Krwawy południk wpadł mi w ręce w idealnym okresie, niedługo po tym, jak zakończyłem swoją przygodę z Red Dead Redemption. Gra zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, zarówno klimatem, jak i zaprezentowaniem galerii arcyciekawych postaci, ale chyba przede wszystkim, oprawą graficzną. Godzinami mogłem jeździć bez celu i gapić się na żyjący wokół mnie świat.
Książki Cormaca McCarthy’ego dopiero niedawno zaczęły ukazywać się w naszym kraju. Impulsem do wydania pierwszej z nich był chyba sukces filmu To nie jest kraj dla starych ludzi braci Coen, który powstał właśnie dzięki wydanej w 2005 roku powieści amerykańskiego pisarza. Ekranizacji doczekały się także wydana rok później i nagrodzona nagrodą Pulitzera Droga (w filmie główną rolę zagrał Viggo Mortensenem) i Rącze konie z 1992 roku (film z udziałem Penelope Cruz i Matta Damona).
Jednak najważniejszą książką w dorobku literackim McCarthy’ego pozostaje wydany dopiero teraz w Polsce Krwawy południk (Blood Meridian). Akcja powieści toczy się na pograniczu Stanów Zjednoczonych i w Meksyku w połowie XIX wieku. Bohaterem jest 14-letni dzieciak (po prostu dzieciak, w książce ani razu nie pojawia się jego imię), który niczym kapitan Benjamin Willard z Czasu apokalipsy odbędzie podróż do jądra ciemności ludzkiej psychiki i okrucieństwa.
Dzieciak przyłączy się do bandy łowców skalpów Johna Glantona, najemnika pracującego dla meksykańskich notabli. Tamtejsze władze płacą złotem za skalp każdego zabitego Indianina, ale Glanton i jego gang mało przejmuje się takimi ograniczeniami i w razie potrzeby jest w stanie wyrżnąć całe rodziny pokojowo nastawionych wieśniaków.
Krwawy południk nie jest żadną nowelką za grosik, bajką o bohaterach Dzikiego Zachodu w okresie jego największej świetności. To ponura opowieść o złu, które siedzi w każdym człowieku. Złu, do którego nie można odwrócić się plecami, bo ono jest wszędzie. Otacza nas zewsząd, nie daje żadnej możliwości ucieczki od siebie. Nie bez powodu sędzia Holden, zbrodniarz, pedofil, diabeł, w dużej części wręcz pierwszoplanowy bohater książki, jest uważany za jedną z najlepiej nakreślonych złych postaci w historii amerykańskiej literatury. Jego opowieści, przypominanie o nieuchronnym losie każdego bytu niejednokrotnie potrafią przeszyć dreszczem w trakcie lektury. Sędzie Holden mawia, że nie ma prawa istnieć nic, o czym on by nie wiedział. Tak właśnie objawia się jego niszczycielska natura.
Te 400 z okładem stron czyta się niczym poezję pisaną prozą. Liryczne opisy pełne najdziwniejszych metafor mogą opisywać zarówno wschód słońca, jak i zdzieranie skalpu lub obcięcie głowy. Bestialstwo w stosunku do ludzi lub zwierząt wylewa się z kart książki i może napawać wręcz obrzydzeniem. Istnieje jednak drugi wymiar, w którym dzieło McCarthy’ego wydaje się być prawdziwym zapisem tamtych czasów, w żaden sposób nie polukrowanym. Opisem tym bardziej trafnym, bo czerpiącym w dużej mierze z dość obszernej faktografii. Gang Glantona i jego meksykańska odyseja nie jest wymysłem pisarza, spora część z opisywanych w książce wydarzeń jest autentyczna i spisana przed śmiercią przez jednego z jego członków.
Zachęcam do sięgnięcia po Krwawy południk nie tylko osoby, które czują niedosyt po skończeniu RDR, ale przede wszystkim miłośników dobrej, niekoniecznie łatwej, literatury.