrackingu to nie są rzeczy, do których dzisiejsi gracze są przyzwyczajeni. Oczywiście osoby pamiętające serię Devil May Cry z czasów świetności PS2 nie powinny mieć z tym większego problemu, jednak młodszych graczy wszystkie te archaiczne rozwiązania mogą szybko odrzucić.
Niewątpliwie pod względem konstrukcji poziomów i mechanizmów rozgrywki gry z serii DMC pokryły się sporą warstwą kurzu, jednak nie jest to zarzut w kontekście recenzji. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w taki właśnie sposób projektowano wówczas gry. Powinniście jednak być świadomi wysokiego progu wejścia w przypadku tych produkcji. Twórcy remastera mogli przecież zaimplementować choćby drobne udogodnienia, na przykład przełączanie broni za pomocą D-pada, jednak nawet tego nie zrobili.
Poszczególne części serii dość mocno różnią się od siebie. „Jedynka” jest zdecydowanie najbardziej klimatyczna, co zawdzięcza intrygującej fabule, nastrojowej muzyce i ponurym, gotyckim lokacjom. Mechanika rozgrywki jest solidna, choć pozbawiona fajerwerków. Gra daje sporo radości, jednak czuć, że dopiero przecierała pewien szlak.
Druga część to nie tylko najsłabsza odsłona całego cyklu, ale bardzo słaba gra w ogóle. Na niewiele się zdało wprowadzenie drugiej grywalnej postaci. Zabawę psuje nie tylko przedziwna fizyka i lokujące się na przeciwnikach celowniczki. Ze względu na monotonne lokacje, dziwacznych bossów i nudną, pozbawioną pazura walkę możecie sobie tę grę odpuścić. Capcom zepsuł tutaj praktycznie wszystko, za co pokochaliśmy protoplastę cyklu.
Na szczęście w pracach nad trzecią odsłoną twórcy poszli po rozum do głowy. Wszystkie elementy układanki nie tylko wskoczyły na swoje miejsce, ale dodatkowo zostały jeszcze podkręcone i dopieszczone. Szalona, dająca mnóstwo satysfakcji akcja, cztery style walki do wyboru, soczysty humor pełen wyrazistych one-linerów i mocno poprawiona grafika sprawiły, że wielu graczy do dziś uznaje „trójkę” za najlepszą część serii.
Skazą na niemal idealnym obliczu gry jest konieczność permanentnego naciskania przycisku odpowiedzialnego za strzelanie. Nie możemy zmienić ustawień sterowania, by Dante strzelał ogniem ciągłym. Sprawa wydaje się błaha, jednak człowiek zmienia zdanie już po setnym wduszeniu X-a na padzie. Co prawda, na łatwym poziomie trudności możemy uruchomić tryb automatyczny, ale wpływa on wyłącznie na wykonywanie combosów.
Najwyższy czas przejść do meritum, czyli kwestii dotyczących technicznego liftingu całego zestawu. W przypadku Xboksa One, na którym testowałem kolekcję, pojawiają się jedynie kosmetyczne zmiany. Poza rozdzielczością, która z 720p na poprzedniej generacji przeszła w 1080p, w zasadzie nic się nie zmieniło. Tekstury nadal są brzydkie i rozmazane, co widać szczególnie w drugiej odsłonie cyklu.
Co gorsza, filmy, które nie powstały na silniku gry, wyświetlają się w swojej oryginalnej rozdzielczości z czasów szóstej generacji konsol. To samo dotyczy plansz menu każdej gry w zestawie – rozdzielczość 576i oraz ekrany w proporcjach 4:3 wołają o pomstę do nieba. To niedopuszczalne, by remaster nie posiadał nawet przeskalowanych ekranów menu.
Dodatkowo, w pierwszej części serii przesadzono z nasyceniem kolorów, przez co obraz wygląda sztucznie i kłóci się z ponurym projektem lokacji. Nie wspominałbym o tym, gdyby ustawienia gamma w grze działały, ale tak nie jest. Trzeba je zmienić ręcznie w opcjach telewizora. Tak szokujące niedoróbki w 2018 roku absolutnie nie powinny mieć miejsca. Na plus można zaliczyć płynność rozgrywki – wszystkie gry działają w stałych 60 klatkach na sekundę i nie zdarza im się choćby drobne chrupnięcie.
Devil May Cry HD Collection nie jest remasterem z prawdziwego zdarzenia. Jego autorzy poszli po linii najmniejszego oporu. Paradoksalnie gry z serii DMC momentami prezentują się najlepiej na leciwym PlayStation 2. Na obecnej generacji zwykłe podbicie rozdzielczości przy jednoczesnym braku podmiany tekstur uwypukliło wszystkie graficzne niedociągnięcia, które w czasach PS2 skutecznie maskowała technologia telewizorów kineskopowych.
Fajnie, że przygody Dantego wreszcie poznali również użytkownicy komputerów. Szkoda tylko, że nie dostali bardziej dopracowanego produktu. Podbicie rozdzielczości do full HD to za mało w dzisiejszych czasach. Dante zasłużył sobie na znacznie lepszą emeryturę.
Plusy:
- rozdzielczość podniesiona do 1080p
- płynna rozgrywka w 60 klatkach na sekundę
- pierwsza i trzecia odsłona to nadal świetne gry
Minusy:
- archaiczne rozwiązania bez żadnych współczesnych udogodnień
- rozmazane tekstury
- jedynie kosmetyczne zmiany wizualne
- menu i filmy w prehistorycznej formie i rozdzielczości