Warriors Orochi 4 to moim zdaniem najlepsza gra Musou. To także jedna z najprzyjemniejszych gier w jakie grałem na Nintendo Switch.
Nie spodziewałem się tak dobrej gry. Może to dlatego, że nie grałem w kilka ostatnich odsłon oraz ostatnie dodatki do szeroko pojętego cyklu Musou. Zresztą to, moim zdaniem, najlepsze podejście do tej serii - odpuszczać kilka odsłon, kupować dopiero co którąś.
Odnoszę wrażenie, że w te gry nie gra w Polsce nikt poza mną, więc muszę przekazać kilka spraw, gdybyś trafił na ten tekst przypadkiem. Seria Musou, czyli Warriors na zachodzie, to chodzone bijatyki z widokiem zza pleców, gdzie zwykli wrogowie to pionki, a prawdziwym zagrożeniem są oficerowie oraz bossowie. Otrzymujemy w nich zawsze otwarte pola bitwy, masę postaci i najczęściej kontekst historyczny. Są to gry potencjalnie długie (sporo zależy od stylu gry, poziomu trudności na jakim gramy i naszego zamiłowania do grindu), jest w nich dużo rzeczy do zbierania, mnie bawią. Dziękuje za uwagę. Szczegóły niżej.
Generalnie gdyby zmienić kamerę oraz dorzucić sporo lootu to byłby diablowiec. Gdyby zmniejszyć ilość wrogów to byłoby dziwne, chodzone mordobicie. A w zasadzie jest to gatunek sam w sobie, gatunek który dostał masę gier, sporo konkurentów i zarobił bardzo dużo dla swego wydawcy. Koei jest bogate, bo dobrze zna rynek i bo dobrze radzi sobie z produkcją swoich tytułów.
Czwórka to trochę soft-reboot serii, ponieważ większość bohaterów nie pamięta co się działo w poprzednikach. Nie ma tutaj też wszystkich bohaterów z gier pobocznych, dla których Koei zostawiło sobie jeszcze inną grę. Ten krok w tył jest jednak ciekawy - znów mamy Chiny, Japonię, teraz także Bogów, co nadaje większej spójności, orientalizmu, sensu całości. Szczególnie w przypadku pojawienia się azjatów oraz bogów greckich, którzy wedle wielu historyków mieli spory wpływ na kształtowanie się tamtejszych religii. Dzięki temu, że wracamy do korzeni nie walczymy co chwile z demonami, których miałem już dosyć w tej serii - teraz mamy więcej konfliktów ludzkich.
Ciekawi mnie wręcz czy był to ciągle zamierzony plan na serię, czy porażka Dynasty Warriors 9 zadecydowała o takim, a nie innym budżecie, a tym samym kształcie tytułu.
Bo pomimo zastrzeżeń o których będę pisał, WO4 w moim przekonaniu jest świetną, dynamiczną, rozbudowaną, przyjemną grą. Sama walka zyskała sporo dzięki systemowi magii, który jest skuteczny szczególnie na nowe typy wrogów. Wciąż mamy w drużynie 3 postaci, teraz dobieramy także sprzymierzeńców, a wszystkie menusy, rozbudowę bohaterów i dodatki uproszczono względem poprzednika. Jest szybko. Jest dynamiczne. Jest przejrzyście.
Napiszę to jeszcze raz - Warrior’s Orochi 4 to moim zdaniem najlepsza gra Musou. Nie posiada świetnej fabuły Dynasty Warriors 7, ciekawych pobocznych zadań Spirit of Sanada, intrygującego systemu walki z Ken’s Rage. Posiada natomiast najbardziej czysty, przyjemny, grywalny system walki, rozwoju, zdobywania broni w całej serii. Poprzednika jeden z moich kolegów określił “tytułem równie fun co Brutal Doom i Tony Hawk 3”. (Aha - i nie wliczam w te konkursy Empires, które są niejako marką samą w sobie, zmieniają na tyle, że są praktycznie inną serią).
Główna kampania to ciąg map, które czasami można przechodzić nie po sobie - a skończone misje można oczywiście powtarzać. Fantastycznie bawi kooperacja, szkoda że wciąż jedynie dla dwóch graczy! Do tego, chociaż Switch przy grze sapie, to nie jest to Devil May Cry. Klatki są bardzo ważne, tylko że to po prostu bardzo lekka gra.
Czy chciałbym więcej? Ja zawsze chcę więcej.
Oczywiście że tęsknie za pozami końcowymi postaci! Za 60 klatkami, które miałem na PlayStation 2 oraz w wersjach pecetowych! Za kilkoma kawałkami muzycznymi! Musou zawsze były lekkim tytułem do odmóżdżania się, i po spektakularnej porażce Dynasty Warriors 9 takim towarem raczej pozostaną. I nie ma potrzeby tego zmieniać - natomiast warto szlifować formułę. Tylko nie na open worlda, ale na walki oddziałów, na więcej inspiracji klasykami beat’em upów, na dodatkowe wytyczne misji… bo WO4 naprawdę wyciska z obecnej formy Musou już większość soków. Oczywiście pewnie pojawi się rozszerzona edycja, oczywiście można dokładać trybów rozgrywki (ala Empires, które fajnie łączą siekanie i zarządzanie), oczywiście jest dobrze.
Prawda jest jednak taka, że odpalając Warriors Orochi 2 bawiłem się przy nim gorzej. O Ile Warriors Orochi 3 Ultimate to wciąż odsłona z największą zawartością, tak nowości w czwórce mnie bardzo satysfakcjonują. WO4 po prostu wciąga - odciągnęła mnie od Spider-Mana, od Fist of the North Star, i tłukę naprzemienne w nią oraz Project Warlock.
Gram na telewizorze, gram w pracy, gram w łóżku, gram w tramwaju. Słucham muzyki. (Koei zawsze świetnie łączyło klasyczne dla danej kultury instrumenty z nowoczesnymi, elektronicznymi brzmieniami). Cholera, nawet znów zaczynam się interesować historią tamtych rejonów.
Lubiąc chodzone bijatyki zainteresowałem się tą serią kupę lat temu. Ona natomiast zainteresowała mnie historią Chin oraz Japonii. Oczywiście, jest to “wschodnie Call of Duty”, jeżeli chodzi o wysysanie pieniędzy z graczy. Tylko, że hip-gracze, którzy gardzą Call of Duty, Fortnite, Halo, League of Legends zarazem wznosząc ponad niebiosa God of Wara, StarCrafta czy The Last of Us sami nie rozumieją swojej zblazowania. Czasami popularne gry są popularnie ponieważ po prostu świetnie działają na wielu warstwach jakości, przemawiając w inny sposób do różnych grup osób grających.
Tak, gra na Switchu czasami chrupie i raczej wygląda gorzej niż Zelda i Fire Emblem, broni ją natomiast większa skala i bardzo sprawny styl graficzny. Podoba mi się, że większość postaci nad wyraz sprawnie balansuje między fantasy a historią, podoba mi się większość etapów. Podoba mi się to co sobą ten produkt reprezentuje.
Warriors Orochi 4 niespodzianie stało się moim ulubionym Warriorsem. To gra dużo lepsza od Zeldy Musou czy Fire Emblem Warriors - i wydaje mi się, że to gra lepsza nawet od swojego legendarnego poprzednika.