W co gracie w weekend? #274: Red Dead Redemption - Opowieść o honorze i odkupieniu - squaresofter - 2 listopada 2018

W co gracie w weekend? #274: Red Dead Redemption - Opowieść o honorze i odkupieniu

Witam. Miałem tyle planów na ten tydzień i nic z nich nie wyszło, bo wróciłem po pięciu latach do gry, która wywróciła kiedyś mój świat do góry nogami. Planowałem napisać relację z konwentu Warsaw Comic Con, na którym świetnie się bawiłem. Chciałem przygotować zestawienie najlepszych produkcji na Halloween, wspomnieć coś o oglądanych przeze mnie serialach anime, o tym, że udało mi się wreszcie zobaczyć zakończenie Meiyi w Muv-Luv po czterech miesiącach a nic z tego nie wyszło, bo wróciłem do Red Dead Redemption i wiem, że bedę go ogrywał nie tylko przez ten weekend, ale również i przez najbliższy miesiąc. Po więcej szczegółów w tej kwestii zapraszam do dalszej części tekstu.


Red Dead Redemption

Informacje

Platforma: PS3

Producent: Rockstar San Diego

Data wydania: 21 maja 2010r.

Gatunek: Przygodowa gra akcji

Wszystko zaczęło się wiele lat temu. GTA: San Adreas zachwyciło mnie swoim rozmachem i luźnym klimatem, więc starałem się ograć GTAIV jak najszybciej, gdy tylko się uakzało, wierząc, że będę bawił się równie dobrze. Tymczasem pierwsze GTA siódmej generacji rozczarowało mnie kompletnie i do dziś jest to dla mnie jedna z najbardziej przereklamowanych gier wszech czasów. Oceny oscylujące na poziomie 98% na Meta a piaskownica Rockstara zrobiła kilka kroków wstecz względem poprzednika. 

Nie wiem w czym ta gra była bardziej innowacyjna od takiego Mirror's Edge, czyli od produkcji, która podniosła bieganie do rangi niemal artyzmu, ale właśnie wtedy zrozumiałem kilka spraw. Tak jak młody fan piłki nożnej wierzy w to, że w futbolu zwycięża zawsze najlepszy, tak im jest bardziej dorosły, tym bardziej dostrzega choroby toczące jego ulubioną dyscyplinę sportową. Obrońcy bestialsko faulujący najlepszego zawodnika na boisku w druzynie przeciwnej i nie ponoszący za to żadnych konsekwencji, pomyłki sędziowskie całkowicie wypaczające wynik meczu, przekupstwo, burdy kiboli,  sprzyjanie drużynom bardziej zamożnym itd.

Jak człowiek dorasta, to zaczyna rozumieć wiele rzeczy. Ja też zrozumiałem, że recenzenci dostający kopie recenzenckie gry za darmo będą chwalić poszczególnych producentów i serie gier za samą nazwę a nie wspomną przykładowo o tym, czy mechanika danej gry nie zostala przykładowo uproszczona tylko po to, żeby ktoś mógł napaść oczy nowinkami graficznymi.

Byłem całkowicie rozczarowany GTAIV i po spojrzeniu na Metacritic na oceny innych graczy wiem, że nie byłem jedyny. Niby siedzą tam sami trolle a to oni walą prosto z mostu co im się w grze nie podoba, bo nie mają żadnych umów z kontrahentami dostarczającymi im tytuły przed ich premierą. Nie muszą reklamować żadnej gry, żeby konkrentny producent podsyłał im jakieś upominki. Niby każdy z nich może wystawić 0 dowolnej grze bez grania w nią, ale nierzadkie są przypadki wystawiania ocen przez recenzentów z różnych stron internetowych przed ukończeniem gry albo bez poznania poszczególnych trybów gry, bo przecież online ich nie obchodzi. Ci ostatni są dla mnie mniej więcej tak samo wiarygodni jak trolle, na których patrzą z pogardą.

Dlatego, gdy tylko uruchomiłem RDR to byłem w ciężkim szoku. Lubiłem westerny od małego dziecka a teraz nagle jakaś firma wyprodukowała grę, w której mogę poczuć się jak prawdziwy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie. Byłem wniebowzięty. To nie grafika, swoboda i wyjątkowy klimat Ameryki sprzed stu lat zrobił jednak na mnie największe wrażenie.

Byłem zszokowany faktem, że Rockstar po raz pierwszy zaprezentował bohatera szerszej publiczności, który nie startuje jako mafijne zero, aby stać się królem półświatka, tylko kogos zgoła innego.

John Marston był byłym członkiem gangu, który rabował, porywał dla okupu i mordował z zimną krwią wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Nigdy nie potrafiłbym zaakceptować takiego potwora, ale im dłużej gracz gra w ten western, tym bardziej dociera do niego, że John zdaje sobie dokładnie sprawę ze swoich okropieństw. Czy przestaje mordować? Otóż nie, gdyż po odejściu z gangu upiory przeszłości nie pozwalają mu na prowadzenie spokojnego życia wraz z żoną i dzieckiem na wasnej farmie. 

Jego najbliżsi zostają wzięci za zakładników przez federalnych a John zostaje zmuszony do polowania na członków swojego byłego gangu, aby ich uratować.

Firma, która zasłynęła z produkowania gier o mafiosach nagle stworzyła historię o twardym facecie, który nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel a wszystko odbywało się w settingu, który leżał mi od zawsze. Wątek główny, jego zakończenie i misje poboczne zachwyciły mnie jak mało co podczas siódmej generacji. Skończyłem wtedy chyba ze 200 gier w tamtych czasach na różnych sprzętach, ale Red Read Redemption było dla mnie jak spełnienie dziecięcych marzeń i jest w pięciu moich ulubionych produkcjach z tamtego okresu.

Wsiąkłem w tamten świat tak bardzo, że skończyłem całą produkcję z wypiekami na twarzy. Licznik pokazał, że zaliczyłem kampanię na 99,2% a niedawną premierę RDR2 postanowiłem wykorzystać, aby wrócić na stare śmieci i dokończyć to, co powinienem był zrobić już kilka lat temu.

Rockstar nigdzie mi nie podpowiadał co muszę zrobić, aby zaliczyć singla na 100%, ale po szybkim przejrzeniu poradnika okazało się, że muszę tylko zdobyć jeden strój za wyczyszczenie pięciu kryjówek w ciągu doby w grze i złapać pięciu przestępców z plakatu (żywych lub martwych). Zrobiłem to bez mrugnięcia okiem. 

Pięć lat temu, gdy nie posiłkowałem się opisami gier, nie udało mi się zrobić kilku tajnych osiągnięć, ale na PS4 można je bez problemu podejrzeć, więc związanie kobiety i położenie jej na torach przed pędzącycm pociągiem, zabicie dwudziestu bawołów, ucieczka przed fedralnymi na konkretnym koniu po kilku przestępstwach albo wykonaniu dwudziestu misji fabularnych używając tego samego konia to była dla mnie czysta przyjemność.

Dzięki temu mogłem też wrócić do gry stanowiącej kapitalny dyskurs o honorze i odkupieniu swoich win. Red Ded Redemption dał mi do myślenia po jego ukończeniu kilka lat temu a tego nie spodziewałem się po absolutnie żadnej grze tego producenta. Czy można uciec sprzed swoim dawnycm życiem? Co jest ceną honoru w świecie pełnym przemocy, rozpusty, wariatów i szarlatanów, gdzie polityk nie cofnie się przed korzystaniem z usług człowieka wyjętego spod prawa, aby wykonał za niego brudną robotę, żeby później chwalić się ograniczeniem przestępczości w hrabstwie, w którym kandyduje na stanowisko państwowe? Czy mordercy bez skrupółów są tacy źli a może sługus mordujący na zlecenie tak zwanych stróżów prawa jest kimś o wiele bardziej złym? Te wszystkie pytania nurtują mnie do dziś.

Marston to postać iście fascynująca, bo on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim jest a mimo to pomaga kobiecie z rancza, która uratowała mu życie, spędza czas z pijakami, wariatami rabującymi zmarłych i szarlatanami próbującymi wcisnąć idiotom gówno, mówiąc, że mają lek na wszystkie dolegliwości. Musi to robić, bo inaczej nie rozliczy się ze swoimi dawnymi przyjaciółmi.

RDR był dla mnie antytezą wszystkiego tego, za co znienawidziłem kiedyś Rockstar i całą skorumpowaną branżę gier wideo po premierze GTAIV. Dziś mógłbym powiedzieć, że ta ostatnia gra była gra o niczym i wolę zbierać śmieci rozrzucone po świecie RDR, mordowac przestępców w kryjówkach po stokroć, polować na zwierzęta, ścigać się konno oraz grać w kości lub pokera z innymi graczami, bo postanowiłem, że to będzie moja pierwsza pozycja tej amerykańskiej firmy, którą splatynuję. Brakuje mi do tego raptem 20 poziomów w trybie dla wielu graczy.

Rockstar fatalnie zoptymalizował tą grę na PS3. Ciągle widzę jakieś błędy w multiplayerze, postać porusza się jakby była w smole a gunplay jest tak żałosny, że gra wykorzystuje autocelowanie i spowolnienie czasu, bo inaczej nie idzie w niej nikogo trafić. Niby widzimy postać w grze z perspektywy trzeciej osoby, ale jej koszmarna responsywność często kończy się naszym zgonem niż dotarciem do jakiejś osłony, żeby uchronić się przed nieprzyjacielskim ogniem innych graczy.

Czekanie, aż jakaś śmieszna roślinka raczy się pojawić w moim otoczeniu lub zwierzątko doprowadza mnie do szału, przeciwnik potrafi cię zdjąć jednym strzałem z kilometra a jak gram z jakimś idiotą w kooperacji, który wbiega wrogom pod ogień z luf to mam ochotę skoczyć z okna, ale nie dam za wygraną. Zobaczę niedługo dodatek do RDR o nieumarłych i jeszcze bardziej znienawidzę tą produkcję za jej denerwujące glitche, ale ngdy się nie poddam. 

RDR to gra, która zdefiniowała gatunek piaskownic. RDR to gra, która zdefiniowała całą ubiegłą generację i sprawiła, że uwierzyłem w firmę, którą szczerze nienawidziłem przez jedną grę. RDR to gra, która zdefioniowała moje życie jako gracza i choć jestem daleki od tego, aby każdej produkcji Rockstara, Naughty Dog lub Nintendo wlepiać dychę, (a wiem, że cała masa ślepych fanbojów tak robi i warczy groźnie na każdego, kto osmiela się krytykować ich 'arcydzieła'), tak ten jeden raz muszę jeszcze raz uronić łzę nad losem Johna Marstona, cynicznego rewolwerowca, który w świecie pełnym niegodziwości postanowił walczyć o honor, bo gdy ktoś postanawia kroczyć ścieżką honoru, to nawet jeśli życie nic mu za to nie da, to to samo życie wynagrodzi mu w jego potomkach. Red Dead Redemption nauczyło mnie, że z honorem nie wygra nigdy żadna niegodziwość. Trzeba mieć własne zdanie nawet tam, gdzie nie jest to mile widziane, bo tylko w ten sposób można wybić się z tłumu ludzi myślących zawsze w ten sam sposób.

Nic podobnego nie czułem nigdy grając w jakiekolwiek GTA, dlatego też postanowiłem żłozyć hołd tej produkcji, nie tylko w ten weekend, ale jeszcze w kilka następnych. Taki był mój plan na ten powoli kończący się rok. Brakowało mi jedynie determinacji i siły, aby go zrealizować. Teraz to się zmieniło. 

squaresofter
2 listopada 2018 - 19:54