DLC - smutny znak naszych czasów - Kono - 24 lutego 2011

DLC - smutny znak naszych czasów

DLC – te trzy przeklęte literki zbite razem działają na część grających (w tym mnie) jak płachta na byka. To, co z pozoru może wydawać się ciekawym rozwiązaniem dystrybucyjnym, tak naprawdę okazuje się być iście szatańskim sposobem wyciągania kasy z naszych kieszeni. Wiecie dlaczego?

Aby z przytupem zacząć rozmyślania wypadałoby odwołać się do „oczywistej oczywistości”, jaką jest stwierdzenie, że gracze lubią wyciskać z gry ostatnie soki. Oj lubią. Zwłaszcza, jeśli dany tytuł im się naprawdę podoba. Każdy z nas zapewne znalazł się w sytuacji, w której zostawał nam ostatni (fabularny) boss, ale gdzieś siedział sobie pewien potworek, który miał moc zmiecenia postaci lub drużyny gracza z powierzchni ziemi. Zazwyczaj przebywał on głęboko w jaskini, pływał przy dnie oceanu, albo ukrywał się, jako fioletowy dymek nieopodal organów (gratulacje dla osób, które wyłapały odwołania ukryte w tym zdaniu). Niemniej jednak pomimo tego, że przy pierwszym podejściu do niego zdołaliśmy przeżyć maksymalnie 30 sekund to jednak budziło się w nas coś, co kazało przeć dalej. Wtedy trzeba było wyfarmić odpowiednie przedmioty, wykuć najlepsze bronie przeczytać z dziesięć różnych strategii w pismach specjalistycznych by wreszcie po 5 godzinach mordęgi zabić skubańca. Jednym słowem kiedyś kupując grę w sklepie zapominaliśmy o bożym świecie i młóciliśmy ją aż do kompletnego wymasterowania.

Jak to wygląda dzisiaj? Ano nieciekawie. Spójrzmy na takiego Dragon Age: Origins. Nie zrozumcie mnie źle – bardzo lubię ten tytuł, bo każde fantasy RPG od BioWare łykam bez popitki. Jednak ilość (a w niektórych przypadkach i jakość) DLC do tej gry jest porażająca. O ile dodatki The Stone Prisoner czy Warden's Keep były zrobione ciekawie i z pomysłem to już Return to Ostagar jest lekką porażką. Nawet nie wspomnę tu o wszystkich itemkach, które dostępne były za złożenie pre-orderu. Nie powiem – jak wciągam się w jakiś tytuł to chcę wycisnąć z niego wszystko co ma do zaoferowania. Zrobić każde zadanie poboczne, zdobyć najlepszą zbroję i oręż – po prostu zobaczyć wszystkie elementy, nad którymi w pocie czoła pracowali deweloperzy. Tak mniej więcej było do obecnej generacji konsol, kiedy to zarówno Sony jak i Microsoft podłączyli swoje zabawki do globalnej sieci i sielanka się skończyła. Oczywiście, nie chcę tu wyjść na hejtera PS3 i Xboxa 360. Patchowanie przykrych bugów, które pojawiały się w grach od zawsze, jest jak najbardziej pozytywnym zjawiskiem, ale wydawanie tytułów niekompletnych i zarobaczonych jest co najmniej nie fair w stosunku do nas - graczy.

Wyobrażacie sobie, co by było gdyby system wydawania DLC do gier istniał jeszcze podczas poprzednich generacji? Weźmy na warsztat grę Shadow of the Colossus i zastanówmy się jak by wyglądała, gdyby poddać ją obecnym zabiegom wydawniczym. W podstawowej wersji dostalibyśmy grę na poziomie normal i... tyle – wystarczy. Następnie po 2-3 miesiącach wydany by został Hard Mode Pack zawierający trudniejszy poziom rozgrywki. Kolejnym krokiem byłoby wypuszczenie Time Attack Pack, w którym byłby zawarty nowy tryb rozgrywki i nagrody przewidziane za pokonanie kolejnych kolosów w odpowiednim czasie. Wszystko by się fajnie sprzedało i na koniec pojawiłby się The After Story Pack opowiadający o tym, co się wydarzyło po pamiętnym spotkaniu Lorda Emona z Wanderem. To nic, że historia opowiedziana w grze była idealna. Możliwość wyssania odrobiny gotówki jest tego warta.

Podsumowując – brakuje mi czasów, kiedy dodatki do gier wychodziły rok po premierze podstawki i dodawały masę rzeczy za rozsądną cenę. Tytuły takie jak Throne of Bhaal do drugiego Baldura, Lord of Destruction do Diablo 2, czy The Frozen Throne do Warcrafta 3 były mistrzostwem świata i na śniadanie zjadały dzisiejsze DLC. Mam cichą nadzieję, że Blizzard nie pójdzie śladami BioWare, które wypluwając kolejne średniej jakości dodatki straciło nieco w moich oczach.  Wiem, że to co było już nie wróci. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że przynajmniej Japończycy i część zachodnich wydawców będą się wstrzymywać przed zalewaniem nas bardzo przeciętnymi DLC.

Kono
24 lutego 2011 - 15:08

DLC to dla mnie:

Kompletny bezsens. Wróćmy do wydawania solidnych dodatków 78,8 %

Jeśli jest fajne i nie kosztuje wiele to czemu nie 15,6 %

OMG! DLC jest osom. Nie mogę doczekać się zbroi dla konia w Skyrim 5,6 %