Apache: Air Assault to mój cichy faworyt na listopadową niespodziankę. W ciągu najbliższych 30 dni mamy od groma ciekawych premier, w każdym niemal gatunku. Duchowy następca Desert Strike wydaje się być tym, czego oczekuję od gry zręcznościowej. Zacznijmy jednak od pewnego faktu. Apache: Air Assault tworzony jest przez to same studio, które solidnie spisało się przy konsolowym Ił-2 Sturmovik. To budzi we mnie niemały entuzjazm, przynajmniej o sam aspekt mechaniki rozgrywki nie muszę się martwić. Po drugie, gra hula na całkiem sprawnym silniku. Mapki nie mają być wcale takie małe, a jakość tekstur daleka od drugiej ligi. Będzie na co popatrzeć.
Seria Hawx nie przypadła mi do gustu. Działo się tam po prostu zbyt wiele wyssanych z palca fantasty cyrków. Chaos, zniszczenie, samoloty wystrzeliwujące setki rakiet w ciagu 5 minut... Nie strawiłem tego. Z Apachem nie musi być wcale lepiej, ale przynajmniej w jednej kategorii przebije słynną markę Ubisoftu, a mianowicie przejrzystości rozgrywki. Spójrzcie na poniższy materiał prezentujący fragmenty 3 misji. Miód malina jak dla mnie. Szczególnie część z eliminacją wrogów w Mogadishu przy użyciu termowizji wygląda znakomicie. Twórcy silnie kreują grę jako złoty środek między oczekiwaniami fanów symulacji, a arcade. Za pomocą kilku opcji będziemy w stanie przeistoczyć Apache: Air Assault w hardkor niezdolny do opanowania za pomocą klawiatury i myszki. Z drugiej strony nie zabraknie ułatwiaczy degradujących gameplay do miana wspomnianej przeze mnie zręcznościówki. Dokładając do tego multiplayer dla maksymalnie 4 osób w trybie kooperacji (przy czym developer wprowadzi możliwość grania we dwójkę przy jednym kompie/konsoli) grzechem będzie nawet nie spróbować.