Pomyślałem, że warto przybliżyć Wam filmy, które tak mi się spodobały, że zasłużyły na co najmniej dwukrotne obejrzenie. Będę starał się wybierać tu przede wszystkim dzieła, które z jakiegoś powodu nie zyskały w Polsce wielkiej sławy, będąc jednocześnie tym, czym moim zdaniem kinematografia powinna być. Podchodzę do tematu absolutnie subiektywnie, bez zabaw w Topy i rankingi, a z moimi rekomendacjami zrobicie co zechcecie.
Pierwszym filmem, który biorę na warsztat, jest "Monachium" (oryg.: Munich), mój ulubiony film w reżyserii Stevena Spielberga, znanego przede wszystkim z filmów przygodowych. W przypadku "Monachium" mamy do czynienia ze zrobionym absolutnie na poważnie, pełnym napięcia dramatem sensacyjnym, bez hollywoodzkiego dopasowywania się w gust przeciętnego pożeracza popkornu.
Film Spielberga rozpoczyna się dramatycznie, przedstawiając autentyczne wydarzenia, które miały miejsce 1972 roku. Podczas odbywających się wówczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Monachiumm doszło do tragicznych wydarzeń - członkowie palestyńskiej organizacji Czarny Wrzesień wdarli się do wioski olimpijskiej i zaatakowali członków reprezentacji Izraela, biorąc 11 z nich jako zakładników. 21 godzin później, wskutek krwawego finału, zginęli wszyscy izraelczycy oraz pięciu spośród ośmiu terrorystów.
Nie jednak te autentyczne wydarzenia stają się główną osią fabuły, a ich następstwa. Spielberg przedstawia nam mniej lub bardziej fikcyjną historię akcji odwetowej, którą wkrótce po zamachu zleca premier Izraela, Golda Meir. Głównym bohaterem staje się młody agent Mossadu, Avner (Eric Bana), któremu powierzone jest zadanie zebrania i pokierowania grupą mającą zlikwidować rozsianych po Europie członków Czarnego Września. Ekipę mścicieli zaczynają tworzyć: Steve (Daniel Craig), kierowca z RPA; Hans (Hanns Zischler), fałszerz dokumentów; Robert (Mathieu Kassovitz), pirotechnik; oraz Carl (Ciarán Hinds), były żołnierz, który ma "sprzątać" po wykonaniach kolejnych wyroków.
Choć przedstawiane wydarzenia są tylko częściowo prawdziwe i rzeczywistość różniła się w wielu aspektach od tego, co oglądamy w filmie, to główny wniosek, do którego doprowadza nas Spielberg, możemy odnieść do niejednej karty historii: odwet rodzi odwet, przemoc rodzi przemoc. Grupa pięciu agentów wykonuje kolejne egzekucje na autorach zamachu w Monachium, ale z czasem jedni terroryści zostają zastąpieni przez następnych, przez co operację izraelczyków zaczynamy postrzegać jako błędne koło. Z czasem sami agenci Mossadu zaczynają powątpiewać w słuszność sprawy - szczególnie, gdy również ponoszą straty wskutek odwetu palestyńczyków. Zemsta za terroryzm powoduje kolejne jego akty, a film kończy się wymownym ujęciem sylwetki Manhattanu jaką znaliśmy przed wrześniem 2001.
"Monachium" to dla mnie kino bliskie perfekcji. Spielberg umiejętnie dobrał obsadę, a na największe wyróżnienie zasługuje tu Eric Bana jako powątpiewający szef operacji oraz Geoffrey Rush w roli ironicznego "managera" grupy agentów. Fani ostatnich, bardziej dojrzałych "Bondów" dodatkowo docenią rolę Daniela Craiga, choć nie jest on tutaj główną postacią. Wyróżnienia domaga się dokładność oddania klimatu lat 70. w Europie - dzięki zastosowanym filtrom kolorów mamy wrażenie, że film kręcono przed trzydziestu laty, pomijając już wszystkie inne dekoracje, rekwizyty, samochody itd. z tamtych czasów. Za zdjęcia odpowiada nadworny operator Spielberga - Janusz Kamiński, zdobywca Oscarów za "Listę Schindlera" i "Szeregowca Ryana". Muzykę tradycyjnie skomponował inni wieloletni współpracownik reżysera - John Williams.
Polecam każdemu, kto chce wciągającego, zrealizowanego z rozmachem dramatu, który zamiast robić nam papkę z mózgu, skłonni do głębszych przemyśleń o świecie, w którym żyjemy.