Pierwszy raz grałem w Mortal Kombat na automacie gdzieś nad morzem (bodajże w Mielnie), później u kolegi na Amidze. Z racji tego, że jego „sześćsetka” nie miała wystarczającej ilości pamięci, o tradycyjnej walce z komputerem nie było mowy – gra wieszała się po zakończeniu pierwszego pojedynku. Nie pozostało nam nic innego jak tłuc się pomiędzy sobą. Ależ to była jazda! Znaliśmy tylko jeden cios specjalny – słynne „sznurowadło” – więc wybieraliśmy Scorpiona, zazwyczaj równocześnie. Co z tego, że każde kolejne starcie wyglądało niemal tak samo – ważne że wojownicy przypominali prawdziwych ludzi, a krew lała się strumieniami. Tyle do szczęścia potrzebowało dwóch czternastolatków, reszta była nieistotna.
Miłość do mordobicia spod znaku smoka przetrwała kilka lat. Nie grałem w żadne inne bijatyki, bo za nimi nie przepadałem, ale gdy na horyzoncie pojawiał się nowy Mortal, serce zawsze biło mocniej. Tłukąc w „dwójkę”, już na swoim pececie, zmarnowałem chyba pół roku, dla „trójki” dokupiłem 4 MB RAM i CD-ROM za dziewięć milionów starych złotych. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, mogąc rozrywać na strzępy rywali i obserwować jak wypada z nich pięć miednic, czterdzieści kończyn i pięć klatek piersiowych. A potem przyszła „czwóreczka” i entuzjazm opadł. Mimo, że gra była na powrót cholernie krwawa, a wykończenia przestały budzić uśmiech politowania, nie zaakceptowałem przejścia w trzeci wymiar. Kult bezpowrotnie minął, a sporadyczne posiedzenia przy Mortal Kombat 3, żeby sprawdzić czy nadal rządzę Kabalem, nie były w stanie go wskrzesić. To był koniec.
Od tamtych chwil minęło kilkanaście lat. Dziś jestem już dawno po trzydziestce, w mordobicia nie gram, tak jak nie grałem, ale gdy widzę obrazki i filmy z nowego Mortala, to moje serce znów bije mocniej. Ed Boon długo dochodził do wniosku, że najlepszym wyjściem dla jego kultowej serii będzie powrót do korzeni. Jeśli ten powrót będzie faktycznie udany, to i ja przypomnę sobie, jak to jest być czternastolatkiem. Obiecuję, że kupię wreszcie tę cholerną konsolę i skopię Wam wszystkim te tłuste od hamburgerów dupska. A potem zaszyję je na amen. Sznurowadłem Scorpiona.
Oj co prawda, to prawda. Nowy Mortal ma szansę naprawdę zarządzić. Street Fighterowi taki b2r dał sporego kopa, więc i ta seria na tym sporo zyska. Szkoda tylko, że nie będzie na PC... Będzie trzeba PS3 z szafy wyjąć..
Oooo taaak... Myślalem, że tylko ja tak mam :D Jedyneczki zbytnio nie pamiętam, ale dwójkę najmilej wspominam. Amiga 600, 4 dyskietki, czterech graczy (ja, brat i dwóch kuzynów) i masa połamanych prawdziwych joysticków... To było coś pięknego. Potem 3 i Ultimate to jużzupełnie kopały dupsko (ktoś pamiętam kod na fatale jednym przyciskiem?) :D Czwórka też była niezgorsza jak dla mnie. Ale potem co się stało przy okazji Armageddon czy o zgrozo vs DC Universe woła o pomstę do nieba. Grałem w każdę grę z uniwersum (pamiętaćt rzeba też o dobrym Mortal Kombat Mythologies: Sub-Zero i kiepskim Scpec Force) z niecierpliwością czekam na kwiecień. :)
Pierwszy raz grałem w Mortal Kombat na automacie gdzieś nad morzem (bodajże w Mielnie),
Jak byłem jakieś 4-5 lat temu w Mielnie to nadal stały te automaty z MK i graliśmy na nich, więc być może miałem zaszczyt grać na tym automacie co ty ;p
Byłem wtedy na koloniach i pamiętam że coś wykręciliśmy i pogonił nas właściciel tego namiotu z automatami, nieźle wialiśmy, jak to by powiedział kacper z na dobre i na złe: kurcze, fajnie było.
Każdy w miare szanujący się gracz, powinien mieć zaliczone Mortal Kombat. Ze mną było podobnie jak ze wszystkimi - gdzieś uslyszałem, zagrałem, potem wsiąkłem na dłuuuuużej. Odkryłem tryb versus i zabawa (tym razem z kumplami ) się ciągneła. Mam nadzieję że nie zrypią tego i Mortal Kombat będzie trzymał poziom
Jak widać MK nie wychowuje morderców i pederastów :) Ja pykałem w 3 i pamiętam, że zawsze w najlepszym momencie wołali mnie na obiad...
>>>...kupię wreszcie tę cholerną konsolę
Ja zrobiłem to parę dni temu - głównie dla nowego MK + multiplayer.
GaidenNinja ---> Czy te automaty były na terenie wesołego miasteczka? Bo tak mi coś świta w łepetynie. :)
Ja pogrywałem w MK II na automacie w wypożyczalni kaset wideo niedaleko mieszkania mojej babci. Tylko cholera, prawie zawsze starsi okupowali automat i trudno było się dorwać ;P
Na nowego Mortala również czekam. Choć nie nazwałbym się "fanem" serii, to jednak MK jest jedynym mordobiciem, które przyciągnęło mnie na dłużej niż parę rundek. Czym? Chyba klimatem i brutalnością, wręcz absurdalną chwilami.
UVI - Szczerze to nie pamiętam zbyt dobrze w którym one miejscu były, zgadza się były w miasteczku i były też inne, naprzeciwko takie genialnej lodziarni (może kojarzysz, robili tam najlepsze desery lodowe jakie jadłem w życiu, ile ja na nie wydałem kasy...), z tego co mi się przypomina to było to na drodze głównej, gdzie było najwięcej turystów i wieczne tłoki, nie pamiętam gdzie było dane mi grać w mortala, pamiętam dobrze że w miasteczku grałem w jakąś wyścigówke, bodajże outrun albo jakiś klon, a naprzeciwko lodziarni (czy było to nieco dalej niż na przeciwko) grałem z kolegami w coś rodzaju time crysisa, ale raczej bym się opowiadał za miasteczkiem, bo właśnie tam narozrabialiśmy tak że musieliśmy czym prędzej brać nogi za pas, a to właśnie wtedy grałem w MK. Mogłem coś pokręcić bo pamiętam już tylko urywki z mojej "wyprawy" do Mielna.
Naparzalem jak glupi w jedynke i dwojke, jednak trojka juz mnie tak nie wciagnela... Pewnie przez to, ze polknalem bakcyla SSF2T na PieCu i mialem ta gre w autoexecu :)
Oczywiscie ze czekam. SSF4 i Nowy Mortal to jedynie sluszny kierunek w jakim takie gry powinny isc.
Trzeba pamietac tylko ze do takiej gry albo klawiatura, albo trzeba dokupic Arcade'owego Joy'a. Bo na padzie grac sie nie da.
Y... pad to akurat 100 razy wygodniejszy do gry w mordobicie niż klawiatura...
Co tu dużo mówić - miałem podobnie.
Ile się nabiegałem po kioskach w dniu dostawy Secret Service żeby zdobyć Kombat Korner z rozpiską ciosów i móc gorączkowo wpatrywać się w screeny z tych arcydzieł. Dosłownie "wpatrywać", bo screeny w artykule miały wielkość koło 4x3 cm...
No i ile zachodu było, żeby wyciągnąć od kumpla spakowaną arj-tem kopię na piętnastu dyskietkach (nie ma rady, zawsze jedna okazywała się padnięta i trzeba było biec ponownie)...
Jedni z dzieciństwa pamiętają watę cukrową, a ja - wychodzenie z norton commandera przed uruchomieniem gry - "żeby szybciej chodziła".