Mortal Kombat II - najlepszy z całej serii - UV - 10 lutego 2011

Mortal Kombat II - najlepszy z całej serii

UV ocenia: Mortal Kombat II
90

W 1994 roku posiadacze blaszaków musieli uzbroić się w anielską cierpliwość wypatrując pecetowej wersji gry Mortal Kombat II. Swój debiut produkt firmy Midway zaliczył tradycyjnie na automatach coin-op i dopiero gdy te ostatnie dotarły do najodleglejszych zakątków świata, pokuszono się o przeniesienie nowego mordobicia na domowe platformy. Pecetowcy czekali na dedykowany im port chyba najdłużej ze wszystkich fanów, ale zostali też za to odpowiednio wynagrodzeni, bo to właśnie ta konwersja jest jedną z najlepszych w całej stawce. Kto by pomyśłał, prawda?

Nowi%20wojownicy%20i%20starzy%20znajomi.
Nowi wojownicy i starzy znajomi.

Pod względem technicznym nowa gra w niewielkim stopniu różniła się od swojego pamiętnego pierwowzoru. O przejściu w trzeci wymiar nie było jeszcze mowy – w Mortal Kombat II oglądaliśmy więc digitalizowane sylwetki wojowników, którzy walczyli ze sobą na dwuwymiarowych arenach. Choć „dwójka” nadal pracowała w niskiej rozdzielczości, poziom oprawy wizualnej znacznie się poprawił. Bohaterowie byli wyraźniejsi i lepiej animowani, a składające się z kilku planów tła nie sprawiały wrażenie tak statycznych, jak te w poprzedniku. Warto również dodać, że pecetowa edycja wykorzystywała paletę 256 kolorów i prezentowała się zdecydowanie lepiej, niż trzydziestodwukolorowa konwersja na konkurencyjną Amigę. Mortal Kombat II był jednym z dowodów na to, że w 1994 roku przyszłość blaszaków rysowała się w różowych barwach i że pecety zdołały wyprzedzić w jakości wykonania gier produkty na komputery firmy Commodore - jakby tego było mało, na ich poletku.

Zmian doczekaliśmy się również w samej rozgrywce. W Mortal Kombat II znacznie poszerzono listę bohaterów – gracze mogli wybierać swoich przedstawicieli spośród dwunastu standardowych wojowników (w pierwowzorze siedmiu) oraz trzech ukrytych. Każda z postaci dysponowała podstawowym garniturem ciosów, wspólnym dla wszystkich fighterów, a także kilkoma uderzeniami specjalnymi. Zwiększono również liczbę efektownych wykończeń, za pomocą których zwycięzca starcia mógł okazać wyższość nad  ledwo trzymającym się na nogach przeciwnikiem. Wszyscy bohaterowie otrzymali po dwie brutalne egzekucje (Fatality), a także możliwość zamiany wroga w dziecko (Babality) i okazanie przyjaźni (Friendship). W Mortal Kombat II istniała także opcja zlikwidowania rywali na konkretnych planszach – w „jedynce” istniała tylko jedna taka arena, a w „dwójce” aż trzy.

W Mortal Kombat II znacznie przyspieszono rozgrywkę i dopracowano reakcje bohaterów na wciskane klawisze. Autorzy zlikwidowali kilka różnych obostrzeń (np. możliwość obrócenia postaci w drugą stronę podczas wykonywania skoku), czym znacznie uatrakcyjnili pojedynki. Pojawiły się kombosy, czyli sekwencje ciosów niemożliwych do zablokowania, choć nie były one jeszcze w żaden sposób liczone. Starcia cechowały się dużo większa dynamiką niż te w pierwowzorze. Po kilku godzinach spędzonych z „dwójką”, poprzedniczka wydawała się nie tylko zaskakująco powolna, ale również bardziej toporna w sterowaniu.

Mortal Kombat II jest w moim przekonaniu najbardziej udaną odsłoną całego cyklu i doskonałym przykładem na to, że sequel może znacznie przewyższyć swojego protoplastę, o ile zrobi się go z głową.  Nie dość że wprowadzone zmiany korzystnie odbiły się na jakości rozgrywki, to na dodatek autorom udało się utrzymać specyficzny klimat pierwowzoru. Swoje tradycyjnie dołożyła także ogromna brutalność – twórcy nie patyczkowali się, dzięki czemu na ekranie krew leje się strumieniami. Przygotowane na potrzeby drugiej odsłony cyklu wykończenia okazały się najohydniejszymi  w całej serii, a w tamtych latach robiły tak duże wrażenie, że Ed Boon i John Tobias znów musieli się tłumaczyć przed obrońcami moralności. Szkoda że obu panom jaj zabrakło w przypadku „trójki”, ale to już temat na zupełnie inną opowieść.

UV
10 lutego 2011 - 18:41