Krwawa instant-klasyka czyli Włóczęga z shotgunem - eJay - 26 kwietnia 2011

Krwawa instant-klasyka, czyli Włóczęga z shotgunem

Nie Maczeta, Death Proof i Planet Terror są najlepszymi filmami grindehouse'owymi ostatnich lat. O lata świetlne wyprzedza je Włóczęga z shotgunem, czyli fabularna wersja fake-trailera wyświetlanego przed hitami tandemu Tarantino-Rodriguez. Obraz wyreżyserowany przez Jasona Eisnera to bezkompromisowa, wypełniona po brzegi społeczną zgnilizną opowiastka o bezdomnym, który postanawia pewnego dnia wziąć sprawy w swoje ręce. I jakie to jest zarąbiste!

Hobo (ang. "włóczęga") to poczciwy staruszek z wypisaną na twarzy przeszłością. Przyjeżdża do miasta pociągiem, bo marzy o otwarciu własnego interesu - zbiera pieniądze na kosiarkę do trawy. Jest tak szczery, że nawet nie próbuje oszukać przechodniów i prosić ich o dolara na operację dla kalekiego syna (mistrzowska scena). Hobo trafia jednak na ulice pełne zwyrodnialców, gwałcicieli, pedofilów, alfonsów i morderców. Obserwując otaczający go syf nie wytrzymuje i postanawia wydać uciułane pieniądze na strzelbę oraz dodatkowe naboje.

W roli głównej wystąpił Rutger Hauer i z wielką radością mogę napisać, że to najlepsza jego rola od wielu, wielu lat. Co prawda częściej widzieliśmy go w filmach klasy Z niż w kasowych blockbusterach, aczkolwiek nie ma tego złego... Hobo to 100% amerykański bohater poprzedniej epoki, w której dominowały twarde zasady, moralność i czyn. Postać ta zyskała moją sympatie już po pierwszych sekundach, kiedy widzimy ją uśmiechniętą od ucha do ucha. W dalszych fragmentach filmu radosnego Hauera próżno szukać, albowiem początkowy optymizm przeradza się w rzeź budzącą skojarzenia z Martwicą Mózgu Petera Jacksona ;)

Włóczęga z shotgunem nie jest ani komedią, ani pastiszem filmów grinedhouse'owych oraz tarantinopodobnych wynalazków. To jest grindhouse pełną gębą. Wszystko w nim jest niebywale przerysowane, wykonane niedbale, szokujące, tanie i brutalne. Czarne charaktery nie mają sumienia, Policja w mieście stoi po stronie przestępców, lud ucieka w popłochu przed idiotami kręcącymi na żywo jackassa za kilka dolarów, a przemoc jest tak dosadna, że tylko prawdziwi smakosze docenią autorską wizję ulicznego sądu. Nie jest trudno zauważyć pewnej oryginalności wizualnej. Każde ujęcie skąpane jest w konkretnym kolorze, zazwyczaj bardzo jaskrawe i jednocześnie kontrastowe.

Pomimo wyzwolenia się spod cenzorskiego jarzma historia Hobo niesie za sobą pewne przesłanie. Jest w filmie taka scena, kiedy wymęczony walką z bandytami bohater staje przy oddziale dla noworodków i rzecze:

I used to be like you. A long time ago. All brand new and perfect. No mistakes, no regrets. People look at you and think of how wonderful your future will be. They want you to be something special, like a doctor, or a lawyer. I hate to tell you this, but if you grow up here, you're more likely to wind up selling your bodies on the streets, or shooting dope from dirty needles in a bus stop. And if you're successful, you'll make money selling junk to crackheads. And don't think twice about killing someone's wife, because you won't even know it's wrong in the first place. Maybe... you'll end up like me. A hobo with a shotgun.

Absolutnie powalający monolog, niewymagający dodatkowego komentarza.

Hobo with a shotgun to jak dla mnie najlepszy film pierwszych miesięcy 2011 roku. Okraszona hektolitrami juchy zabawa, być może znakomity wybór na imprezę i wspólne jaranie się akcjami włóczęgi przy spożywaniu piwka. Maczeta może się schować. Hauer pozamiatał.

OCENA 8/10


BTW. Wielki plus dla autora plakatu za zachowanie klimatu i mega-taglajn:

eJay
26 kwietnia 2011 - 12:05