Dziewczyna o księżycowym imieniu - PaprikaCorpse - 19 września 2010

Dziewczyna o księżycowym imieniu

 

Gdy islamski radykał nie podał mi ręki, wtedy naprawdę się wkurzyłam. I nakręciłam film.

Jasmila Žbanic, reżyserka filmu "Jej droga"

 

Jak dobrze obejrzeć kawałek porządnego kina, po kawałku nieświeżego mięsa z tasiemcem, jakim okazali się być "Niezniszczalni". Mam wielki sentyment do "Pamięci Absolutnej", i zapewne, tak jak część z Was, wychowałam się na "Terminatorze" i "Rambo (I, II, III, IV, V)" (dzięki Ci, o starszy bracie!), a dorastałam przy "Dzikiej Orchidei"... ale nie kupuję przeciętnego filmu akcji bez TREŚCI, którym każą nam się ekscytować wyłącznie ze względu na fenomenalną obsadę.

 

TREŚĆ, TREŚĆ, TREŚĆ

Dlatego tak bardzo filmowo spełniona poczułam się, wychodząc z kina po "Jej drodze" Jasmili Žbanic. Passa świetnych filmowych wyborów trwa! - stwierdziłam, wracając do domu z zagadkowym uśmiechem pokerowego mistrza, który potrafi postawić tylko na dobre karty.

 

Zrinka Cvitešić jako filmowa Luna

"Jej droga" to najnowszy film obyczajowy bośniackiej reżyserki, autorki świetnej "Grbavicy" z 2006 roku. Rzecz dzieje się we współczesnym Sarajewie, w którym jak można się spodziewać, echa niedawnej wojny jeszcze nie wybrzmiały. W tym nieco smutnym krajobrazie, śledzimy historię pary, która stara się o dziecko. Luna jest uroczą stewardessą (w tej roli super gwiazda kina chorwackiego, Zrinka Cvitešić), a Amar to kontroler lotów, bohater wojenny i mówiąc krótko, facet z kłopotami. Żyją prosto i pozornie szczęśliwie. Do momentu, w którym okazuje się, że Amar ma problemy z płodnością, nadużywa alkoholu, co skutkuje zwolnieniem go z pracy. Tym samym życie Luny zaczyna się poważnie komplikować. A to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Amar postanawia się leczyć, w czym ma mu pomóc religia. To dzięki niej wychodzi z wyniszczającego nałogu. Niestety, nawet religia może stać się nałogiem, jeśli nie umiejętnie ją dawkować. Amar, który z dnia na dzień, stał się wyznawcą fundamentalistycznego odłamu islamu, wkrótce zaczyna się zachowywać jak surowy dogmatyk, doprowadzając z czasem swoje poczynania do granic absurdu. Popada z jednego szaleństwa w drugie, a relacje z wyzwoloną i piękną Luną komplikują się już nieprzyzwoicie. Jak z tym wszystkim poradzi sobie Luna? Co stanie się z nawróconym? I czy lekiem na jedno szaleństwo może być drugie szaleństwo?

 

Zrinka Cvitešić jako filmowa Luna

Film Žbanic nie daje prostych odpowiedzi. Przypomina jedynie, by żyć w zgodzie z własnym sumieniem, być niezależnym i nie walczyć z siłą wyższą! Wyobrażam sobie reżyserkę krzyczącą takie słowa - Zrób tyle ile jesteś w stanie, a jeśli Ci się nie uda, usiądź sobie wygodnie i daj sobie na wstrzymanie – bo nie ma nic gorszego, i nie ma siły bardziej niszczącej, niż człowiek zdesperowany!

To oczywiście jedynie moja własna interpetacja, którą ktoś inny może ocenić jako wywieszenie białej flagi. I bardzo dobrze, bo poczynania tej dwójki bohaterów nie są jednoznaczne.

 

Žbanic jak Kim Ki-Duk

Oczywiście to daleko posunięte porównanie, ale ja ufam swojej intuicji, i skoro to pierwsze skojarzenie, które mnie naszło, musi mieć jakiś sens. Dlaczego uważam więc, że ostatni film Žbanic przypomina mi filmy koreańskiego reżysera Kim Ki-Duka? Bo płyną powoli. Kadr za kadrem. Jak na zwolnionych obrotach, w klimacie niedopowiedzień i niepewnych uśmiechów. Tak jakby operator kamery w pewnym momencie zasnął i pozwolił aktorom na chwilę prywatności, a potem okazało się, że niechcący została ona uwieczniona na taśmie. To lubię. W czasach, kiedy w produkcjach filmowych wszystko dzieje się tak szybko,a granat za granatem w sam środek kolumny się nurza, a kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje, ryczy jak byk przed bitwą, miota się grunt ryje, a "Stalloni" we krwi wrogów się tapla, Arni na prezydenta, a Rourke tyje... w takich chwilach cudownie zanurzyć się w błogim spokoju i cieszyć się dłużyznami "Jej drogi".

PaprikaCorpse
19 września 2010 - 23:16