Naprawdę mało jest seriali które mimo dziesięciu lat emisji, dziesięciu zakończonych sezonów chce się obejrzeć jeszcze raz. A to właśnie mnie czeka – i wcale nie będę tego unikał – ze Stargate SG-1. Serial telewizyjny tworzony w latach 1997-2007 dorobił się ogromnej rzeszy fanów, kilku odłamków (skoro kłują Was w oczy spinoffy) i stał się legendą.
Nie wiem dokładnie co stało się tego przyczyną, zresztą, chyba nie ma jednej takiej. Tu na pewno zadziałało kilka mechanizmów które z serialu obiektywnie patrząc zupełnie przeciętnego uczyniły jedną z większych sag telewizyjnych (nie liczę oper mydlanych, bo to całkiem inna kategoria). Wymienić je wszystkie oznaczało by napisanie książki, ja się tego nie podejmuję. W kilku słowach chcę tylko przedstawić Wam, dlaczego mi ten serial się podobał. Przy okazji też serdecznie zachęcam, jeśli jeszcze go nie widzieliście a lubicie lekką, przyjemną fantastykę, musicie Stargate SG-1 obejrzeć.
Zacząć trzeba chyba od aktorów, a w zasadzie od jednego, bo nie wątpię, że początkowo ogromną ilość widzów przyciągnął Richard Dean Anderson. Pozostali – tam samo zresztą jak sam Dean – mistrzami gry nie są, ale w swoich bohaterów wcielili się na tyle dobrze, że teraz chyba ciężko im się od nich odciąć. Sami bohaterowie to mistrzostwo stereotypowych postaci. Cała główna czwórka to przez zdecydowaną większość odcinków ekipa praworządnie dobra, mądra, troskliwa i ofiarna. Do tego tworząca świetny zespół doskonale się uzupełniający. Każdy z bohaterów odgrywa ważną rolę w całym serialu, nie ma tu koncentracji na jednym z członków ekipy – i dobrze.
Bohaterowie drugoplanowi i epizodyczni to również najwyższa półka. Przerysowani, jaskrawi, przewidywalni, tworzą doskonałe tło do epickich wydarzeń. Tu cały czas chodzi o ratowanie świata i chociaż z sezonu na sezon zagrożenie się zmienia i przemieszcza, to bohaterowie mimo coraz większych dostępnych środków muszą poświęcać tyle samo sił, żeby ziemia pozostała ziemią. Przerabiają przy tym setki stereotypowych scenariuszy, przedzierają się przez dziesiątki różnych mitologii, tu wszystko jest pomieszane jak w dobrym blenderze i w niczym to nie przeszkadza. Autorzy mają swoją wizję którą konsekwentnie realizują a widz chce oglądać dalej, dowiedzieć się, co będzie w kolejnym odcinku, kolejnym sezonie.
Wszelkie niedoróbki i niejasności warto puścić w niepamięć, nie zmieniają one odbioru całości. Ta – jak dla mnie – jest jednym z lepszych seriali s-f jakie miałem okazję oglądać. Oczywiście nie zdziwię się, jeśli ktoś mi powie, że SG-1 to żenada, kpina z konwencji, rzecz dla dzieci. Jego prawo, jego strata, ja do Stargate wrócę jeszcze w tym roku.
Universe już też niestety nie ma :(
Najmniej żałuję Atlantis. Choć sam motyw Atlantydy był ciekawy to, jednak twórcy nie popisali się głównym wrogiem. Wraith mieli potencjał, ale to nie ta liga co goauld. I ogólnie Atlantis taki plastikowy się wydaje. Nie zmienia to faktu, że się przyjemnie oglądało, choć wolę Universe oraz SG-1.
Szkoda, że twórcy maja problemy finansowe. Nie chcą nikomu odsprzedać praw i jednocześnie rozwalili cały projekt StarGate'ów (5 sezonów Universe, +2 filmy (w tym jeden kończący definitywnie wątek Atlantis. A ten drugi to w ogóle miał być jakiś cross-over wszystkich trzech serii.)).
W Universe właściwie urzekli mnie bohaterowie, którzy w odróżnieniu od SG-1 nie są czarno-biali.
SG-1 to liga wyzej niz SGA. O SGU nie ma co nawet mowic, serial byl tak zalosny, ze sie nie dziwie ze juz go nie ma :)
o universe w tym cyklu bede mogl napisac juz niedlugo - niestety. pierwszy sezon srednio mi podszedl - glownie przez kamere w stylu BSG, ale potem było już znacznie lepiej. niestety, serial okazał się chyba za spokojny dla amerykańskiego widza.
yasiu -> nawet nie chodzi o kreacje postaci bo np. ten doktorek MacMilan ? Mi sie jako postać podobał. raczej chodzi o zauważalny i raczej niczego nie tlumaczący brak konsekwencji. Nie jestem teraz w stanie sypać przykładami z lewa i prawa, ale takie pozostawił po sobie wspomnienie ten serial.
Z pierwszym sezonem SGU (tyle oglądłem) było jeszcze gorzej. Wysłanie w neta gry, która ma być kodem na odkrycie jak uruchomić SG? Na dodatek wygrywa go jakiś nieudacznik.. nie przemawiają do mnie takie zabiegi.
BTW. 10 sezonów serialu to dla mnie chyba jednak za dużo.
Przebrnąłem przez całość, jakiś rok temu. Serial był znośny (a nawet momentami dobry) tak do szóstego (siódmego?, nie pamiętam już) sezonu. Wiem, że przy ostatnich dwóch, musiałem się nieźle "spinać" aby obejrzeć chociaż jeden odcinek bez robienia sobie przerwy. Zresztą, odniosłem wrażenie że później ten serial był kręcony już tylko dla pieniędzy (wiem, wszystkie inne też są po to robione). Co więcej, wydawało mi się, że samym aktorom już się "nie chciało" i przy serialu trzymał ich tylko brak innych propozycji. Niestety (albo stety), końcówka SG1 zraziła mnie na tyle do tego uniwersum, że SGA i SGU zostały z góry skreślone i nie obejrzałem ani jednego odcinka.
PS. Czy tylko mnie najbardziej w serialu irytował Shanks?
Cała główna czwórka to przez zdecydowaną większość odcinków ekipa praworządnie dobra, mądra, troskliwa i ofiarna.
No właśnie przez większość czasu, ale właśnie dzięki temu jak robią coś niewłaściwego jest to tak charakterystyczne.
SG-1 jest świetnym serialem, ale po wyeliminowaniu Goa'uld scenarzyści nie potrafili pociągnąć dalej fabuły. Prawdę powiedziawszy, to Atlantis był o wiele lepszy niż ostatnie sezony SG-1.
Universe miał potencjał, ale scenarzyści StarGate są dobrzy w jedno odcinkowych fabułach i niestety Universe, którego fabuła ciągnęła się przez wiele odcinków był ponad ich możliwości.
Z jednej strony szkoda, że uniwersum SG raczej nie będzie rozwijane w serialach, ale z drugiej może to i lepiej. Pewnie za 20-30 lat doczekamy się restartu serii, o ile wciąż te restarty będą w modzie tak jak w naszych czasach wskrzesili BSG czy V.
kjx - zapewne nie tylko Ciebie, dla mnie był na równi z Amandą :D
Likfidator - dlatego napisałem, przez zdecydowaną większość, bo bywały odpały i bywały ciekawe :)
Z kosmicznych s-f najbardziej utkwił mi w pamięci Space: Above and Beyond (nasz wspaniały, polski tytuł to Gwiezdna eskadra), był tylko (chyba tylko) jeden sezon i kończył się, tak jak by urwaniem wątku... (pewnie miał być ciąg dalszy, który nigdy nie powstał).
Seria powstała przed SG1, który też niczego sobie, ale według mnie gorszy od SAAB, szczerze polecam SAABa, jak ktoś chce sobie przypomnieć ten serial (Pijawy, żelaźniaki...)
świetny serial. ale mimo wszystko chyba nie zaryzykowałbym dobrych wspomnień oglądając go jeszcze raz :) w końcu trochę lat już minęło, a skoro jeszcze wtedy zdarzały się wkurzające aspekty - jak np. głupiejące z sezonu na sezon wątki przewodnie - to co dopiero teraz...
SG1 było genialne gdzieś do 5 sezonu, gdzie mix mitilogii z scifi był po prostu intrygujący. Poza tym sam Dean Anderson potrafił rozbawić człowieka do łez tylko faktem że pojawił się na ekranie.
Atlantis było niestety drętwe, było tak kiczowate jak tylko mogło być. Nie było aktora który przyciągałby do ekranu, nie było intrygującej historii, za to nudne klepanie schematu z odcinka na odcinek.
Jak ktoś szuka lekkiego i przyjemnego w oglądaniu serialu a'la SG1 to polecam Firefly(który zauroczył mnie chyba nawet bardziej), niestety nakręcono tylko pół sezonu i film :(
Za to Universe jest genialne. O ile na początku odrzucali mnie aktorzy sprawiający wrażenie że będzie to durny serial z targetem a'la 90210, o tyle w trakcie okazało się że całkiem znośnie kreują postacie, które odziowo jak na amerykański serial nie są czarno-białe. Poza tym to wylewające się z ekranu poczucie pustki, osamotnienia czy wręcz beznadziei zwyczajnie mnie zauroczyło(taka trochę Odyseja Kosmiczna 2010). No i skończyły się wreszcie akcje ratunkowe ziemi z odcinka na odcinek! :)
Szkoda tylko że syfy wycofało się z emisji i mgm ubiło serial, bo był to dla mnie genialny mix Odyseji kosmicznej, BSG i StarTrek'a. Skatalizowany przez klimat obraz stał się wyrazistym przekazem o ludziach jako takich, o ich słabościach, emocjach i rozterkach. Pozostaje mieć tylko nadzieję że jeszcze do serialu powrócą.
czy Firefly jest taki lekki i przyjemny? Nie wiem, to raczej klimat dla trochę doroślejszego widza niż SG-1 - nie zmienia to jednak faktu, że jest godny polecenia :)
Bardzo ładnie też napisałeś, dlaczego Universe mi się podobało. Niestety, ubito go kiedy tak naprawdę zaczął się fajnie rozkręcać. I zgadzam się z tym, co tu ktoś napisał, zawiązanie całej historii było idiotyczne, ale im dalej tym lepiej.
[8] - Ostatnie dwa sezony to już inna bajka. To właściwie Farscape w świecie Stargate. Scenarzyści trochę przesadzili z głównym wrogiem ale mi sie to oglądało całkiem fajnie.
Co tu dużo mówić.
Stargate SG-1 (1-7 sezon) - 10/10
Stargate SG-1 (8-10 sezon) - 7/10
Stargate Atlantis - 7/10
Stargate Universe - 6/10
Zawsze chętnie oglądam jak leci SG-1 na AXN :)Ten serial się w ogóle nie nudzi. To samo można powiedzieć o X-Files i Friends.
a ja sie wlasnie zastanawiam czy zaczac. W sumie jeszcze Star Trekow wszystkich nie skonczylem...Ciekawe czy ktos kiedys cos o ST naskrobie na gameplayu :)
to, że nie będzie następnej serii Stargate Universe to wiadomość potwierdzona, czy zwykła plotka?
to, że nie będzie następnej serii Stargate Universe to wiadomość potwierdzona, czy zwykła plotka?
SyFy anulowało emisję serialu. Prawa do produkcji należą do MGM, ale Ci mają z kolei bardzo duże problemy finansowe i zdaje się planują utrzymywanie się tylko z Jamesów Bondów. Twórcy chcieliby tworzyć dalej, ale nikt nie jest tym zainteresowany. Serial jest aktualnie zakończony, choć twórcy zostawili sobie furtkę na kontynuację, gdyby jakoś sytuacja się poprawiła za parę lat.
Ogólnie mówiąc na chwilę obecną uniwersum Stargate jest zamknięte.
szkoda, serial może nie jest tak zajebisty jak oryginalne SG-1, ale da się to oglądać.