Recenzja mangi Fire Force tom 27-28. - Froszti - 10 grudnia 2024

Recenzja mangi Fire Force tom 27-28.

Płomienie wciąż pochłaniają świat przedstawiony przez Atsushi Ohkubo. Sięgając po tomiki Fire Force tom 27-28 trzeba więc być gotowym na gorącą dawkę wrażeń, które konsekwentnie zbliżają się do swojego końca. 

Seria coraz szybciej zbliża się do swojego końca, a więc scenariusz z każdym kolejnym tomem staje się coraz intensywniejszy i gęsty. Nie inaczej jest w przypadku dwudziestej siódmej odsłony. 

Początek tomiku pozwala nam zanurzyć się w retrospekcjach i tym samym powrócić do narodzin Shinry oraz narodzin jego brata Sho. Odsłonięcie przeszłości i związanych z tym pewnych tajemnic sprawia, że jeszcze lepiej poznajemy głównego bohatera, a zwłaszcza jego determinację, która towarzyszy mu od zawsze.

Odkrywanie tajemnic to oczywiście tylko mała część tej mangi. Nie brakuje tu również mocnej akcji, która zresztą wypełnia większość stron. Na scenie pojawia się bowiem ósmy filar, a wraz z nim ósmy tytan, któremu będzie trzeba stawić czoła. W tym aspekcie autor kolejny raz pokazuje swój kunszt kreowania wartkiej treści, w której to Shinra coraz mocniej wyrasta na prawdziwego bohatera (jedynego, który może ocalić świat). Twórca nie tylko porównuje go tu do największych herosów (pewne oczywiste nawiązania do świata popkultury), ale wręcz namaszcza go mianem tego, który zbawi świat.

Dynamika treści jest tu bardzo duża, ale Ohkubo nie przesadza z nadmiarem adrenaliny. Wie on doskonale, w których momentach zwolnić lub skupić uwagę czytelnika na innych wątku scenariuszowym, tak aby późniejsze sceny wybrzmiały jeszcze intensywniej. 

Jeszcze bardziej „gorąco” i ekscytująco jest w tomiku dwudziestym ósmym, nadszedł bowiem czas na ostateczną bitwę. Jej zaczątkiem jest zniknięcie Shinry i Filarów, którzy zostają wciągnięci do innego świata. 

Ósma Brygada, ale także ich towarzysze z pozostałych Brygad, nie mają jednak zbyt wiele czasu na rozmyślanie. Coraz szybciej zbliża się bowiem wielka katastrofa, która zagraża istnieniu świata. Wyruszają więc oni do Amaterasu, gdzie stawią oni czoła najgroźniejszym przeciwnikom. Każdy z nich będzie musiał przekroczyć swoje ograniczenia, a nawet być gotowym do pewnych poważnych poświęceń w imieniu wyższego celu.

Od pierwszej strony jest więc tu bardzo, ale to bardzo intensywnie i nie ma tu mowy nawet o ułamku sekundy nudy. Przemyślanym ruchem ze strony autora jest także odsunięcie w cień Shinry (pojawia się on tu epizodycznie i to w retrospekcjach) i danie szansy zabłyśnięcia innym postaciom. Bardzo dobrze wypada tu zwłaszcza Artur, który pokazuje swoją rycerskość i wielką determinację. 

Dobry i wartki scenariusz obu tomików idzie tu w parze z dynamiczną i ekspresyjną kreską. Sceny walk są zapierające dech w piersiach, a emocje bohaterów są doskonale widoczne na ich twarzach. Owszem są tu momenty kiedy szczegółowość trochę się zatraca, ale jest to naprawdę marginalny problem. 

Fire Force tomy 27 i 28 to więc kolejny dowód na to, że seria ta wciąż ma wiele do zaoferowania, a im bliżej jesteśmy finału, tym mocniej manga rozpala ona wyobraźnię i emocje czytelnika. 


Mangę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Waneko.

Froszti
10 grudnia 2024 - 13:24