Dziewiętnasta odsłona serii zapewniała czytelnikom solidną widowiskowo-emocjonalną dawkę rozrywki. W Miecz zabójcy demonów tom 20 Koyoharu Gotouge idzie jednak jeszcze o krok dalej, tak aby coraz szybciej zbliżający się finał wgniótł mocno każdego w fotel.
Do końca tytułu nie pozostało już wiele rozdziałów (tomików), nic więc dziwnego, że intensywność walk przybiera coraz to bardziej epickich rozmiarów. Tom dwudziesty w całości poświęcony został potyczce prawdziwych gigantów. Tak bowiem można nazwać zarówno duet zabójców (Filar Kamienia Himejima i Filar Wiatru Shinazugawa), jak i stojącego naprzeciwko nich Większy Księżyc Pierwszy (Kokushibou). Niemalże od pierwszej strony obserwujemy walkę, gdzie każdy wspina się na wyżyny swoich możliwości i gotów jest ponieść największe poświęcenie. Bez cienia wątpliwości to jedna z najpotężniejszych, najbardziej dynamicznych i najbardziej ekscytujących potyczek, jakie mogliśmy obserwować od samego początku serii. Na dodatek wszystko to jest jedynie sytą przystawką przed wielkim finałem.
Brutalna i desperacka potyczka to oczywiście nie jedyna zawartość, jaką można znaleźć w komiksie. Autor przyzwyczaił już fanów do tego, że intensywne starcia miesza on z trochę spokojniejszą, ale nie mniej dramatyczną treścią. Takową w mandze jest rozbudowana retrospekcja przeszłości Kokushibo i jego brata. Twórca kolejny raz uderza w empatyczne tony, pokazując demony z zupełnie innej bardziej „ludzkiej” strony.
Dobrym dopełnieniem scenariusza kolejny raz jest przykuwająca uwagę grafika. Prostota wymieszana z brutalnością, emocjonalnością i widowiskowością nadal się sprawdza. W kilku tylko kadrach, kiedy walki osiągają szczyt swojej intensywności, rysunki są jak na mój gust troszeczkę zbyt przeładowane, przez co nie wiadomo na co zwracać uwagę.
Miecz zabójcy demonów tom 20 to więc nic innego jak fascynująca i wciągająca dawka intensywnej fantastyki, która cały czas utrzymuje swój wysoki poziom jakościowy.
Manga do znalezienia w sklepie wydawnictwa Waneko.