Zapaszek papieru - Fulko de Lorche - 22 września 2010

Zapaszek papieru

Po dwóch latach zalegiwania w piwnicznych pudłach gazety waszego mistrza pióra znowu ujrzały światło dzienne. Jak to się stało? Przez kobietę Fulko. Ona to, po wielu miesiącach utyskiwań i narzekań, zapędziła w końcu męża do piwnicy. "Zrób tu porządek, bałaganiarzu jeden, nie mam gdzie słoików trzymać!" - grzmiała niewiasta. "Unos problemos, mon cheri" - odpowiedział słodko wasz znawca francuskiego i wziął się ochoczo do roboty. Kilka godzinach  wytężonej pracy załatwiło sprawę. Fulko wyrzucił dwie tony starych gratów, a na pustych półkach ułożył swoje ukochate gazety o grach. Wyglądają teraz super, jest tylko jeden problem - zabrały miejsce słoikom. Fulko to jakoś z żonką załatwi...

To, że wasz ulubiony felietonista jest fanem czasopism o grach, wiecie już od dawna. W 2006 roku na łamach GOL-i opublikował artykuł (Zapach papieru), w którym chyba najdokładniej w historii polskiego netu opisał historię rodzimej prasy growej.  Tekst był długaśny i trzeba było podzielić go na trzy odcinki, ale nie ma się co dziwić - pism o grach na przestrzeni ostatnich dwudziestu kilku lat pojawiło się naprawdę wiele. Fulko założy się, że o wielu z nich przeczytaliście u niego pierwszy raz. Pisząc Zapach papieru wasz bard w dużej mierze bazował na własnej gazetowej kolekcji. Niestety, od jakiegoś czasu jego pisemka marnowały się leżąc w pudłach w piwnicy. Ale wreszcie koniec z tym.

Reklamy gier ze starych gazet nawet dziś wyglądają świetnie, mimo, iż w wiele z ówczesnych hitów można obecnie pograć na komórkach.

Układając gazety na piwnicznej półce Fulko przeniósł się w czasie. Każdy egzemplarz ma swoją historię, każdy związany jest z jakimś okresem w życiu czytelnika. Wasz mistrz pióra ukradkiem ociera łezkę, kiedy widzi w gazecie swoje nazwisko przy okazji napisania jakiegoś tekstu, spłodzenia listu czy wygrania konkursu. Eeech ten Fulko, ale z niego był gość! A propos konkursów, to właśnie dzięki zwycięstwu w jednym z gazetowych quizów wasz bard po raz pierwszy stał się posiadaczem pudełkowego oryginału na Amigę. To było niesamowite uczucie - posiadać oryginalną grę w czasach, w których kopiowane dyskietki z piratami można było oficjalnie kupić np. w księgarni technicznej.

Przebijając sie przez dziesiątki egzemplarzy pism Fulko najdłużej zatrzymuje się przy najstarszych tytułach. Szczególną estymą wasz ulubiony felietonista darzy Bajtki, a także stareńkie zachodnie periodyki o grach. Mimo, iż mają tyle samo lat co Bajtki czy pierwsze Top Secrety, wyglądają przy polskich braciach jakby pochodziły z innej planety: wielostronicowe, pełne kolorów,  wydane na kredowym papierze. Fulko kartkuje poklejony archiwalny numer Amiga Action. Boże, dla Amigowców to pisemko to była biblia. Ileż fajnych pomysłów, później wykorzystanych zresztą przez innych chłopaki mieli. I pomyśleć, że w tym periodyku pracowało tylko trzech text-writerów!

Wiele pomysłów z Amiga Action zostało skopiowanych przez następców. Ale nie wszystkie - z ligą gier w tak rozbudowanej formie, jak w Amiga Action Fulko nigdzie indziej nie spotkał.

Ale nieważne - polskie czy zagraniczne, stare pisma o grach mają w sobie jakąś magię.  Odurzony dziwnym zapaszkiem (żona Fulko mówi, że to zapach stęchlizny) wasz protagonista przerzuca pożółkłe kartki, czyta recenzje redaktorów, którzy dzisiaj są dziadkami i teksty czytelników, podjaranych hitami za 30 funtów, które dziś można dostać za darmo. Prawdziwym rarytasem są artykuły wizjonerów, którzy dawno, dawno temu próbowali przewidzieć przyszłość branży rozrywkowej gier. Różnie chłopy kombinowali, ale prawie nigdy nie wyobrazili sobie przyszłości takiej, jaka ona dzisiaj jest. 

Wiele pism i artykułów wartych jest przypomnienia dzisiejszemu pokoleniu graczy. Dlatego ilekroć Fulko będzie schodził po ogórki do piwnicy, tyle razy coś przytaszczy, przeczyta i z wami, szanowni czytelnicy  się podzieli.

Fulko de Lorche
22 września 2010 - 15:59