Co dalej z Wiedźminem Tomasza Bagińskiego? - UNIX - 1 maja 2017

Co dalej z Wiedźminem Tomasza Bagińskiego?

20 sierpnia 2014 roku niczym grom z jasnego nieba spadła na Polskę wiadomość o tym, że trwają przygotowania do produkcji nowego filmu o Wiedźminie. Za ambitny projekt przeniesienia prozy Sapkowskiego do kin wzięło się reprezentowane przez Tomasza Bagińskiego studio Platige Image oraz producent Mumii i remake'u Ben-Hura - Sean Daniel Company z Los Angeles. Cel? Pełnometrażowa, aktorska ekranizacja dwóch opowiadań o białowłosym pogromcy potworów, która miałaby być wprowadzeniem w uniwersum słynnej sagi. Innymi słowy – film kinowy na obiad, serial telewizyjny na deser. Premierę filmu zaplanowano na 2017 rok. Od tamtego dnia minęło jednak sporo czasu, i czy dziś ktokolwiek jeszcze wierzy, że będzie miał okazję zobaczyć przygodę Geralta na wielkim ekranie przed końcem grudnia? Mówiąc wprost - czy ten film w ogóle powstanie?

Dziś nie trzeba chyba nikomu specjalnie uświadamiać, że informacja o powoływaniu do życia hollywoodzkiej wersji Wiedźmina wprost zelektryzowała fanów prozy Sapkowskiego. Tym bardziej, że za kamerą miał stanąć nie kto inny, jak sam Tomasz Bagiński – twórca nominowanej do Oscara Katedry i wspaniałych animacji promocyjnych do gier CD Projektu. Fabuła filmu miała zostać oparta na dwóch opowiadaniach z tomu Ostatnie życzenie: Wiedźmin i Mniejsze zło. Budżet produkcji oceniono na 30 milionów dolarów, co uczyniłoby ją najdroższym filmem w historii polskiej kinematografii, o ile można byłoby ją w ogóle do niej zaliczyć. Platige Image udało się nawet zdobyć dofinansowanie od Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, jednak chyba każdy zdaje sobie sprawę, że dotacja w wysokości 150 tysięcy złotych w przypadku takiej produkcji starczyłaby co najwyżej na waciki i wodę mineralną dla statystów. Potrzebny był mecenas sztuki z prawdziwego zdarzenia. Bagińskiemu udało się go znaleźć za oceanem.

Made in Hollywood – no i co z tego?

Zanim podsumujemy sobie obecną sytuację produkcyjną filmu, przyjrzyjmy się hollywoodzkim partnerom Platige Image. Sean Daniel Company to trzecioligowe studio filmowe z Los Angeles założone przez byłego pracownika Universal Pictures. Z bólem serca informuję, że w portfolio tej firmy nie znajdziecie niczego szczególnego. Poza przyzwoicie ocenionym serialem The Expanse, wytwórnia SDC nie wyprodukowała ani jednego obrazu wartego uwagi. Jej największe projekty kinowe, Mumia: Grobowiec cesarza smoka oraz Ben-Hur, okazały się mocno przeciętne, żeby nie powiedzieć słabe. Trzeba to powiedzieć głośno i wyraźnie - SDC nie jest producentem, który zagwarantuje jakość na poziomie Gry o Tron. Przygotujcie się raczej na przesadnie teatralne stroje, aktorów B klasy i siermiężne CGI.

Humoru nie poprawia fakt, że również potencjalny scenarzysta nowego Wiedźmina niespecjalnie błyszczy talentem. Nad scenariuszem filmu pracuje bowiem Thania St. John, autorka mało ambitnych seriali dla młodzieży. Na jej koncie znajdują się tak wybitne dzieła, jak Grimm czy Buffy: Postrach wampirów. Jak widać, dorobek artystyczny ludzi od zaplecza potencjalnego Wiedźmina nie napawa optymizmem, przez co geniusz Bagińskiego może okazać się tutaj niewystarczający. Pod warunkiem oczywiście, że hollywoodzka opowieść o Białym Wilku w ogóle powstanie. No właśnie - powstanie?

Na dwoje babka wróżyła

Jak na świętego Hieronima jest deszcz albo go ni ma, to pod koniec listopada pada albo nie pada. Wydaje mi się, że nie inaczej jest z największym projektem Platige Image. I choć pewnie od niejednego z Was dostanę za ten tekst minusa, muszę powiedzieć, że na chwilę obecną prawdopodobieństwo powstania filmu oceniam na mniej niż pięćdziesiąt procent. Człowiek małej wiary? Być może, jednak spójrzmy na sprawę chłodnym okiem.

Od czasu pierwszej wzmianki na temat filmu minęło już prawie trzy lata. Od tamtej pory nie pojawiły się dosłownie żadne informacje poza plotkami dotyczącymi odtwórców głównych ról. Ktoś mógłby powiedzieć, że jak na duże, hollywoodzkie przedsięwzięcie nie jest to specjalnie długi okres. Optymista znajdzie pewnie niejeden projekt z fabryki snów, który w fazie developmentu przebywał równie długo lub nawet dłużej. Jednak w przypadku zdecydowanej większości hollywoodzkich produkcji naturalnym stanem rzeczy są w miare regularne przecieki mniej lub bardziej ważnych newsów na temat ich powstawania. W przypadku Wiedźmina Bagińskiego nie słychać nawet bzyczenia komara. Może to oznaczać tylko dwie rzeczy: albo mamy do czynienia z najlepiej strzeżoną tajemnicą od czasu zabójstwa Kennedy'ego albo produkcja utkwiła w martwym punkcie. Osobiście uważam, że bardziej prawdopodobna jest niestety druga opcja. Z góry jednak uprzedzam, że pisze to zawodowy pesymista, co pewnie ma niemałe znaczenie dla końcowej oceny sytuacji.

Hardkor 44 bis?

Podsumujmy fakty. Premiera filmu miała się odbyć jeszcze w 2017 roku. Do jego zakończenia zostało raptem siedem miesięcy. Zakładając, że projekt powstaje według standardowego schematu przewidującego kilka miesięcy na planie zdjęciowym plus około roku na postprodukcję, możemy w najlepszym wypadku mówić o premierze filmu z końcem 2018 roku. To jednak tylko myślenie życzeniowe, a jak wygląda rzeczywistość? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że producenci nowej wersji Wiedźmina są w lesie. Być może temat wałkuje się gdzieś w luksusowych siedzibach amerykańskich prawników, a może najprościej w świecie SDC czegoś się przestraszyło i zaczyna się rakiem wycofywać. Jest jeszcze jedna, całkiem prawdopodobna ewentualność - zaproponowana przez producentów wizja filmu została odrzucona przez kluczową, aczkolwiek nieco zapomnianą w całym tym zgiełku personę, czyli samego Andrzeja Sapkowskiego. W końcu nie znamy szczegółów umowy między nim a Platige Image. Całkiem możliwe, że pisarz chciał się zabezpieczyć przed powtórką z katastrofy 2001 roku, i kazał dopisać w kontrakcie obowiązek zaakceptowania projektu przez autora literackiego pierwowzoru. Podobnego manewru użyła J.K. Rowling w przypadku filmów o Harrym Potterze.

Czy czeka nas zatem swoisty replay z hucznie zapowiadanego Hardkoru 44, który obecnie leży gdzieś w zamrażarce, czekając na lepsze czasy? Moim zdaniem jest to całkiem możliwe. Prawdopodobnie za jakiś czas dowiemy się, że projekt został zawieszony lub anulowany, a Platige Image szuka kolejnego partnera do zebrania funduszy na produkcję. Czy to znaczy, że Bagiński nie zrealizuje swojego wielkiego marzenia? Ostateczną odpowiedź na to pytanie zna wyłącznie wróżbita Maciej. Prywatnie uważam, że amerykańska wersja Wiedźmina powstanie wcześniej czy później. Jest to już zbyt wielka marka, by ją lekceważyć nawet w USA. Jednak jej realizacja niekoniecznie nastąpi w ciągu najbliższych kilku lat. Chyba nie muszę dodawać, jak bardzo chciałbym się w tej kwestii mylić.

UNIX
1 maja 2017 - 21:41