Crysis 2 jest ostatnio na ustach wszystkich, a odzew wydaje się wyraźnie pozytywny. Oceny wysokie, gracze zadowoleni, jest OK. Tylko na PS3 trochę mierzi, ale przynajmniej wśród posiadaczy X360 panuje względny spokój. Idealną ciszę i harmonię tej premiery zaburza jednak dla mnie ciągłe "włączam nanowizję" dobiegające z głośników w salonie.
Na początku założyłem, że polska wersja to tam meh, wiadomo, i nie ma co się przejmować. Potem jednak patriotycznie uznałem, że gadatliwy kombinezon jest prędzej bugiem całej gry, niż jej polonizacji. Bo amerykańskie, niemieckie i francuskie modele nanosutków pewnie nawijają tak samo męcząco. Taki punkt widzenia zaprezentowałem w Przeglądzie tygodnia - ale coś wciąż mi nie dawało spokoju. I mam już swoją teorię, dlaczego w polskiej wersji kombinezon męczy bardziej niż w innych.
Skończyłem w życiu trochę kursów poetycko-stylistyczno-retorycznych i nasłuchałem się mądrych ludzi mówiących o naszym języku. Stwierdzeniem, które szczególnie mi się w przypadku Crysisa 2 przypomina, jest punchline pani dr Orzechowskiej z UJ: "Czasownik jest w polskim języku bardzo ciężkim słowem".
maximum armor - pełny pancerz
cloak engaged - włączam maskowanie
nanovision enabled - włączono nanowizję
Pierwszy przykład jest najlżejszy już na pierwszy rzut oka. Natasia podpowiada przy tym, że angielskie czasowniki w formie biernej - engaged i enabled - kognitywnie są w zasadzie przymiotnikami. Nie idzie za nim taki deklinacyjny hardkor, jak za naszymi "włączono" i co gorsza "włączam".
Pomyślcie, ile mamy w polskim odmian czasownika, ile zmiennych jest w każdej jego realizacji. Kiedy słyszymy czasownik jako Polacy, chcąc nie chcąc, odbieramy te informacje. Kiedy więc kombinezon używa osobowej formy "włączam" - moja przynajmniej podświadomość trochę się gubi. Kto włącza? Ty? Taki detal potrafi wejść z butami na immersję świata przedstawionego. Pewnie myślicie, że przesadzam - ale nie, mówimy o poziomie percepcji nierejestrowanym przez świadomy umysł. Ale to wszystko w nas siedzi.
Pani dr Orzechowska uczyła, żeby czasowników używać ostrożnie i docenić fakt, że są one takimi potężnymi wieżami oblężniczymi w armii piechurów-części-mowy (no dobra, to już moje porównanie). Gdyby kombinezon mówił "maskowanie włączone", byłoby trochę lepiej - bo imiesłowy są spoko. Chociaż i tak najlepiej byłoby zostawić po prostu samo "maskowanie", "nanowizję" itd - przecież wiadomo, o co chodzi. Poświęciłoby się wierność tłumaczenia, ale zachowałoby funkcjonalność przez dobre rozładowanie napięcia semantycznego (LOL, no trochę sobie robię jaja z tymi terminami - ale tylko troszkę).
Ostatecznie, ta zmiana nie spowodowałaby, że nagle kombinezon przestałby nas drażnić. Ale na pewno byłoby trochę lżej i płynniej. Może wina leży też po stronie produkcji głosu, który w polskiej wersji jest dużo bardziej "konkretnie" umieszczony w przestrzeni, mniej rozstrzelony po kanałach surround, a przy tym mniej bezosobowy.
Jeśli macie inny pomysł, to dyskutujmy. Bo to ciekawe i może do czegoś dojdziemy.
Jak mówi Natasia, cytując Dana Bejara, "My grasp of the verb is a weak one".