Straszny czas kojotołaka - Kati - 11 marca 2011

Straszny czas kojotołaka

„Zew księżyca” Patricii Briggs to kolejna powieść wpisująca się w nurt modnego ostatnio urban fantasy. Opis na okładce brzmi zachęcająco, zobaczmy jak sprawa się ma z zawartością.
Główna bohaterka, Mercedes Thompson, jest mechanikiem samochodowym w niewielkim mieście gdzieś w Stanach. Ma pewną niezwykłą cechę – potrafi zmieniać się w kojota. Jej sąsiadem jest wilkołak, były szef gremlinem, a jednym z klientów wampir. Interesująca mieszanka, nieprawdaż?

Zwykli ludzie wiedzą tylko o istnieniu tzw. pomniejszych nieludzi, którzy musieli się ujawnić – nauka posunęła się tak daleko, że nie było możliwości dalszego ukrywania ich egzystencji. Potężniejsze istoty, jak wampiry czy wilkołaki, jeszcze się nie ujawniły, ale ta chwila zbliża się wielkimi krokami. A na razie Mercedes daje pracę młodemu, niedoświadczonemu wilkołakowi, który najwyraźniej ma kłopoty. Kłopoty, które oczywiście staną się udziałem naszej bohaterki. Kieruje ona chłopaka do swojego sąsiada, wilkołaka-Alfy tamtejszego stada. Jest to rozsądne posunięcie, które niestety ma niespodziewane konsekwencje. Dom Alfy zostaje zaatakowany, on sam ranny, jego córka porwana, młody wilkołak zabity… Na pomoc rusza oczywiście pani mechanik.
Niestety fabuła nie zalicza się do rewelacyjnych i nie grzeszy oryginalnością. Główny wątek jest przekombinowany i naciągany. Bohaterowie są papierowi, bez krztyny życia, nie byłam w stanie przejąć się ich losami. Ani akcja, ani poznawanie przeszłości Mercedes nie wciągnęło mnie. Do końca dobrnęłam tylko z poczucia recenzenckiego obowiązku.

Ciągłe podkreślanie niesamowitości istot nadprzyrodzonych, rzekomej grozy sytuacji nie daje pożądanego efektu – wręcz przeciwnie, nudzi. Ot, zwykłe stwierdzenia pozbawione ładunku emocjonalnego, nie tworzące atmosfery. Nachalne przypominanie „jakie-to-wilkołaki-niebezpieczne-i-trzeba-uważać-co-się-przy-nich-mówi-lub-robi” zamiast niepokoju czy strachu wywołuje ziewanie i wzruszenie ramion. Humor także nie jest najwyższej próby. Wydawało mi się, że niektóre sytuacje czy dialogi miały być śmieszne, ale nie mam stuprocentowej pewności – być może miały być na poważnie, a tylko przypadkiem wyszły jak nieporadna próba rozbawienia czytelnika?
Wiem, że w literaturze praktycznie wszystko już było i trudno jest o coś naprawdę oryginalnego, ale nawet powieść poruszająca niespecjalnie wyszukaną tematykę, wykorzystująca ograne motywy może być niezłym czytadłem na gorące letnie dni, jeśli autor jest wystarczająco sprawny. Niestety Patricii Briggs tej sprawności zabrakło. „Zew księżyca” nie da się zaliczyć nawet do wspomnianej kategorii „czytadło”. Zamiast zapowiadanego mroku, mamy nudę. O której mam nadzieję jak najszybciej zapomnieć. Gorąco nie polecam.

Kati
11 marca 2011 - 21:57