Kilkanaście dni temu zakupiłem na Steamie w promocji Krwawą Forsę. Miał to być tytuł "na wakacje", który po gorącej liście hitów wydanych w Q1 2011 pełnić będzie funkcję zapychacza. Kolejne zlecenia Łysego okazały się jednak tak dobre, iż porzuciłem w kąt plany zakupu Bulletstorma czy kontynuowania podróży po Oahu w Test Drive Unlimited 2.
Najpierw trochę krytyki, bo Krwawa Forsa ma w sobie kilka znaczących wad, które obniżają końcową ocenę:
- system zapisu gry projektował jakiś DEBIL. Pierwszy raz mam do czynienia z sejwami, które kasują się po wyjściu z gry. Nie wiem jaki cel temu przyświecał, ale świadomość, że trzeba kończyć etapy przy jednym posiedzeniu wkurzała po strokroć.
- sztuczna inteligencja i jej działanie woła miejscami o pomstę do nieba.
- tylko 12 misji - Silent Assassin był dłuższy. Dobrze obcykane poziomy pozwalają przejść grę w ciągu... godziny? Może trochę więcej.
- fabuła gry pisana na kolanie. W ogóle Krwawa Forsa wydaje mi się packiem dodatkowych misji do Kontraktów. Przerywniki filmowe są wyjątkowo marne, niby wszystko układa się w logiczną całość, ale tak naprawdę gadki między dziennikarzem, a szefem ICA nie była dla mnie zbyt atrakcyjne.
- poziom trudności niektórych scenariuszy również nie satysfakcjonuje. Kilka razy zdziwiłem się, że najprostsza droga eliminacji okazała się najskuteczniejszą. O reputację Silent Assassin jest tu zdecydowanie łatwiej.
- Krwawa Forsa po dłuższym zapoznaniu pokazuje swoje bebechy i wady technologiczne. Jak patrzę na kilka filmów na Youtube ukazujących tzw. speedrun to dziwię się, że grałem w tą samą grę.
Wspomniałem jednak, że gra skradła mi kilka godzin życia. Bo ma ona niezaprzeczalne zalety. A są nimi:
- różnorodne etapy - każdy wyróżnia się oryginalnym wystrojem i klimatem. Mój ulubiony etap to dyskoteka Piekło i głośna, pieszcząca bębenki w uszach muzyka na parkiecie. Świetne wykonanie.
- dowolność w eliminacji celów - dróg realizacji zadań jest co najmniej kilka na poziom. Nie czułem się skrępowany liniowością. Odczułem to zwłaszcza w misjach, które rozgrywają się na dużych przestrzeniach (np. teatr, statek).
- system upgrade'ów - prostacki, ale dodający smaczku. Ulepszenia wpływają pozytywnie na użytkowanie broni, jak i potrafią nieco je utrudnić (większy recoil, brak celownika laserowego kosztem np. większego magazynka). Szmalu nie brakuje, więc można eksperymentować do woli.
- zakończenie historii jest niezłe, odbiega poziomem od reszty na plus.
- graficznie "daje radę". Jestem bardzo wyrozumiały w tej kwestii, zwłaszcza dla tytułów sprzed kilku lat. Krwawa Forsa nie odpycha, choć kanciasty łeb Agenta 47 trochę razi.
- fajnie, że gra co kilka minut luzuje poślady. Dziwaczne stroje, maski, jajcarskie metody likwidacji przeciwników (np. wstrzyknięcie trucizny do pączków) - rozgrywka potrafi momentami rozweselić.
- MUZYKA JESPERA KYDA. AVEEEEE MARIIIIIIAAAAAA!!!!!
- każda laska w grze ma duże cycki, co wpływa dobrze na samopoczucie estetów
- to jedna z ostatnich dużych gier, która wymaga kombinowania...jakiegokolwiek. Po ukończeniu Krwawej Forsy wszystkie skradanki wydają się jakieś spłaszczone i nastawione na akcję. I nie pisze tu o sytuacji, w której musimy wciskac przyciski odpowiedzialne za QTE, ale o planowaniu i myśleniu co się aktualnie robi i gdzie idzie.
Reasumując, to kawał naprawdę dobrej gry. Trochę niedorobionej, ale grywalnej i niebezpiecznie wciągającej. Jednocześnie przepraszam ortodoksyjnych fanów Hitmana za taką, a nie inną ocenę. Ortodoksem nie jestem ;)