Obsidianowa MOCarella - eJay - 18 października 2010

Obsidianowa MOCarella

eJay ocenia: Star Wars: Knights of the Old Republic II - The Sith Lords
74

W ramach przed-falloutowego podniecenia postanowiłem sprawdzić jak z tworzeniem kolejnych części słynnych epopei cRPG radzi sobie Obsidian. W tym celu zakupiłem kilkanaście dni temu drugą część KOTORa (mogę to napisać - NARESZCIE!), zainstalowałem (4 płyty CD?!? Czemu nikt tego nie wydał jeszcze na DVD?) i odpaliłem. Mając w pamięci rewelacyjne wspomnienia przy kontakcie z "jedynką" oczekiwałem - skromne pisząc - sporej dawki epy. No i Mocy. Bo Moc najważniejsza jest, jak to mawiał mistrz Yoda.


Obsidian miał trudne zadanie. Zmierzyć się z legendą Knights of the Old Republic to jedno, dorównanie jej to drugie, a przegonić oryginał to trzecie. Stety, debiutujące wówczas studio zagrało maksymalnie bezpiecznie, oddając w ręce użytlowników niby kontynuację, ale z potężną dawką copy&paste oraz masą dziwnych rozwiązań fabularnych. Niby jest fajnie, ale zawsze mogłoby być lepiej, nie? Ale do rzeczy.

Przez cały czas czułem się jakbym grał w jakąś specjalną, rozszerzoną edycję dla totalnych fanatyków, którzy w pojedynczych dialogach doszukują się detali, smaczków, nawiązań do Expanded Universe itd. Problem Sith Lords tkwi w rozpiętości fabuły. Ciągnie się ona jak roztopiony ser, trzyma non stop gracza w ryzach, nie pozwala mu do pewnego momentu uwolnić *dżedajskiego* potencjału połączonego z tajemniczym charakterem historii zawartej w grze. Mamy bowiem okres powojenny, a główny bohater - wydalony z Zakonu, opuszczony przez Moc rycerz Jedi - stawia swoje pierwsze kroki, niczym bobas z pieluchą. Obsidian nie wiedziało jak ugryźć ten pomysł - czy kontynuować to, co spotkało Nas pod koniec pierwszej części, czy też postawić na zupełnie inną kartę. W rezultacie studio dokonało czegoś pośredniego tzn. echo przeszłości przez całe Sith Lords gdzieś tam się odbija, jednocześnie wcielamy się w kogoś, kto stara się swoją tożsamość i niezwykłe zdolności odzyskać. Takie rozwiązanie doprowadza do jednego - powtórki z rozrywki.


No i dochodzę do kolejnego dylematu. KOTOR 2 miejscami mnie wynudził. Tradycyjnie klikałem gdzie popadnie, byle szybko przejść przez pasywniejszy moment. Ale on trwał, trwał nadal, a ja czekałem na jakiegoś kopa. Przez bite kilka godzin, zwłaszcza na początku nie potrafiłem wdrożyć się w dzieje mojego herosa. Łaziłem po stacji w piżamie oraz z Vibrobladem w łapie i nie mogłem wychwycić tego starwarsowego klimatu. No musicie mi uwierzyć, jam rycerz Jedi, upadły co prawda, szlachtowałem wrogów w imię... sam nie wiem czego. Upadłej Republiki? Kraciastej koszuli? Może wyda wam się to dziwne, mi nie, ale w tej grze przydałby się solidny prolog, gdzie jako doświadczony wojownik badamy jakieś śledztwo, po czym wpadamy w pułapkę i lądujemy tam, gdzie normalnie Obsidian zaczął historię. Takich uzupełnień w Sith Lords właśnie brakuje. Przy oglądaniu filmu możemy sobie co nieco dopowiedzieć odnośnie wydarzeń rozgrywanych poza kadrem. W grze natomiast fabuła musi mieć ręce i nogi, nie ma miejsca na ustępstwa i braki. A tym bardziej na półśrodki, które pod koniec KOTORa 2 pojawiają się co chwilę.


Zrodziło to kolejne pasztetowe rozwiązania. Mniej więcej na poziomie Nar Shaddaa całość zdecydowanie przyśpiesza, ale przyśpiesza tak, iż trudno wszystko ogarnąć. Ten udziwniony pęd ku końcówce widać zwłaszcza w pojedynczych sekwencjach. Przykładowo, wykonując dla pewnego wieśniaka quest dostajemy w nagrodę miecz świetlny z dwoma ostrzami (!!!). Od wieśniaka. Miecz świetlny. Taaaaaa.... Albo jedno z głównych zadań polegających na zebraniu na Dantooine wszystkich Jedi i wynikająca z tego sytuacja, która stawia siłą bohatera pod ścianą. Kto to wymyślił?


Ale, ale, ale... nie ma co się pastwić. Wbrew pozorom w Sith Lords grało mi się "nawet" dobrze. Tytuł ma naprawdę świetne momenty, choć ewidentnie brakuje mu rozmachu. System walki jest jednym z lepszych, jakie widziałem, zresztą to samo mogę napisać o drzewku rozwoju. Wszystko jest 100% przejrzyste, ładnie opakowane, estetycznie wykonane. Mam nadzieję, że Bioware po zrobieniu trzeciego Mass Effecta weźmie się za dalszy ciąg Knights of the Old Republic. Nie dlatego, bo Obsidian pozostawił wiele niedomkniętych furtek, ale przede wszystkim dlatego, że tak wypada.

eJay
18 października 2010 - 20:13