Ostatnimi czasy spotykam się coraz częściej ze słowem "epicki" albo "epa". Przykładowo mój znajomy stwierdził, że wszystkie filmiki zrobione przez Blizzarda są "epickie", a najnowszy film Jamesa Camerona pt. Avatar to jedna, wielka epa. Ja wiem doskonale o co mu chodziło, niemniej uważam, że obecne pokolenie graczy dość łatwo daje się wmanewrować w pewien trend posługiwania się nieznanymi zwrotami.
Wystarczy bowiem zajrzeć do zwykłego Słownika Języka Polskiego w wersji online i przeczytać, że "epicki" pochodzi od słowa "epika", które oznacza "jeden z trzech rodzajów literackich obejmujący utwory, których dominującą formą wypowiedzi jest narracja i opis". O co więc dokładnie tu chodzi?
Moim zdaniem wpadliśmy w pewną pułapkę naiwności. Łatwo uwierzyliśmy, że barwiąc nasz język rzadkimi zwrotami zostaniemy ocenieni nader wysoko pod kątem inteligencji. A tak nie jest, uważam wręcz przeciwnie - jeżeli jesteśmy w stanie stosować proste, mało skomplikowane środki komunikacji i tym samym dotrzeć do "ludzia" to wypadamy o wiele lepiej w ich oczach, niż zmyślając jakieś wydumane frazesy, o których mamy pojęcie jak o niedzielnym obiedzie kosmitów z planety XIHJS298 w układzie Alpha Centauri. Górnolotne, wypełnione po brzegi bogatym słowotwórstwem teksty zostawiam krajowej inteligencji, jej wychodzi to zdecydowanie najlepiej w przeciwienstwie do takiego grafomana jak ja. Inna sprawa, że "epa" to przejaw naszych czasów, tak jak kiedyś na kapuśniak dziadkowie mówili po prostu rumpuć. Każda geenracja ma swoje teksty. Zresztą zróbcie eksperyment, zaczepcie jakąś starszą osobę na ulicy i powiedzcie, że wasze miasto jest "epiczne". W 98,9% przypadków nie zrozumieją Was, gwarantuję.
Pytanie brzmi - czemu w ogóle ma służyć rodzina słowa "epika" w kontekście oceniania filmów, gier, muzyki itd.? W moim mniemaniu sprzyja to podkreśleniu wartkości tych pozycji o wybitnie emocjonalnym zabarwieniu, na które składa się połączenie obrazu i dźwięku. Mimo, że w rzeczywistości oznacza to coś innego, słowo "epa" brzmi monumentalnie i prężnie. Przykładowo dla mnie finał Mass Effecta jest bez dwóch zdań epicki bo Shepard z ekipą rozpoczyna osobistą krucjatę przy akompaniamencie znakomitej muzyki i w rewelacyjnie zrealizowanym środowisku. Z drugiej strony jazda po opustoszałym mieście w Need for Speed: Most Wanted nie posiada już epy, bo gra po 30 minutach robi się nudna jak flaki z olejem. I tu wraca problem indywidualnej oceny - dla jednego epę posiada Puzzle Quest 5, a dla drugiego Cheesmaster 7000, inny gracz z kolei za epiczny uważa jakiś fragment z Heavy Rain. I wszyscy mogą mieć rację, wszak tak te gry odbierają! Ale czy dzisiaj, gdy język polski został skutecznie zasyfiony i z-engliszowany kogoś obchodzi, że epicki znaczy coś innego? Mam nadzieję, że tak.